Czy współczesne gwiazdy są wytworem mediów?

Współczesne gwiazdy są wybierane i promowane przez media, a ich sława trwa najczęściej jeden sezon. Czy to oznacza, że każdy może być sławny? Jak media lansują gwiazdy? Przeczytaj o ekstremalnym kreowaniu piosenkarzy i piosenkarek w Korei i Japonii!
/ 16.04.2014 11:14

rock

fot. Fotolia

Dwa typy tymczasowych gwiazd

W tym miejscu chciałbym wyróżnić dwa typy tymczasowych gwiazd.

Pierwszy z nich jest przewidziany dla masowego odbiorcy, w poprzek podziałów wiekowych, płciowych, a także takich, które są związane z wykształceniem czy innymi wyróżnikami pozycji społecznej. Cel produkcji takiej gwiazdeczki stanowi dostarczenie widowni przyjemności oglądania i słuchania; stworzenie płaszczyzny konsumpcji wizerunku (im większa grupa osób, tym większy sukces komercyjny). Mamy tu do czynienia z miłą powierzchownością i łatwą, wpadającą w ucho muzyką, zwykle w stylu pop.

Drugi typ jednorazowych gwiazd ma być atrakcyjny dla odbiorcy „niszowego”, który żąda nie tylko przyjemności w zakresie konsumowania wizerunku, ale także pewnej – jakkolwiek upozorowanej i strywializowanej – „dawki ideologii” lub określonego stylu życia. Może wówczas, czy to na koncercie, czy przed telewizorem, przeżywać wystylizowaną „podróbkę buntu”. Dobrymi przykładami są tu reprezentanci muzyki hiphopowej czy reggae.

Dlaczego ja nie mam tyle szczęścia?”, czyli współczesna droga do sławy

W odniesieniu do gwiazdeczek trudno odmówić racji Lawrence’owi Grossbergowi, gdy pisze on, że wiele współczesnych gwiazd muzyki młodzieżowej po prostu wpisuje się w nowo powstałą „modę kulturową”; jest „hakiem wbitym w nową niszę lub marketingowaną praktykę stylu życia” (stanowi wręcz formę towaru dostarczanego widowni). W przeszłości, szczególnie w kulturze rocka, wejście do ograniczonej liczbowo i względnie stabilnej w czasie czołówki gwiazd wymagało uprzedniego zdobycia odpowiedniej lokalnej lub regionalnej widowni, co dawało przekonanie, że widownia ta będzie rosła wraz z inwestowaniem w wykonaw­cę.

Obecnie nowi piosenkarze czy piosenkarki „wybierani są” (lub raczej pozorowani) przez media i, jak pisze L. Grossberg, „umieszczani natychmiast na stanowisku maksymalnej widzialności, a nawet gwiazdorstwa”. Niekiedy jedynym ich talentem jest uśmiech, a jedyną przyczyną sławy – „przypadkowy ruch koła fortuny”. Takie osoby wydają się – jak obrazowo ujmuje to L. Grossberg – konfekcją Hollywoodu, „zjawiskiem stworzonym dla kamery, a nie dla rzeczywistego życia”. Najistotniejsze jednak w ich przypadku jest to, że wszyscy wiedzą, iż są to zwykłe dziewczyny (czy chłopcy), które zostały upozorowane na gwiazdy. Nikomu to jednak nie przeszkadza.

Odczucie, jakie wzbudzają takie osoby wśród amerykańskich na­stolatek, odzwierciedla się w pytaniu: „Dlaczego ja nie mam tyle szczęścia?”.

Jak stylizowane są gwiazdy?

We współczesnym show-biznesie nikt już nawet nie udaje, iż poszukuje stabilnych, „długotrwałych gwiazd”, obdarzonych jakąkolwiek charyzmą czy osobowością. Gwiazdeczki są kreowane w nieustannym procesie stylizacji i maksymalnej ekspozycji w mass mediach. Nikt już też nie oczekuje, że będą wpływały na opinię publiczną lub choćby stworzą własny styl, czy to muzyczny, czy sceniczny.

