(...)
Znaliśmy się z widzenia. Mijaliśmy na imprezach. Raz, gdzieś, graliśmy w kalambury. Kiedyś, gdzieś pożyczałam od niego pieniądze na taksówkę. Zapraszałam na kawę. Tacy znajomi bez przeszłości. Jak dalecy powinowaci. Bez rozmów, żartów, bez sporów, ciekawości. Znaliśmy o sobie plotki, anegdoty, w komórkach mieliśmy wypisane swoje numery.
Milczenie stawało się coraz cięższe. Zaraz będzie obraźliwe pomyślałam sobie. M. patrzył na kasy. Otwartą dłonią otarł oczy.
Odwrócił się do mnie.
- Co czytasz?
- Analizy bliskowschodnie. – powiedziałam na odwal się. Potem zrobiło mi się wstyd. Wyglądał na smutnego.
Zaczęłam coś mu tłumaczyć. Polityka zawsze była moją mocną stroną. Mówiłam więc dużo i coraz szybciej. Jakbym nie rozmawiała od tygodni. Bo nie rozmawiałam od tygodni.
- Ciekawe – powiedział wolno M, grzebiąc plastikową łyżeczką w rozlanej kropli kawy. Ręką podparł brodę. "Próżnia ciąży" pomyślałam niesprawiedliwie.
- Zawsze tu czytasz? – zjechał wzrokiem z moich ust, poprzez podbródek aż dotarł do dekoltu. Zastygłam, bojąc się głębiej odetchnąć. Nie chciałam celować w niego piersiami.
- Czasami... jak nie mogę spać w domu.
- Tak. Słyszałem. Spojrzał mi wreszcie w oczy.
- Masz gęsia skórkę. Nie za długo tu siedzisz?
- Nie masz za ciężkiej torby? Przeprowadzasz się? – stałam się zaczepna.
Żałowałam, że nie mogę zagapić się na rozporek. Ordynarnie. Z głową spuszczoną nisko. Mężczyźni powinni mieć przeźroczyste wstawki. W myślach zażądałam równouprawnienia.
Wrócił wzrokiem do moich oczy. Uśmiechnął się nagle szczerze.
- Zgarnęli mnie z pracy.
- Nie mogą bez Ciebie spędzić wieczoru. Myślą o Tobie... To miłe...
- Tak.
Siwiały mu skronie. Gapiłam się na nie. "Więc jesteśmy już w tym wieku?".
- Mam ochotę się napić. Jedziesz?
Zaskoczył mnie.
- Co będziesz tu robić sama?
Miałam ochotę położyć rękę na jego dłoni.
W taksówce było ciasno. Cienki materiał jego garnituru parzyła mi skórę. Odwrócił się. Nachylił się lekko.
- Ładnie pachniesz.
Ciepło oddechu poruszało moje włosy. Prawą rękę położył na oparciu. Czułam ramię opierające się o mój kark. Na granicy skóry krew pulsowała mocniej. Widziałam jego profil. Zaschło mi nagle w gardle.
Mieszkanie było prawie puste. Właściciel w T-shircie z twarzą Che nalewał alkohol. Spojrzał na nas nieprzytomny. Machał rękami nad głową. To przywitanie. Wielka tajlandzka szafa rzeźbiona w słonie stała na tle betonowej ściany. Oparłam się o nią plecami. Poczułam chłód. Przeszedł mnie dreszcz. Czułam się jak Marsjanin podczas wyprawy badawczej na Ziemię.
Potem M. przyniósł mi whisky. Patrzył na mnie. Kiwałam głową w rytm muzyki. Wyjął kostkę lodu. Oblizał. Potem przesunął ją po mojej skórze. Po szyi, dekolcie, ramionach. Krople wody spływały w dół. Nasze tymczasowe braterstwo stawało się coraz bardziej kazirodcze.
Wyszliśmy na balkon. Przed nami rozpościerała się czarna panorama Pragi. Świeciły jak rogi oświetlone wieże kościołów.
