Cała akcja kosztuje podatników 14 tysięcy euro i, jak się łatwo domyślić, budzi olbrzymie kontrowersje, bo konserwatystów i obrońców publicznej moralności nie brakuje nigdzie, podobnie jak hipokrytów. Działacze ruchów wstecznych zżymają się na samą myśl, że uczniowie w wieku 15-17 lat będą brać udział w warsztatach promujących auto-erotyzm, użycie lubrykantów oraz seks-zabawek. Na domiart złego, za wszystkim stoi oczywiście feministka, dyrektor Instytutu Kobiet Extremadury, która uważa, że to niewiedza boli i kosztuje.
Opozycja ma problem nie tylko z etycznością całej kampanii, ale też z problemami typu bezrobocie, które w regionie jest wysokie na tyle, że edukacji seksualnej można zaniechać. Akcję nazwano bez opłotek korupcją nieletnich i atakiem na inteligencję młodych ludzi.
Dla porównania, w Finlandii uświadamianie dzieci rozpoczyna się w przedszkolu a uczniowie klasy dziewiątej mają w programie i tajniki masturbacji, i wiedzę o aborcji. W Niemczech uczy się o seksie oralnym i różnych pozycjach współżycia, zaś w Wielkiej Brytanii, aby ograniczyć liczbę ciąż wśród nieletnich przeprowadzono akcję młodzieżową pod hasłem „Jeden orgazm dziennie”, która zachęca do samo-zaspakajania zamiast przypadkowego seksu.
Powstaje pytanie o polską rzeczywistość i szanse zaistnienia w niej otwartego dialogu między młodzieżą a dorosłymi - o masturbacji, o praktykach seksualnych niekoniecznie związanych z poczęciem, o rozwijaniu własnej seksualności jako naturalnej życiowej sfery. Obawiam się, że środowiska konserwatywne, katolickie, wszechpolskie i inne sprawę by ukamienowały, bo lepiej wydawać na emerytury dla górników.
Agata Chabierska