Facet po kursie uwodzenia

Facet po kursie uwodzenia
Jeśli nieciekawy dotąd facet zaczyna na was dziwnie działać, być może ukończył właśnie kurs uwodzenia NLS.
/ 09.06.2008 13:27
Facet po kursie uwodzenia
Najważniejsze pytanie, na które musi sobie odpowiedzieć każdy z przyszłych uczniów Andrzeja Batki, brzmi: "Czy naprawdę chcę robić wodę z mózgu, galaretę w nogach i kisiel w kroku każdej kobiecie?". Potem wystarczy w Internecie postawić ptaszek przy zdaniu: "Tak! Chcę się nauczyć rozpalać umysły i ciała pięknych dziewczyn i kobiet, na które będę miał ochotę", wpłacić zaliczkę i czekać na wezwanie Instytutu Neurolingwistyki.

Uzyskanie zadowalających efektów jest technicznie dość proste, a skuteczność zdaniem organizatorów zbliżona do stu procent. – Wystarczy zasiać w głowie kobiety dokładnie wyreżyserowane fantazje – tłumaczy Andrzej Batko, współzałożyciel Instytutu. – Fantazje, oddziałując na układ nerwowy i całe ciało kobiety, wywoływać będą podniecenie seksualne i pobudzać pragnienie. Wtedy za pomocą odpowiednich technik wystarczy połączyć to podniecenie z własną osobą.
– A kisiel?
– To jest produkt fizjologiczny, dzięki któremu wiemy, że uzyskaliśmy pożądany efekt.
Jak to zrobić, pozostaje jednak tajemnicą Instytutu Lingwistyki, którą można poznać za 1370 złotych w trakcie trzydniowego seminarium „Skuteczne sposoby wzbudzania namiętności”. Za tę niewielką sumę słuchacze poznają największe tajemnice psycholingwistyki, lingwistyki transformacyjnej, neuropsychologii i neurofizjologii.
Nie warto się zastanawiać nad tym, co znaczą wszystkie te naukowe terminy ani nad tym, że nazywane są wredną sztuką wpływu. Seminarzyści są przekonani, że najpiękniejsze kobiety mogą stać się ich seksualnymi niewolnicami. I słuchacze sami będą teraz decydować, która z nich dostąpi zaszczytu bliższego obcowania z nimi.
W zasadzie każdy uczestnik kursu będzie musiał żyć odtąd w przekonaniu, że kobiety to posłuszne jego woli roboty, które będą działały tak, jak się je neurolingwistycznie zaprogramuje.

Andrzej Batko jest ojcem polskiego Neuro–Linguistic Seduction (NLS), czyli neurolingwistycznego uwodzenia zwanego przez prasę katolicką szarlatanerią lub psychoprostytucją.
Po ukończeniu psychologii na Uniwersytecie Warszawskim w połowie lat 80. wyjechał do Anglii. Potem do Kanady. Tam zetknął się z twórcami Neurolingwistycznego Programowania (NLP). Gdy wrócił w latach 90. do Polski, zaczął stosować nowatorską metodę w szkoleniach dla ludzi biznesu.
– Zająłem się dziedzinami, które uczą, jak wpływać na ludzi – mówi Batko. – Jak sprawić, by zaczęli wykonywać polecenia i reagowali na sugestię. Jakiego języka użyć, by na nich wpłynąć.


Batko pamięta, że już na pierwszych szkoleniach handlowców zaczęły pojawiać się pytania o to, co by się stało, gdyby te techniki manipulowania ludźmi eksperymentalnie przetestować na kobietach.
Siedem lat temu Andrzej Batko wraz z dwoma swoimi uczniami Lechem Dębskim, psychiatrą z Gdańska, i Pawłem Sową, trenerem NLP, zorganizował pierwszy kurs uwodzenia. Na ogłoszenie w Internecie odpowiedziały trzy osoby.
Gdy Andrzej Batko wygłasza kazanie o swojej metodzie pozyskiwania kobiet, przypomina nieco kaznodzieję jakiejś nowej religii.
– My dajemy tym ludziom czarodziejską różdżkę, o której marzyli, gdy byli nastolatkami – mówi. – Któż z nas nie śnił o tym, by zaczarować dziewczynę, która najbardziej nam się podobała, i rozkochać ją w sobie? Teraz rozdajemy mężczyznom tę magiczną moc. Dzięki niej każdy może decydować z kim, jak długo i jak często.

