Było późne sierpniowe popołudnie. Nika wolnym krokiem szła wąską uliczką nadmorskiego miasteczka, zręcznie omijając nieliczne kałuże, które pozostały jeszcze po porannej ulewie.
Zamyślona, nie spostrzegła auta, które nagle wynurzyło się zza zakrętu. Jego kierowca także zajęty był rozmową przez telefon, więc zdołał wyhamować dosłownie w ostatnim momencie. Usłyszała tylko głośny pisk opon i nagle zorientowała się, że siedzi w dziwnej pozycji na poboczu drogi, trzymane jeszcze przed chwilą w dłoni kwiaty, rozsypały się barwnym wachlarzem na mokrym asfalcie, a tuż obok stoi jakiś duży, sportowy i lśniący czarnym lakierem samochód.
Cichutko jęknęła, a potem na próbę poruszyła wszystkimi kończynami. Ręce w porządku, szyja też, tylko prawa noga była jakaś dziwna.
- Do jasnej cholery! – usłyszała nad sobą wściekły głos. – Czy musiałaś pchać mi się prosto pod koła?!?
Uniosła głowę i zobaczyła pochylającego się nad nią mężczyznę. Bardzo rozzłoszczonego mężczyznę, musiała przyznać.
- Pokaż! Coś cię boli? – Kucnął obok i z uwagą się przyjrzał.
Nika zarumieniła się. Boże! Że też istnieją w realnym świecie tacy faceci! Był… Idealny!
Wysoki, muskularny, o ciemnej, nieco egzotycznej karnacji i czarnych, połyskujących granatem włosach. Doskonale zielone oczy otaczały ciemne rzęsy, a twarz miał szczupłą, przystojną, niemal piękną w swej wyrazistości. W dodatku ubrany był białą luźną koszulę i idealnie skrojone spodnie.
- Chyba noga… - wyszeptała, starając się nie gapić na niego tak nachalnie.
- Ta? – Z tłumionym zniecierpliwieniem zsunął z prawej stopy ogniście różowy kalosz, z nieznacznie już zdartym rysunkiem słodkiego misia i z uwagą przyjrzał się drobnej, zgrabnej nóżce.
- Tak. Ale tylko trochę. Nic mi…
- Cicho bądź. Teraz nic, a za kilka dni dostanę wezwanie na komendę.
- Nieprawda! – Uznała za słuszne się oburzyć.
Uśmiechnął się nagle, a ona po prostu poczuła jak odpływa. Ten uśmiech… Przestały jej nawet przeszkadzać coraz bardziej palące gorącem policzki.
- Dobra dzieciaku, tylko ją zbadam. Znam się na tym, więc jeśli naprawdę wszystko będzie w porządku, podwiozę cię do domu. I będę trzymał za słowo, w sprawie wezwania z komendy. – Mrugnął porozumiewawczo okiem.
- Nie jestem dzieckiem! – odważyła się zaprotestować oburzona.
Uniósł kpiąco jedną brew, a później w skupieniu, delikatnie zaczął obmacywać lekko drżącą stopę. Najpierw kostka, potem łydka. Przesuwał dłonie wyżej i wyżej, jakby nie zauważając, ze posunął się już o wiele za daleko. Dotyk całkiem nieoczekiwanie zamienił się w pieszczotę…
Mężczyzna nie wydawał się zdumiony takim rozwojem wydarzeń. Spojrzał na nią spod opuszczonej głowy, lecz bynajmniej nie było to przyjazne wejrzenie. Raczej pełne mrocznych, ukrytych pragnień.
- Masz śliczne nogi – wyszeptał i pochylił się jeszcze bardziej, dotykając wargami pokrytej gęsią skórką łydki. Patrzyła na to zafascynowana, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji.
A przecież to było tak nierealne, tak absurdalnie niespodziewane.
Jego dłonie dotarły do wewnętrznej strony ud, wywołując coraz to nowsze doznania. Za nimi podążyły usta i do zaskoczonej dziewczyny dotarło naraz, że siedzi na poboczu drogi, z włosami w nieładzie, z nieprzyzwoicie podwiniętą sukienką i z mężczyzną, którego głowa za chwilę znajdzie się dokładnie pomiędzy jej udami, a ręce już dawno przekroczyły wszelkie dopuszczalne granice. A w dodatku zaczynało coraz mocniej padać…
Wzdrygnęła się i z całej siły odepchnęła nieznajomego. Nie zaprotestował, tylko podniósł się nie spuszczając z niej wygłodniałego wzorku. Potem nieoczekiwanie się roześmiał.
- Na moje oko, nic ci nie dolega. Wstań – rozkazał, a następnie sam jej pomógł, chwytając za łokcie i podciągając ku górze. Przestraszona tą ponowną bliskością, dała gwałtowny krok w tył. Gdyby nie jego silna dłoń, znów upadła by na ziemię.
- Ostrożnie i bez strachu. Przecież cię nie zjem – powiedział wciąż rozbawiony, patrząc jak ponownie się rumieni i zakłopotana odwraca głowę.
- Już dam sobie radę. – Marzyła by jak najprędzej zostawił ją samą.
