Przeglądam te prezerwatywy i zauważam, że wszystkie są o smaku truskawkowym. Zupełnie jakbym uprawiała tylko fellatio. Myśl do przyjęcia, sęk w tym, że akurat na truskawki mam od dziecka uczulenie. Natychmiast po zjedzeniu drapię się i czerwienieję jak truskawka właśnie. W mojej rodzinie mają to wszyscy po kądzieli. Kto w małżeńskim stadle kupuje prezerwatywy? Mąż. W porządku: notoryczne zapominanie o urodzinach mogę mu jeszcze darować (nawiasem mówiąc odkąd zwiększa się ilość świeczek na torcie, to też miewam ochotę na urodzinową amnezję), ale te truskawkowe prezerwatywy podchodzą już pod przemoc małżeńską. Albo zemstę: on "nie lubi" w kondomie (a który facet lubi?) to zemści się psując mi wspomnienie aktu postkoidalną wysypką... "Dlaczego truskawki?" - pytam. "Myślałem, że lubisz. Że lubicie". Lubimy? Wyobrażam sobie jakby to było mieć kubeczki smakowe w waginie i dosłownie ścina mnie z nóg. "A ten twój lubi?", dopytuję złośliwie, kiedy już złapię równowagę. "On?" - wzrusza ramionami mąż - "Nie wiem. To ja nie znoszę zapachu gumy".
I oto jesteśmy w domu: mój mąż lubi, jak nasz seks ma zapach truskawek. Ech zmysły, zmysły, zamysły... Myślałam, że wszyscy faceci to wzrokowcy, a tu proszę: trafił mi się wąchacz. Cóż, lepiej truskawki niż butapren. Od oparów butaprenu (kleiłam szufladę) od razu zaczyna mnie boleć głowa. I czuję się jakbym wsiadła na diabelski młyn: kolory za intensywne, dźwięki za głośne, dotyk powoduje gęsią skórkę, a w nosie tak kręci, że od razu mam mdłości. Kiepski ze mnie materiał na narkomankę, a na zmysłową kochankę?
Spytaj Chińczyka, o co chodzi z tym całym azjatyckim zamieszaniem o "piąty smak"? Wyśle cię do chińskiej restauracji. Zmysłowy seks? Drogie panie, należy próbować i próbować! Dodatkowym bonusem będą wypocone kalorie, aż w końcu szczuplutkie jak Chinki załapiemy o co chodzi.