Prawda jest taka, że zdecydowana większość kobiet, niekoniecznie biseksualna, o miłości z jakąś „siostrą” kiedyś myślała i to w sposób bardzo umilający czas.
I niejedna kiedyś marzyła o seksie z prawdziwą seksbombą, nawet, jeśli oficjalnie parska na silikony, blond a la Barbie i nogi do nieba, bo to wszystko przecież ladacznice. Czasem taka fantazja obejmuje mężczyznę, który patrzy, bo, jak mi powiedziano nieraz i dobitnie, to jedno z ich najszczerszych marzeń, a te lubimy spełniać bardziej niż swoje. Sam akt jednak pozostaje ściśle damski - czysty i niewinny, acz mile grzeszny.
Fot. Sylvie Blum
Podtekstów do tego jest wiele - od zwykłego faktu, że kobiety są genetycznie predestynowane do miłości lesbijskiej, tylko nie u każdej gen zdoła przekrzyczeć księdza albo fascynację penisem, aż po ochotę na miłość taką, jaką byśmy same dla siebie stworzyły. Bez mężczyzny w łóżku nie ma martwienia się o cellulitis ani rozmiar piersi, nie ma chorób wenerycznych, nie ma przymusu brania do ust dławiących obiektów, nie ma zwykle agresji ani przedwczesnego wytrysku, o ciąży nie wspominając. Kobieta kobiecie umie zrobić dobrze i, bądźmy szczerzy, statystycznie zrobi to lepiej niż facet, który łechtaczkę zna z podręcznika do biologii i internetowej pornografii.
Czy to więc ucieczka przed światem hetero, początek wstrętu do mężczyzn albo skrywanego od dziecka lesbijstwa? Nic z tych rzeczy. Te fantazje są piękne, naturalne i powinny być jak najbardziej hołubione, zwłaszcza, że na Ziemi już populacja kobiet przebija liczbę ogierów.