Opierając się o barierkę paliliśmy, piliśmy. Staliśmy blisko. Twarz owiał mi lekki wiatr. Nagle poczułam się lekko. Zmęczenie odeszło. Krew zaczęła szybciej krążyć. Patrzyłam mu w oczy. Rozchylałam wargi. Robiłam się coraz ładniejsza. Dowcipniejsza. Uszczypliwa. Zaczepna. Pożądana.
W pokoju dziewczyny tańczyły boso. Kręciły biodrami. Ich piersi kołysały się w rytm muzyki pod lekkimi bluzkami. Opalone ramiona podnosiły się i opadały. Włosy stały się wilgotne od potu. Ich mężczyźni udawali mieszkańców amerykańskich gett. "Yo ziomalu" wyciągali ręce pokazując dwa palce. Z kuchni dolatywał zapach trawy.
- Zrobię dla Ciebie wszystko tylko nie zmuszaj mnie do tańca – nachylił się blisko - Wszystko.
Delikatnie odsunął mi włosy z czoła.
- Jestem Twoim niewolnikiem.
- Będę musiała Cię utrzymywać.
Otworzył językiem moje wargi. Straciłam oddech. Oczy mi zapłonęły. Pożar. Zamknęłam powieki.
- Jeśli się nie odsuniesz zrobimy to przy barierce.
- Jedziemy.
Nie pamiętam jak znaleźliśmy się w taksówce. Całował mnie. Kątem oka widziałam przesuwające się domy. Jego palce zataczały kręgi na moich piersiach. Twardniały pod dotykiem. Były jak jarzębinowe jagody. Takie jesieniami leżą na chodnikach przed moim domem. Pomarańczowo – czerwone, o napiętej skórce. Rozgniatane butami wydają ciche plaśnięcia. Sterczały pod bluzką wyprężone. Podniesiony ponad piersi stanik ciasno opinał płuca.
Jego język rósł w moich ustach. Wypełniał całą przestrzeń. Oddychałam nosem, świszcząc. Palce w moich włosach trzymały mnie na uwięzi. Nagle uda zaczęły pulsować krwią. Jakby w kroczu znajdowało się moje tętniące serce. Zżarta żądza pompa ssąco-tłocząca. Ręką szukałam rozporka. Niezręcznie rozpięłam suwak... Wsunęłam rękę. Miękka bawełna slipek była ciepła i wilgotna.
Na klatce schodowej szliśmy obok siebie w milczeniu. Trzymając się za ręce. Otwierał drzwi nachylając się nisko nad zamkiem. Bałam się, że klęknie.
Zdjęłam bluzkę. M. wyciągnął ręce. Miał zamglone oczy. Nie spuszczałam z niego wzroku. Zbliżył twarz do mojej. Językiem przejechał po rzęsach. Ociemniałam. Bieliznę rzucił na podłogę. Majtki i stanik leżały jak kręgi wokół moich stóp. Jakbym była środkiem tarczy strzeleckiej. Za strzał w dziesiątkę Nagroda Prezesa.
Stałam naga. Jeszcze przed dotknięciem czułam ciepło jego ciała. Był jak toster. Czarne włosy na piersiach podnosiły się ku mostkowi. Jak irokez na głowach wystylizowanych punków. Sięgnęłam ręka za slipy. Pośladki też miał owłosione.
Minotaur. Pokryje mnie byk.
Agnieszka Rahoza, "Miękkie policzki C"
Fragment opowiadania pochodzi z książki: "Gorączka. Opowiadania wyuzdane", Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, wydanie: I, cena detaliczna: 29,90 zł, data premiery: czerwiec 2007 r.
"Gorączka". Atłasowa i drapieżna. Pełna egzotycznych smaków, kolorów i zapachów. O tym, co rozpala nasze pragnienia, pożądaniu, miłosnych grach, pokusach, podszewce związków, uwodzeniu i zwodzeniu. Żądzy, obsesjach i perwersji. Zdradach i namiętności. Miłości, która nie zważa na nic, ani na nikogo.
Różne poetyki i temperamenty, świetni pisarze. Opowieści zmysłowo szeptane i wykrzyczane.
Lubisz prozę z nutką erotyzmu? Czytaj i pisz:"Gorące pocałunki" - opowiadania internautów