Na sucho można próbować nawet pływać, ale miłości zdecydowanie nie do twarzy.
W pierwszej kolejności każdy pewnie pomyśli o sokach miłości, które czynią każdy seks ekscytującym dla obojga partnerów i oznaczają zawsze jedno: „pragnę ciebie”.
To faktycznie płyny numer jeden w pożyciu, które dodatkowo wesprzeć można lubrykantami oferowanymi obecnie w wyborze tęczowym. Nieprzekonanych zapewniam, że docenia się je dopiero w praktyce i nie trzeba kwalifikować się jako para z problematyczną grą wstępną, aby po nawilżający żel sięgnąć.
Stan ciekły sprzyja jednak również igraszkom miłosnym w innych aspektach, które warto jako urozmaicenie sypialnianego menu rozważyć. Garść inspiracji:
Kąpiel – najlepiej w zmysłowej pianie lub żelowym olejku, który pozostawi skórę miękką i zalotną. W wannie można czekać na randkę, można do wanny zapraszać, można po prostu dać się wyłowić. Sam seks w wannie bywa średnio wygodny, ale można pomóc sobie wkładając do środka matę zapobiegającą ślizganiu i zaczepiając się silnie nogami o brzegi wanny. Choć raz w życiu spróbować trzeba. Świeczki dokoła konwencjonalnie wskazane.
Prysznic – warunek to kabina prysznicowa z prawdziwego zdarzenia ze ściankami, o które można się oprzeć. Gorący, pełen pary prysznic jest wybitnie erotyczny i może być świetnym pomysłem na seks lub po prostu małą stymulację. Polecany w damskim gronie trik to pozwolenie mężczyźnie stanąć tak, aby prysznic padał mu przyjemnie na plecy, uklęknięciem przed nim i pieszczenie ustami penisa, pomagając sobie ręką. Strugi ociekającej po ciałach wody podbijają wszelkie doznania.
Deszcz – działa na męską wyobraźnię i, co najważniejsze, nie zabija! Spacer w deszczu, o ile nie jest pioruńsko zimno, to coś więcej niż romantyka pokroju Freda Astaire. Mokre podkoszulki, strugi wody na twarzy, wijące się kosmyki włosów, stosunkowo duża prywatność w parkach i na plażach. Nieprzekonanym polecam scenę z filmu „Match Point” Woody’ego Allena w wykonaniu samej, mokrej, Scarlett Johanson.
Alkohol – znowu inspiracja filmowa. Nie zachęcam przy tym wcale do przesadnego pijaństwa, ale raczej polewaniu ciała kochanki czerwonym winem czy dobrą whisky (jak Nicolas Cage w „Leaving Las Vegas”). Łatwo się tak upić już jednym liźnięciem. Alternatywą są „body shots”, czyli drinki serwowane z pępka – w tej wersji najlepiej sprawdza się tequila.
Lód w kostkach – jak w „9 ½ tygodnia”, tylko z odrobiną fantazji więcej. Po pierwsze więc, lód możemy przygotować z soku, herbaty miętowej czy słodzonego mleka, co nada eksperymentowi przyjemnego posmaku. Bawić się z lodem można przekazując go sobie z ust do ust, masując nim twarz, szyję, piersi, brzuch, pośladki. Części intymne zaskakująco łatwo przeziębić, więc radzę zachować ostrożność.
Śmietana, konkretnie ubita, jest jedną z najsłodszych i najdoskonalszych fantazji, nieprzypadkowo kojarzących się z wytryskiem. Bawić najlepiej się we fryzjera – na genitalia obficie nakłada się ubitej piany i powoli zlizuje rozkosz. Uwaga praktyczna – lepiej samemu ubić kremówkę niż korzystać z chemii w sprayu; cukru dodajemy oszczędnie, aby ze tej słodyczy nas nie zemdliło.
Miód – naturalnie płynny bądź lekko podgrzany do stopienia wylewany łyżeczką na kobiece ciało przypomina mistyczne obrzędy. Pozwólmy mu kapać i zbiegać strugami aż do intymnych miejsc – panowie będą wiedzieli, co z tym dalej robić.
Można by jeszcze w zasadzie wspomnieć o kisielu, ale to już wymaga dwóch ochotnych do bitki pań.