Kochanie, uprałem nasze dzieci

mężczyzna, pranie, pralka
Śnieg na drogach, utrudnienia komunikacyjne, a tu Polacy zaczynają pielgrzymki rodzinne
/ 27.01.2009 11:17
mężczyzna, pranie, pralka
Śnieg na drogach (tak?) czyli utrudnienia komunikacyjne (drogowców zaskoczyła zima, tak?), a tu Polacy miast siedzieć przy domowym ognisku jak ich pragmatyczne praszczury w średniowieczu, zaczynają pielgrzymki rodzinne. W porządku, może nie dotyczy to wszystkich obywateli, ale Warszawiaków czy raczej „Warszawiaków” na pewno. Ścisk, hałas, stres w wagonach i na ulicach. Katorga. Pielgrzymka. Pokuta.

Odwiedzamy swoich rodziców już nie tylko po to, aby zaprezentować się z jak najlepszej strony (koniec ze złudzeniami), ale żeby w ogóle przypomnieć sobie, jak wyglądają. Jak my wyglądamy. Pamiętam, że kiedyś odwiedziłam Łódź po pół roku oddawania się bogu Mamony i co? Matka rodzona mnie nie poznała. Minęła mnie jak powietrze na ulicy. Boli.

Dziwi, że stosunki rodzinne tak się zmieniły, odkąd zwiększył się dzielący nas odcinek czasu i przestrzeni. Jakież ja teraz tematy podejmuję z mamą przez telefon! Zgroza. Ósma rano, rodzicielka dzwoni z informacją: „Iza, uratowałam twojego penisa”. Ech, kawy potrzebuję… Mamie chodziło o plakat formatu A4 ze śmiejącym się fallusem, który wiek temu powiesiłam ku prowokacji na ścianie swojego panieńskiego pokoju. Mama uratowała owe papierowe przyrodzenie gdyż w porę zorientowała się, że jej nowy kocur próbuje spiłować sobie tam pazury. Fajna historia? Och, są fajniejsze.

Przyjeżdżam do ojczystego domu już bez papierowego penisa, za to z mężem. I oto wyłania się problem seksu w panieńskim pokoju, kiedy za ścianą śpi teściowa. Uzupełnijmy, że kiedy chodziłam z moim obecnym i zostawał on na noc, to jakoś współżycie tuż obok śpiących rodzicieli nie było problemem. Wątpliwa seksualna konspira była nawet podniecająca. A dzisiaj? Ja się krępuję, mąż się krępuję… Dopada mnie straszna myśl, że o ile seks nastolatków jest czymś naturalnym, to seks w małżeństwie należy uznać za wynaturzenie. Oni jeszcze to robią? Dramat!

„Macie przyjechać, kupię nową pościel”, deklaruje mama. Byle nie granatową, myślę sobie ja, myśli sobie mąż. Najlepsza byłaby ecru… Spałam na kilku squatach i niejedna uroniona w przechodnim śpiworze obca spermatoida uwierała mnie niczym groch księżniczkę. Ale czy to przeszkadzało? Nigdy. Czy przeszkadzała mi własna, domowa, miłośnie oznaczona pościel? Nigdy. „Mamo, pranie!”.

Nowe przykazanie na nowe czasy: małżonkowie w domach swych rodzinnych będą sypiać cnotliwie i w ołowianych kalesonach, bo inaczej ich grzech będzie ciemny niczym granat. Ciemny? Granat? Obrazek rodzinny: mama wciska się do mojego panieńsko-małżeńskiego pokoju i sokolim okiem patrzy na prześcieradło: „Znowu zostawiliście pełno moich wnuków”. Piętnaście minut później mąż szorując prześcieradło informuje mnie znad zlewu: „Kochanie, uprałem nasze dzieci”. I po co było ruszać się do domu? A niech nas zasypie i zawieje w stolicy! I tak stres będzie mniejszy. No i może uda się trochę pokochać pod kołderką…

Redakcja poleca

REKLAMA