Miał trzydzieści parę lat i żonę, z którą był w separacji. Mieszkał sam, miał niewielu przyjaciół, potrzebował kogoś, z kim mógłby pogadać, bo przecież „żona go nie rozumie”. Więc gadali: najpierw przez Internet, potem przez telefon. Długie godziny, za które później płacił niebotyczne rachunki. Dużo czasu spędzał w trasie, więc swoim głosem w słuchawce dotrzymywała mu towarzystwa. Przyjaźń, ale nic więcej: zresztą był od niej prawie 2 razy starszy, a do tego niezbyt atrakcyjny. I żonaty, a to przekreślało sprawę od samego początku. Jednak pewnego razu przyjechał do niej z drugiego końca Polski. Tylko rozmawiali.
Niecierpliwe spojrzenia na telefon, „motylki w brzuchu” przy każdej rozmowie – nigdy jednak nawet słowem nie wspomnieli o jakichkolwiek uczuciach. Tylko raz, jedną z rozmów przerwał w obawie, że powie „za dużo”. Gdy spotkali się następnym razem, powiedział, że się zakochał, ale że to nic nie zmienia. Na koniec spotkania pierwszy i jedyny raz jej dotknął – przytulił.
Nic się nie zmieniało, nadal rozmawiali: o jego pracy, o jej szkole, o marzeniach, o świecie, o pogodzie. Pewnego dnia zamilkł. Ze strachu prawie wychodziła z siebie. Okazało się, że miał wypadek i leży w szpitalu. Po pewnym czasie dostała wiadomość, że wyszedł ze szpitala, że zajęła się nim żona i że próbują jeszcze raz... W związku z tym nie mogą utrzymywać kontaktu, bo „wiesz, jak by to wyglądało”. Ucieszyła się, że układa mu się w życiu i życzyła powodzenia. Kontakt ucichł na lata.
Po pewnym czasie jednak postanowiła sprawdzić, co się z nim dzieje. W końcu był fantastycznym przyjacielem, człowiekiem, który dużo dla niej znaczył. Odezwała się, odpowiedział. Mieszkał z żoną, wszystko układało się dobrze. Wymienili kilka niezobowiązujących wiadomości. Ona była już w szczęśliwym związku, więc tym bardziej cieszyła się jego szczęściem. Akurat wybierał się w jej strony – postanowili się spotkać i porozmawiać przy kawie. Wszystko oczywiście w tajemnicy przed żoną, bo „nie zrozumiałaby i byłaby zazdrosna”. Spotkali się, a później pożegnali z uczuciem ulgi, że zamknęli za sobą pewien rozdział i wszystko jest jasne – nic już ich nie łączy.
Po kilku dniach jak grom z jasnego nieba spada wiadomość: żona znalazła ich korespondencję sprzed lat, przeczytała wszystko i na pewno tak tego nie zostawi. I rzeczywiście. Przychodzi pełna goryczy wiadomość. O tym, że rozbiła ich rodzinę, że jest podłą kobietą, że życzy jej wszystkiego najgorszego. Osłupiała. Kochanka? Rozbita rodzina? Chyba mówimy o zupełnie innej historii. Niestety, tłumaczenia o przyjaźni i o rozmowach zdały się na nic. Dostała etykietkę „tej trzeciej”, która „puszcza się” na prawo i lewo, odbiera mężów żonom... Dowiedziała się o sobie rzeczy, których nie wyśniłaby w najgorszych koszmarach.
A przecież tylko rozmawiali. Jak wiele można wyczytać z cudzych rozmów, jak wiele można sobie do nich dopowiedzieć? Czy można się przyjaźnić z żonatym mężczyzną? Gdzie leży granica?
Więcej prawdziwych historii:
„Przez 15 lat byłam żoną. Teraz jestem kochanką i daję mojemu mężczyźnie to, czego nie dostaje od żony”
„Związałam się z mężczyzną młodszym o 15 lat. Dopiero teraz wiem, że żyję. Wcześniej to była... wegetacja”
„Nie planowałam i nie chciałam dziecka. Ale gdy poroniłam, rozpaczam po nim” - list do redakcji