- Coraz mocniej pada, grzmi, a ty masz obolałą kostkę. Myślę, że lepiej będzie, jeśli cię podwiozę tam gdzie zmierzałaś.
- Nie, nie! – Niemal wykrzyczała te słowa. – To nie problem…
- Mam cię siłą wsadzić do auta, czy zrobisz to sama?
Otuliła się ramionami jakby w geście samoobrony.
- Naprawdę nie trzeba… - Nawet nie zdążyła skończyć, gdy chwycił ją w ramiona, bez wahania podniósł i posadził w samochodzie. Potem sam wskoczył na miejsce kierowcy, robiąc to dosłownie w ostatniej chwili, bo z nieba spadł istny potop. Otoczyła ich wysoka, nieprzenikniona ściana wody, a szum padającego deszczu zagłuszał nawet myśli.
- Tak, pewnie – powiedział z sarkazmem. Przeczesał dłonią mokre włosy i odwrócił się przodem, kładąc ramię na oparcie fotela, na którym siedziała. – Powinniśmy po drodze zorganizować jakieś kwiaty.
- Kupiłam je dla siebie. – Po raz pierwszy odważyła się uśmiechnąć, podnosząc wzrok i spoglądając mu prosto w oczy.
Ze świstem nabrał powietrza do ust, zaciskając dłonie w pięści. Mało brakowało, a po raz drugi w przeciągu ostatnich minut, straciłby panowanie nad samym sobą. Cóż było w niej takiego, że zachowywał się niczym nieopierzony młokos, spragniony pierwszej kobiety w swoim życiu?
- Im szybciej cię odwiozę, tym lepiej – mruknął, zapalając silnik. – Powiedz tylko gdzie mam jechać.
- Prosto do końca, w prawo, dalej druga w lewo.
Przez całą drogę milczeli, oboje pogrążeni w myślach. Nika machinalnie nawinęła na palec kosmyk włosów, wciąż niepomiernie zdumiona tym, co ją spotkało. Nigdy wcześniej nie odważyła się nawet na bardziej niewinne pieszczoty, wszystko kończyło się zazwyczaj na pocałunku. A teraz, zupełnie bez sprzeciwu, pozwoliła kompletnie obcemu mężczyźnie, dotykać się w tak zmysłowy sposób. I to w dodatku takiemu, który w normalnych warunkach, minął by ją na ulicy, nie zaszczyciwszy ani jednym spojrzeniem. Akurat tego była stuprocentowo pewna. Co więc się stało, tam na wąskiej uliczce, pełnej kałuż i maleńkich, tulących się do siebie pensjonatów?
Nagle jęknęła. Te jej stare, wysłużone kalosze! W dodatku w taki intensywnym, rzucającym się w oczy kolorze. Co też on sobie o niej pomyślał? Nic dziwnego, że nazwał ją dzieciakiem, choć miała już prawie dwadzieścia trzy lata.
- Gdzie teraz? – mężczyzna ze zniecierpliwieniem przerwał te rozterki moralne.
- W prawo. Numer czterdzieści dziewięć.
Nie była zadowolona z faktu, że dowiedział się gdzie mieszkała. Ale z drugiej strony, na co ona właściwie liczyła? Po samym jego wyglądzie, ubraniu, samochodzie, było wyraźnie widać, że pochodził z kompletnie obcego świata. Nie mówiąc już o wieku, bo przypuszczała, że dawno miał rozpoczęty trzeci krzyżyk.
- Tutaj? – spytał, zatrzymując się pod klockowatą willą, z obciachową tabliczką „Pensjonat u Zbyszka”.
- Tak. Dziękuję za podwiezienie. – Chciała po prostu wysiąść, ale powstrzymał ją, chwytając za łokieć i przyciągając ku sobie. Poczuła, że serce zaczyna bić jej jak oszalałe, a całe ciało drętwieje. Mimowolnie oblizała spierzchnięte wargi czubkiem języka.
- Lepiej już idź – powiedział dziwnie schrypniętym głosem, wbijając głodne spojrzenie w jej usta.
- To mnie puść!
- Naprawdę… - Nie skończył, tylko pochylił się raptownie, całując ją z żarem, który zaskoczył ich oboje. Odpowiedziała z taką samą namiętnością, choć wyraźnie wyczuł, że brakowało jej wprawy. Absurdalnie, podnieciło go to jeszcze bardziej.
Gdyby nie głośny huk pioruna, nie wiadomo czym by się to skończyło. Oboje podskoczyli gwałtownie, jednakowo zaskoczeni i zdezorientowani. Przez długą chwilę siedzieli tak nieruchomo, mierząc się w milczeniu wzrokiem. Potem dziewczyna w pośpiechu wysiadła z auta. Nie obchodziło jej to, że wyglądało to tak, jakby salwowała się ucieczką. Akurat teraz był to niczym nie znaczący szczegół. Po prostu czuła, że jeśli tego nie zrobi, to z zupełnie niepodobną do niej pazernością, rzuci się na nieznajomego, by kontynuować przerwany pocałunek. I właśnie to ją tak przeraziło.
Przeczytaj ciąg dalszy tego opowiadania erotycznego!