Najprostszym rozwiązaniem jest lekkie pochylenie głowy na bok. – Ale na który? – pytał dociekliwy psycholog. Okazało się, że dwa razy więcej osób wybiera przekręcenie głowy w prawo. Prawdopodobnie mamy do tego taką samą predyspozycję jak do większej sprawności jednej z rąk. Widać ją już u noworodków, jednak chęć do częstszego układania głowy na ulubioną stronę zanika do szóstego miesiąca życia. Potem najwyraźniej się odradza – przed okresem nasilonego całowania się.
Co ciekawe, Güntürkün wykazał, że nie ma związku między praworęcznością i „prawoskrętnością pocałunkową”. Miał też wiele innych spostrzeżeń. Ku jego rozczarowaniu ludzie całują się publicznie rzadziej, niż się spodziewał. Smutnym rekordem badacza było pięć godzin spędzonych na lotnisku w Chicago, podczas których przeprowadził tylko dwie obserwacje. – Do dziś, gdy widzę całujących się, mimowolnie sięgam do torby po notes. Ale wyjdę z tego – żartował Güntürkün w rozmowie z dziennikarzem „New Scientist”.
Cmok na zdrowie?
Analiza pocałunków jest wyzwaniem nie tylko dla psychologa albo antropologa. To potężny poligon badawczy dla mikrobiologa lub immunologa. Podczas głębokiego pocałunku miejsce zamieszkania zmienia bowiem ponad dziesięć milionów bakterii średnio należących do ponad 200 szczepów. Nie wszystkie są chorobotwórcze, ale kilka gatunków może sprawić spore problemy. W ubiegłym roku w „British Medical Journal” ukazał się alarmujący raport, że często całujące się nastolatki są czterokrotnie bardziej zagrożone chorobami wywoływanymi przez meningokoki, w tym zapaleniem opon mózgowych.
Zatroskani wirusolodzy chętnie podadzą także parę przykładów wirusów, które łatwo przenoszą się przez pocałunki, na przykład herpeswirusy wywołujące opryszczkę i niektóre nowotwory (na przykład mięsaka Kaposiego). Na szczęście działa ewolucja. Ponieważ ludzkość całuje się od pokoleń, do dziś dożyli tylko odporni na zabójcze działanie pocałunków. W ślinie wytwarzamy substancje bakteriobójcze. Wykazano także, że nasz układ odpornościowy ulega pobudzeniu pod wpływem „krzyżowania oddechów”. Prawdopodobnie dzieje się tak przynajmniej w części za sprawą kontaktu z nowymi drobnoustrojami. Generalnie jednak całowanie się jest przejawem troski o własne zdrowie. Poprawia pracę serca, łagodzi stres, pomaga spalić kalorie (dokładnie 26 kalorii na minutę)*.
* Całowanie to niezłe ćwiczenie mięśni. Podczas solidnego, mocnego pocałunku uruchamiamy ponad 30 mięśni twarzy i głowy, skacze nam tętno i poprawia się natlenienie tkanek.
Ani flak, ani słup
Niestety, tematem pocałunków często zajmują się nie naukowcy, ale kompletni amatorzy. Skutki są opłakane. Niektórzy z pasją rzucają się na partnera, sprzedając mu miłosne ukąszenia. Ech, gdyby tylko zapoznali się ze statystyką... Wiedzieliby, że prawie dwie trzecie Europejek i co trzeci Europejczyk deklarują, że nie znoszą gryzienia podczas pocałunku! Jeżeli jednak podchodzimy do sprawy zbyt biernie, też czeka nas klapa. 45 procent mieszkańców naszego kontynentu irytuje bierny i bezwładny język partnera w ich ustach. Podobny odsetek ankietowanych protestuje, jeśli spięty kochanek atakuje językiem sztywnym jak pal.
Ciekawe, czy z powodu trudności z wykonaniem udanego pocałunku nie wszystkie populacje ludzkie okazują sobie uczucia w ten sposób? Szacuje się, że prawie 10 procent narodów i plemion poprzestaje na przytulaniu lub ocieraniu się partnerów twarzami. Tak robią na przykład Eskimosi oraz mieszkańcy Polinezji. To argument zwolenników tezy, że pocałunki nie mają pochodzenia biologicznego, ale kulturowe.
Z drugiej jednak strony badacze znają multum zachowań zwierząt, które można by uznać za pierwociny pocałunku. – U ssaków obserwujemy liczne zachowania społeczne służące podtrzymywaniu więzi – powiedział „Przekrojowi” profesor Wojciech Pisula ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Instytutu Psychologii PAN. – Na psy: jeśli widzimy, że jeden pies liże boki pyska drugiemu, to jest to podtrzymywanie więzi i objaw podporządkowania. Nie mam wątpliwości, że takie zachowania są przejawem uczuć, budowania relacji z innymi, a nie są na przykład związane ze zdobywaniem pożywienia. Szczególnie u grup zwierząt, które są ekspresyjne emocjonalnie i okazują sobie uczucia. Można tu wymienić rzędy naczelnych, słoni, waleni i drapieżnych. Ale także niektóre ptaki: papugi i krukowate – wylicza profesor Pisula.
Zwierzęce pocałunki służą na przykład łagodzeniu konfliktów i szybkiemu wyciszeniu po zachowaniach agresywnych. Hm, jeśli te metody działają także na ludzi, to możemy się spodziewać problemów. Czemu? Bo jeszcze 10 lat temu Europejczyk wykonywał średnio 214 namiętnych pocałunków rocznie. A teraz zaledwie 141! Może by tak zamiast policjantów wysłać na ulice specjalne patrole pocałunkowe?
Piotr Kossobudzki / Przekrój