Gdy ksiądz uczy o seksie...

…rodzą się potworki. W filmie dokumentalnym Konrada Szołajskiego pt. „I Bóg stworzył seks” poznajemy kulisy erotyczności katolików w pryzmacie rewolucyjnego rzekomo kaznodziei.
/ 09.10.2011 09:42

…rodzą się potworki. W filmie dokumentalnym Konrada Szołajskiego pt. „I Bóg stworzył seks” poznajemy kulisy erotyczności katolików w pryzmacie rewolucyjnego rzekomo kaznodziei.

Ojciec Ksawery Knotz jest autorem książki „Seks jakiego nie znacie”, która ponoć wstrząsnęła kościołem katolickim. Rozchodzi się o to, aby zachęcić małżonków do radowania się uciechami cielesnymi w imię miłości i duchowości, bo to nas przecież do siebie zbliża i nie może być Bogu niemiłe. Brzmi pięknie, nieprawdaż?

Niestety, pod kołderką rzekomej otwartości kościelnej i rewolucyjnego podejścia, które obejmuje użycie słów „penis” i „łechtaczka”, mieszają się dość smutne, a nawet przerażające zjawiska. Bo oto na ekranie widzimy trzy dorosłe pary małżeńskie, które potrzebują ojca Ksawerego żeby im powiedział, że seks oralny to nie grzech. "Gdybym wiedział, że to dozwolone, nie traktowałbym jej jako grzesznicy" - mówi Jan, którego żona zawsze chciała brać do buzi, a go… to moralnie odrzucało.

Takich rewelacji w filmie jest więcej i czasem trudno uwierzyć własnym uszom. Ktoś miał problem z masturbacją… więc się dużo modlił i pomogło. Na co?! Inne małżeństwo nie sypia ze sobą w dni płodne, bo on się za bardzo podnieca, a stosunek przerywany to grzech, a w dni bezpłodne… jej się nie chce. Kolejna para jest seksualnie szczęśliwa, bo kochają się codziennie… tylko nie do końca, znaczy bez orgazmu.

„Nieraz było tak, że całowaliśmy się, te pieszczoty szły coraz głębiej, że dochodziło np. do podrażnienia łechtaczki, dochodziło do orgazmu u Ani i w tym momencie pozostał taki troszkę niesmak" - mówi Maciek, bohater filmu.

Z rzeczywistości XXI wieku, w której lekarze zachęcają do masturbacji, psychologowie do eksperymentowania i poszerzania własnej seksualności, a ludzie mają do dyspozycji dobrodziejstwo antykoncepcji, stymulujących lubrykantów i pocieszających seks-zabawek do wyboru, to skok do ciemnej studni. Najśmieszniejsze zaś, to że co można, a czego nie wolno, mówi kochającym się parom ksiądz będący od 20 lat w celibacie. Coś jakby analfabeta uczył czytać. Ksiądz Ksawery przyznaje przy tym, że uważa kobiety za atrakcyjne, że czuje bodźce podniecenia, że reaguje na seksapil… Myśli o stłumionej pod habitem, chorej z głodu seksualności, przychodzą od razu do głowy…

Ale katolicy bardzo chętnie zjeżdżają się na warsztaty weekendowe rzekomo uczestnicząc w światłym procederze przynoszenia erotyczności pod ludzkie strzechy, a w rzeczywistości umacniając się w krzywdzących człowieczeństwo zasadach nie mających z naturą nic wspólnego. Ojciec Ksawery bowiem, mimo iż uważa, że do seksu małżeńskiego należy zachęcać nie tylko w celach zapłodnienia, ale i przyjemności, podkreśla wszak, że boskim aktem jest jedynie… penetracja pochwy zakończona wytryskiem. Jak ładunek zostanie na twarzy, albo jej łechtaczka sama wyrwie się do rozkoszy, to trzeba natychmiast biec na spowiedź. Czy to jest zdrowe podejście, osądźcie sami…

Useksualniony duchowny, który czuł, że musiał napisać o swoich natchnionych prawdach książkę, nota bene sprzedawaną całkiem nienajgorzej, za swój wielki sukces uważa problemy rozwiązywane na duszpasterskich seksmisjach. Z radością opowiada, że komuś udało się w końcu począć, a inni podzielili się swoimi skrytymi fantazjami… o łożu z baldachimem i seksie w Tunezji. Chwilami naprawdę trudno uwierzyć, że to wszystko na serio.

Nie negując bowiem niczyjej religijności czy sposobu na życie, naprawdę ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że seks katolików to dziwna, zmanipulowana farsa, w której każdy przecież skrycie by chciał, ale się boi albo czeka na znak od księdza. W miejscu, gdzie normalna ludzka psychika potrzebuje rozładowania, satysfakcji, nasycenia i radości, kłębią się nie do końca zrozumiałe nakazy i zakazy. Bo dlaczego oral tak, a anal nie, skoro, jak powiada ksiądz Ksawery, całe ciało jest Świątynią Ducha Świętego i nie ma miejsc gorszych? Jak to jest, że kiedyś małżeństwo było dla kleru „fuj”, a teraz nawet seks po ślubie w dni niepłodne jest nagle w porządku? I co z tymi prezerwatywami, które kiedyś były dziełem szatana, a teraz należą się… homoseksualistom?

Czy kwestia hierarchii wartości i moralnego profilu człowieka musi rzeczywiście tak głęboko ingerować w naszej fizjologiczne funkcje? Czy nie lepiej gdyby kościoły świata zajmowały się dobrem i prawdą, a łechtaczkę zostawiły seksuologom?

Redakcja poleca

REKLAMA