I nie opuszczę cię aż do śmierci

para
Orgazm jest jedną z nielicznych rzeczy, którą można osiągnąć w pojedynkę. To dlaczego tak rzadko go sobie serwujemy?
/ 23.12.2008 09:39
para

Egzotyczne religie twierdzą, że kiedy kobieta sama się pieści i dochodzi tam, gdzie dojść powinna, cały świat zmienia się na lepsze. Jeśli to prawda, to kandydatki na Miss Universum zamiast przechadzać się w kostiumach kąpielowych i jednocześnie mówić o pokoju, powinny rozebrać się i zrobić swoje. Jedno zwierzątko w ogóle nie zna przemocy, a nie jest to miś koala tylko szympans karłowaty (małpka bonobo) - ten drobny człekokształtny rozładowuje wszelkie napięcia masturbując się i sauté i w grupie. A my? Możliwe, że na seks z samą sobą nie pozwala nam religia, która nie urodziła się na ryżowiskach Dalekiego Wschodu, tylko na pustyni Wschodu Bliskiego.

Miłosne obnażenie groziło oparzeniami słonecznymi i obtarciami. A może blokuje nas przesłanie naszych prababek, że kochać należy się po ślubie? Jeśli tak, to weźmy ślub z samą sobą, bo nasze ciała nie opuszczą nas aż do śmierci. W zdrowiu i chorobie. Ci ponurzy Skandynawowie jakieś trzy lata temu wymyślili i rozpropagowali turkusową obrączkę. Nosisz ją na wskazującym palcu jako wyraz szczerej miłości do siebie samej (zauważ, że w niczym to nie koliduje z obrączką na palcu serdecznym). Kolejny sposób na północną depresję i długie, zimne noce? Obrączka i grog wypierają prozac. Okazuje się, że New Age’owskie „pokochaj siebie” nie jest passe. Oczywiście wymaga to ciężkiej pracy. Dopiero kiedy pokochasz siebie, będziesz mogła kochać innych. Znam wiele dziewczyn, których miłość do mężczyzn przypomina martyrologiczny teatr poświęceń i straceńczych zachowań. Są fetowane za role dobrych narzeczonych (czytaj: męczennic). Za to, że będziesz kochać siebie samą, w pierwszej chwili nikt Cię nie doceni. Miłość do siebie, jak i masturbacja, to wciąż rzecz wstydliwa. Ale to właśnie dzięki nim stajesz się taka piękna, odprężona i silna.

Dlaczego więc - powtórzę - tak rzadko kochamy się w sobie i ze sobą? Czyżbyśmy się nie pożądały? Bo nie jesteśmy Barbie? Ale przecież żadna Barbie nie istnieje. Trochę zasługi mają w tym nasi rodzice, i to nie tylko dlatego, że od nich dostajemy zabawki. Możemy dostać lalkę, ale i rózgę. Kiedy byłam śliczną dziewczynką, mama z dumą przechadzała się ze mną po osiedlu. Niestety, gdy zaczęłam dojrzewać i zamieniłam się w pryszczatego pająka, mama zrezygnowała ze spacerów. Wstydziła się mnie i choć próbowała, nie dała rady tego ukryć. Z tatą było trochę na opak. Kiedy byłam mała i trochę większa, byłam jednocześnie córeczką tatusia. Gdzieś w okolicach szesnastych urodzin o poranku przejrzałam się w lustrze i okazało się, że nocą nawiedziła mnie wróżka! Może nie byłam Barbie, ale, ale… Cóż, przez jakiś czas myślałam, że najdalej „pojutrze”, zamienię się w dynię, ale nic takiego się nie stało. Tylko ojciec w przeciwieństwie do jego kolegów, zaczął mnie unikać.

Jak widzicie miłość do siebie samej trzeba samodzielnie wypracować, a nie liczyć, że obdarzą nią nas osoby najbliższe. Podobnie jest z chłopakami, narzeczonymi, mężami, kochankami na jedną noc… Seksowne jesteśmy we własnych ramionach. Woody Allen powiedział: „seks bez miłości jest tylko pustym gestem. Ale jeśli chodzi o puste gesty - jest jednym z najlepszych”. OK, ale ja chyba wolę masturbację, bo wtedy jestem pewna, że robię to z osobą, którą szaleńczo kocham do grobowej deski, a nie do deski na przykład wokandy. Jako pragmatyk wolę pewność od wiary. Co w niczym nie zmienia faktu, że najpiękniejsze strzeliste i uduchowione katedry powstały na solidnych fundamentach i murarskich konstrukcjach; inaczej złamałyby się jak żywa lalka Barbie.

Redakcja poleca

REKLAMA