Powiem szczerze, że jak żyję 30 lat na tym świecie, tak prędzej mi chyba listonosz przeszedł przez myśl niż jeden czy drugi piłkarz, ale wygląda na to, że jestem w zastraszającej mniejszości. Otóż kobiety o obnażonych gwiazdach w akcji, sam na sam, fantazjują często i łatwo się do tego przyznają. Sam zaś fakt, że na czele listy ulubieńców do tej roli nie jest wcale Brad Pitt (choć bywa w pierwszej piątce), wskazuje, że chodzi o coś więcej niż tylko urodę ekranowego amanta.
Pitt’a biją na głowę George Clooney, David Beckham, ulubieniec wszystkich pań Daniel Craig (długo nie rozumiałam, aż jednego dnia też mi się przy Bondzie miło zrobiło), a ostatnio na łopatki rozkłada wszystkich… Barack Obama! Poczytałam kilka amerykańskich forów na ten temat i pań skarżących się na dreszcze w dolnej połowie ciała podczas wystąpień prezydenckich naliczyłam krocie.
Dla wszystkich, którym wizja seksu z naszym były prezydentem wydaje się dużą przesadą dodam, że po akcji gazety.pl pt. „czy dałabyś się zlustrować” tysiące krajanek wyraziło erotyczne zainteresowanie Bronisławem Wildsteinem. Idę o zakład, że nawet Ryszard Kalisz ma swoje amatorki.
Coś jest jednak w tych sławnych, publicznych personach, co skłania nas do grzesznej myśli i na pewno można to potraktować jako rozszerzenie wizji o seksie z nieznajomym, którego przecież tak trudno sobie wyobrazić. A tymczasem aktor czy polityk podają nam na talerzu swoje grymasy, gesty, tembr głosu…
Jest wersja, według której celebrities z naszych fantazji odzwierciedlają nasze ideały - w końcu jest z czego wybierać i jeśli jedna woli Johnny Deepa, a druga Leonardo di Caprio, to nic tylko znak, jak bardzo różne mamy gusta w zakresie panów.
A o kim fantazjują czytelniczki We-Dwoje.pl?
Agata Chabierska