Tutaj, teraz i tak - cz. 2

para, całowanie
Ona pocałowała go po raz pierwszy. Tutaj, w tym cholernym salonie, w tym obrzydliwym, jasnym świetle.
/ 31.03.2009 10:48
para, całowanie

Smakowała piwem, kawą, jakąś dzikością, w połączeniu ze słodkim, bliżej niezidentyfikowanym zapachem jej włosów, stanowiło to hybrydę zawładniającą zmysłami smaku i powonienia. Widmo Rafała, jej gorycz i jego wątpliwości – zniknęły. Nie przywoływał ich z powrotem. Nawet już o nich nie myślał. Objęła w posiadanie kolejny zmysł – szósty – jego myśli należały do niej. Cały należał do niej. Ściągnęła z niego koszulę, z namaszczeniem przesuwając palcami po gładkiej skórze, zarysowanych mięśniach, rwanych niecierpliwym oddechem żebrach… Odsunęła się od niego na kilka milimetrów; smagała ciepłym powietrzem jego policzek, rozpinając zatrzaski paska – jednym szarpnięciem zsunęła z jego bioder dżinsy. Został w samych tylko bokserkach. I we wstydzie. Własnym, palącym wstydzie.

Rzuciła znaczące spojrzenie w kierunku sypialni. I cholera, uśmiechała się. Nie powinna. Nie powinna była tutaj przychodzić, nie, nie, nie… Stanęła na miękkim dywanie i pozwoliła mu patrzeć, jak powoli zdejmuje z siebie krótką spódniczkę. Włosy rozsypały się po nagich plecach, miała na sobie jedynie bieliznę i niebotycznie wysokie szpilki.

Nie było szans na ucieczkę. Właściwie nie było szans na nic. A mimo to wahał się dłuższą chwilę. Stała w progu sypialni. Cierpliwa. Spokojna. Mógł walczyć ze sobą całą noc, a i tak by nie wygrał. Nie miał jej nic do zaoferowania. Wyciągnęła do niego rękę, a on ją uścisnął. Nagle zdał sobie sprawę, że przecież cały on, to wcale nie jest nic. Wysokie szpilki zostawiła przy łóżku. Uśmiechnęła się. Lekko, na zachętę. Delikatnie. Zatopiła palce we włosach u nasady jego karku. Teraz on się uśmiechnął. My – hedoniści.

Zapadła się w miękką pościel. Sprawiała wrażenie, jakby doskonale pasowała do łóżka, w którym przecież nigdy jej nie było. A może jednak to tylko złudzenie? Może w dalszym ciągu jedynie się usprawiedliwiał? Pod jego ciężarem wydawała się cholernie drobna. Wąskie ramiona, wyraźnie zaznaczone obojczyki zbiegające się w dwa urocze uwydatnienia, szczupłe ręce z siłą przygarniające jego plecy, smukłe biodra wyrywające się do jego z niemal dziką namiętnością, oklepane, ale innego słowa nie był w stanie użyć w tej chwili. Jej stanik, jej stringi, to wszystko było irytujące niepotrzebne, nie teraz, kiedy tylko krok dzielił go od szaleństwa, do którego zbliżał się za każdym razem, gdy patrzył na nią tak inaczej.

Właśnie stawał nad przepaścią. Gdy przyciągnęła go do pocałunku, mocnego, głębokiego, niecierpliwego, nie był w stanie utrzymać się na ramionach. Zniknęła jego siła, niepewność, wątpliwość, cały jego świat nagle zdał się mieć nową hierarchię, z nią w samym centrum, z nią, łamiącą wszelkie możliwe reguły, zasady, budującą fundamenty dziwnej moralności, bo jak właściwie mogli robić to, co robili albo jakim cudem to, co robili, mogło wydawać się takie właściwe.

Prowadziła jego palce po swoim ciele, zapoznawała je z miejscami, gdzie były najbardziej pożądane, wskazywała dokładnie, jak doprowadzić ją do szaleństwa, zawładniając ostatnimi zmysłami, jakich mu jeszcze nie odebrała. Dotykiem rozpoznawał gładkość skóry, o jakiej nie śnił w najodważniejszych snach, wzrok nie potrafił ogarnąć piękna i zmysłowości, a słuch nie nadążał z przetwarzaniem impulsów; jej jęki, jej szepty, jej głośny oddech wypełniały cały pokój, wypełniały jego głowę, zagłuszały wszystkie myśli, poza tymi, że jest idealna, że tak, że och, że dokładnie, że tylko ona i nikt więcej.

Uwolnił ją ze stanika, dokładnie badając delikatną strukturę jej piersi. Prężyła się pod jego dotykiem, szczelnie przyciskając biodrami do jego i czując go mocno, a jednak ciągle odwlekając chwile ostatecznego spełnienia. Dzielił ich jedynie cienki materiał półprzezroczystych majteczek i bawełna jego bokserek. Żadna przeszkoda, zupełne nic. Przesuwał policzkiem po jej piersiach, płaskim brzuchu; pociągnął paseczki stringów, zsuwając je z jej gładkich nóg. Ostrożnie schodził niżej, zamykając palce na jej udach, przytulając policzek do ich wewnętrznej strony. Trzymał ją mocno, kiedy całował gorącą skórę, gdy zaś dotarł w najwrażliwsze miejsce jej ciała, wygięła się w łuk, zaciskając palce w jego włosach. Pociągnęła go z powrotem na siebie, nie starając się już opanowywać oddechu. Całował ją delikatnie, czule, bardziej stanowczo i pewniej, niż poprzednio.

Ostatkiem sił uwolniła go z bokserek. Przytuliła go mocno, obejmując nogami jego biodra. Scałowała kropelki potu z jego skroni i spojrzała na niego z wyczekiwaniem. Przymknął oczy, ostrożnie się w niej zanurzając. Najpierw powoli, potem szybciej i mocniej. Rytm odnalazł się sam, odwieczny i oczywisty, namiętny i porywający; z jej językiem w jego ustach, jego szepcie, dotyku opuszków palców na wilgotnej od potu skórze, grze mięśni, napinających się i rozluźniających; przedziwny mechanizm, a taki w swojej przedziwności prawdziwy. Mógłby ją kochać całe życie. Tak czy inaczej. Fizycznie, psychicznie, abstrakcyjnie i rzeczywiście. Jakkolwiek.

To była ostatnia myśl, zanim jego świat eksplodował na miliony kawałeczków, tylko po to, by sekundę później jawić się w zupełnie nowych kształtach – leżącej pod nim, rozgrzanej, nieco oszołomionej kobiety, wtulającej mocno twarz w zagłębienie jego szyi. I nic więcej nie miało w tej chwili najmniejszego znaczenia.

Autorka ~Di jest laureatka II edycji konkursu "Chwile uniesienia"

Redakcja poleca

REKLAMA