Rwać na pisarza
Bycie bożyszczem kobiet nie wymaga już, jak zapewniają organizatorzy seminarium, ani prezencji, ani pieniędzy, ani występowania w serialu, ani posiadania władzy. Nie trzeba być nawet wysokim szczupłym blondynem o niebieskich oczach, by w kobiecie rozbudzić magnetyczny pociąg.
Teraz mogą to robić grubi, łysi i rudzi. Pod warunkiem że będą potrafili używać podprogowych sugestii, zmiękczających technik lingwistycznych i w odpowiednim czasie wyeliminują pojawiające się w ostatniej chwili opory przed seksem.
Andrzej Batko uważa jednak za najważniejsze wypełnianie kobiecego umysłu wyobrażeniami, dzięki którym uruchomią się w nim mechanizmy fantazji seksualnych. Do tego potrzebny jest pattern, czyli wyuczony wzorzec rozmowy.
Doktor Dębski proponuje w swoim newsletterze wyrywanie "na pisarza": "Bycie pisarzem daje przyzwolenie na opowiadanie o różnych dziwnych tematach oraz pozwala zadawać równie dziwne pytania".
Doktor Dębski zauważa, że "pisarz" jest idealny, bo wtedy kobiety same zaczynają pytać, o czym taki pisarz pisze książki. Nie należy się bać dekonspiracji, bo książek nikt dziś nie czyta. W razie czego, radzi Dębski, można powiedzieć, że książek nie chcą wydawać, bo są zbyt śmiałe. I patrząc kobiecie w oczy, opowiedzieć początek jednej z nich. Dębski proponuje tę, w której facet podchodzi do nieznajomej w barze i mówi do niej: "Chcę lizać twoją cipkę w taki sposób, jaki najbardziej lubisz, tak żebyś zaczęła skręcać się z rozkoszy".
Gdy pojawią się wszystkie wskaźniki fizjologiczne ostrego podniecenia, należy powiedzieć: "Dziękuję za fascynującą rozmowę, szkoda, że nie będziemy już mieli okazji kontynuować".
Wtedy ona sama zaproponuje swój numer telefonu i poprosi o kontakt wieczorem.


Technika budowania stanów
Zdania na temat skuteczności metody NLS są podzielone. Na stronach internetowych organizatorów kursanci wychwalają pod niebiosa zdobytą wiedzę. "Przyciągam uwagę wielu pięknych kobiet nawet wtedy, gdy nic nie robię"– Leszek S. "Po pierwszym dniu kursu zadzwoniłem do kobiety, z którą kombinowałem dwa lata, a teraz wystarczyły dwie minuty. Kilka zdań i nie chciała przestać ze mną rozmawiać" – Grzegorz. "Idź i bierz słodycz twego życia zakodowaną w trzech literach NLS" – Igrasek.
Choć pojawiały się też krytyczne uwagi: "Takie podejście sprowadza kobiety do roli łownej zwierzyny, na którą chłopaki polują, wykorzystując jej najskrytsze potrzeby i ukryte pragnienia, żeby dobrać jej się do majtek i ją przelecieć. Jest to dwuznaczne moralnie" – Anna J.
Na pytanie, czy warto w to inwestować, Mormegil odpowiedział w e-mailu, że jego zdaniem lepiej czytać „Men’s Health” i pakować mięśnie klatki piersiowej. "Jeśli chcesz skorzystać z szybkiego wyrywania, to lepiej zainwestuj w perfumy z feromonami pobudzające w kobietach podniecenie".
Mimo że zdaniem niektórych mediów reklama internetowa NLS skierowana jest do mężczyzn prymitywnych i wulgarnych, od kilku lat klienci walą na seminaria uwodzenia drzwiami i oknami. Co 2–3 miesiące zgłasza się średnio po 30 osób. Biznesmeni, menedżerowie, handlowcy korporacyjni. Z małych miasteczek i z wielkich metropolii. Żadnych – jak słyszę – kierowców tirów, bezrobotnych, robotników, bo oni wolą zapłacić 30 złotych paniom stojącym przy autostradach. I wcale nie przychodzą tu pokraki.
– Są mężczyźni, którym nic nie brakuje – podkreśla Batko. – To ludzie świadomi, którzy chcą się uczyć i są gotowi za to zapłacić. Zdają sobie sprawę, że kino, kolacja i spacer to system tyleż kosztowny, co nieskuteczny.
Kursantów wcale nie przeraża cena szkolenia.
– Nie przesadzajmy – zauważa trzeźwo Paweł Sowa. – To cena dobrej kolacji i wieczornego wyjścia na dziwki.
Zresztą seminarzyści, by im serce nie krwawiło, już na pierwszym spotkaniu proszeni są o wykonanie prostego ćwiczenia. Mają podliczyć, ile pieniędzy wydali ostatnio na dziewczyny, nie uzyskując żadnego rezultatu. Rachunki zwykle wyglądają podobnie: kawa cztery razy po 50 złotych plus dwie kolacje po 200 złotych i wyjście do pubu za 500 złotych (rekordzista wydał 20 tysięcy złotych na wycieczkę do Tajlandii).


Wtedy Paweł Sowa stawia sprawę jasno: – My nie dajemy recepty na to, jak wydymać laskę, ale uzbrajamy was w technikę, która zmieni was tak, że staniecie się atrakcyjni dla kobiet. Zrobimy z was mężczyzn, o których one marzą. Sprawimy, że będziecie traktować siebie jako narzędzie do budowania różnych stanów w wybranej kobiecie.

