Chyba znalazłam przyczynę zjawiska "seryjnej monogamii". Jak rozwiązać równanie, że ilość seksu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości (pod warunkiem, że x jest twoim ślubnym) i przy okazji nie rozwiązać własnego małżeństwa? Zaryzykować celibat? Kłopot w tym, że owo przerażające słowo jednoznacznie kojarzy mi się z celnym batem, który spada na mój goły grzbiet. "Zdycham z braku akcji", zupełnie jak pisała Abby Lee w swoim pamiętniku "Dziewczyna, której jedno w głowie". Do celibatu musi mnie coś przymusić, najlepiej jakaś instytucja.
OK, raz żyłam w celibacie przez okrągły miesiąc (trzydzieści dni, trzydzieści nocy! - już wiem, czemu bardzo podobnie brzmiał tytuł jakiegoś filmu o odwyku z Sandrą Bullock w roli głównej). Dlaczego? Przez Urząd Stanu Cywilnego właśnie. I przez, chciałoby się rzec, "instytucjonalną" nadgorliwość przyjaciół. Chcesz mieć skopany miesiąc miodowy? Pozwól aby twój ukochany mąż dostał w weselnym prezencie grę PC. Wciąż będzie myślał o myszce, tylko, że nie twojej. Ty zaś będziesz sadomasochistycznie fantazjować o joysticku. Przez trzydzieści dni i trzydzieści nocy mój Pan Młody ślęczał nad grą "Lionheart". Post factum: przypomniałam sobie z lekcji historii, że ów Lwie Serce czyli niejaki król angielski Ryszard I był gejem. Działa to wspaniale na współczesnych londyńskich gejów, ale w średniowieczu całkowicie rozłożyło angielską sukcesję do tronu. Lubię mniejszości seksualne, ale fatalnie czuję się jako mniejszość we własnym mieszkaniu. Byłam taka malutka, że facet nie mógł znaleźć mnie w łóżku. Zresztą, nawet nie odwrócił się od upiornie świecącego monitora.
Kąpiel... Niech chłopcy idą na swoje krucjaty, byle dziewczyny miały dostęp do prysznica. W końcu faceci wrócą do nas, a my zadowolone i wilgotne odpowiemy im na seksualne zaczepki: celibat. Kąpcie się dziewczyny! Shower żel wciąż jest tańszy od adwokata.