Zanim neurolingwistyczne uwodzenie stało się masowe, Batko, Sowa i Dębski mieli monopol na szkolenia. I jako jedyni w kraju wypracowali własne know-how. Teraz ich uczniowie założyli konkurencyjne ośrodki: Akademię Uwodzenia i Warszawski Lair.
Batko przyznaje, że szkolenia uwodzicieli rozwijają się lawinowo i mogą stać się żyłą złota. Seminaria, szkolenia, treningi jeden na jeden odbywają się często, również poza Warszawą. A chętnych nie brakuje. Firma wydała już własne płyty z instrukcją uwodzenia (577 złotych), sprzedała licencję na prowadzenie kursu w Internecie, a wkrótce ukaże się książka "Alchemia uwodzenia", z której będzie się można nauczyć pewnych technik.
Mekką uwodzicieli są dziś USA, gdzie dawno już zauważono, że NLS jest dochodowym interesem. W Europie powstają dziesiątki ośrodków uwodzenia i wydaje się setki książek na ten temat.

Subkomunikacja podniecenia
Jeszcze trzy lata temu Tomek był typowym beznadziejnym przypadkiem, jak my wszyscy, zupełnie nieznającym instrukcji obsługi kobiet. Był niewolnikiem koncernu i krew wypijały z niego zupełnie przypadkowe panie. O mechanizmach uwodzenia dowiedział się z Internetu i te strzępki wydarte z sieci, które – jak dziś przyznaje – były śmiesznie niepełne, od razu przetestował na przypadkowej uczestniczce serwisu randkowego. Sukces sprawił, że zainteresował się neurolingwistycznym programowaniem. Tak trafił w grudniu 2003 roku na kurs uwodzenia organizowany przez NLS Andrzeja Batki.
Na lekcji poświęconej temu, jak myślą kobiety, dowiedział się, że podświadomie poszukują one prawdziwych samców zdecydowanych i przebojowych, a nie urzędników bankowych. Poznał wtedy podstawy ich budowy i obsługi. Ważne okazały się ćwiczenia z podchodzenia do kobiet, wzbudzania zainteresowania i pożądania, wywoływania podniecenia oraz używania wyrażeń transowych. Bardzo ważne jest zachowanie schematów wypowiedzi.
– Zostaliśmy wyposażeni we wzorce do wywoływania w nich różnych stanów – wspomina Tomek. – Od podniecenia do poczucia winy.
Wzorzec (pattern) przewiduje, by pracę zaczynać od komplementu. Powinien on dotyczyć tego, nad czym kobieta pracowała, czyli stroju, fryzury lub zapachu perfum, a nie ograniczać się do ogólnego stwierdzenia, że ładnie wygląda lub ma zgrabne nogi. Tomek jednak zauważył, że patterny niosą ze sobą spore ograniczenia.
– Na przykład na superlaski to w ogóle nie działało – mówi.
Wtedy zaczął zgłębiać dostępną literaturę i szukać odpowiedzi u innych trenerów NLS. Okazało się, że w kontekście uwodzenia równie ważna jak wypowiadane słowa jest mowa ciała, o której na seminariach prawie w ogóle nie wspominano. Dopiero gdy sam został trenerem neurolingwistycznego uwodzenia, sporządził wykres kołowy, w którym umieścił najważniejsze elementy działające na kobietę. Pół koła zajmuje na takim wykresie mowa ciała, a tylko siedmioprocentowy wycinek – wypowiadane słowa.
– Ciało jest najważniejsze, a słowa są zbędne – tłumaczy Tomek. – To znaczy, jak gada się według wzorców lingwistycznych, można wywołać stany uniesienia u kobiet, ale nie funkcjonuje wtedy subkomunikacja. Co innego mówi język, a co innego ciało. Kobieta, odbierając sprzeczne komunikaty, nie wie, co ma robić.

Pierdoła jak Valentino
Andrzej Batko poziom komplikacji lekcji uwodzenia porównałby do nauki języka angielskiego. Już po paru dniach pilnej nauki można się bez problemu dogadać z kobietą. Jednak biegła znajomość wymaga pomocy native speakera.
Tę funkcję pełni w czasie kursu Andy, który towarzyszy seminarzystom podczas wieczornych zajęć praktycznych polegających na zapoznawaniu wskazanych przez trenera kobiet.
– Ćwiczenia wymyśliliśmy po to, by nikt nie wyszedł z seminarium wyposażony tylko w wiedzę teoretyczną – mówi Andrzej Batko.
Dla Tomka, z którym spotkałem się w Green Café przy ulicy Marszałkowskiej, nikt nie jest stracony. Nawet ten łysy pierdoła z nosem wetkniętym w gazetę, na którego nikt nie zwraca uwagi. Nawet on zdaniem Tomka mógłby łamać serca jak kiedyś Rudolf Valentino.
– Jeśliby się tylko zdecydował, to jest możliwe – Tomek przez chwilę przygląda się łysemu, a po chwili dodaje: – Ale przed nim bardzo długa droga.

Redakcja poleca

REKLAMA