Ekstremalnym przykładem jest powstały w 2005 roku japoński zespół popowy AKB48, zarabiający kilkaset milionów dolarów rocznie, stanowiący doskonały produkt masowej konsumpcji. Ten niezwykle popularny w Azji zespół składa się z ponad dziewięćdziesięciu młodych dziewcząt, a jego kolejne przeboje zdobywają bez trudu czołowe miejsca na japońskich listach przebojów. Wykonuje piosenki bardzo łatwe, w stylu pop. Tworzące go dziewczęta, w wieku około dwudziestu lat, są często, w nawiązaniu do japońskiej fascynacji lolitami, stylizowane na uczennice. Prezentują się też z upodobaniem w roli obiektów seksualnych (stąd niekiedy oskarża się zespół o promowanie „miękkiej pornografii”). Zespół występuje w trzech grupach, których skład jest bardzo zhierarchizowany, wyznaczony przez nieustanne plebiscyty popularności wśród fanów, stąd status każdej członkini jest bardzo prowizoryczny i tymczasowy. Fani wybierają też wokalistki, które promują każdy nowy przebój. Zespół w każdym momencie istnienia ma swoje liderki/gwiazdy, lecz bardzo „wymienne”, w zależności od upodobań fanów. Często także organizuje się „turnieje wokalistek”, na zasadzie podobnej jak turnieje tenisowe – walczą one parami o głosy fanów, a ta z nich, która zdobędzie ich więcej, przechodzi do następnej rundy. Każda z wokalistek może się więc stać gwiazdą, ale każda też może ten status w jednej chwili utracić na rzecz konkurentki.
Właściciele zespołu poszli jeszcze dalej: oto w czerwcu 2011 roku w kampanii reklamowej cukierków wystąpiła nowa potencjalna gwiazda zespołu AKB48, której wizerunek – jak się wkrótce okazało – został wygenerowany komputerowo z twarzy sześciu rzeczywistych członkiń zespołu. Wiadomość o fikcyjności nowej dziewczyny w składzie zespołu rozczarowała wielu fanów, którzy znajdowali przyjemność w konsumpcji jej wizerunku.

Można w tym miejscu przywołać za Agnieszką Gromkowską-Melosik związane z kulturą japońską zjawisko „mikroelektronicznej, syntetycznej gwiazdy, zwykle kobiety, która istnieje jedynie w sieci komputerowej”, przy czym ciała takich gwiazd „stają się obiektem pożądania młodych Japończyków, a ich tożsamości – wzorem tożsamości dla młodych japońskich dziewcząt”. Jak pisze dalej A. Gromkowska-Melosik, „te komputerowe symulacje kobiecości posiadają przy tym swoje mniej doskonałe [...] kopie-dziewczęta w rzeczywistym świecie: modelki i aktorki, które próbują wcielić się w wirtualne bohaterki”.

Zobacz też: Piękno według MTV

Koreański K-pop – kształcenie idoli

Kolejnego kontekstu służącego zrozumieniu tendencji rozwojowych w dziedzinie kreowania popularnych gwiazd dostarcza koreański K-pop, który zdobywa coraz większe wpływy w globalnej kulturze młodzieżowej (…). Koreański popkorporacjonizm w przekraczaniu granic komercjalizacji kultury i tożsamości poszedł chyba jeszcze dalej niż japoński.

Wyjdę od stwierdzenia, że gwiazdy K-popu, piosenkarze i piosenkarki, to osoby zawsze młode, wizualnie bardzo atrakcyjne, znakomicie ubrane, śpiewające ekstremalnie melodyjne piosenki, mające przy tym pewną dozę talentu i niezły głos (i nieuczestniczące w żadnych skandalach, których celem byłoby „nakręcenie” ich popularności). Są bardzo wystylizowane, idealne w swojej niewinnej seksualności, nie wzbudzają kontrowersji. Ingyu Oh i Gil-Sung Park piszą otwarcie, że K-pop stanowi formę międzynarodowego biznesu, który opiera się na „masowej produkcji idoli i zespołów posiadających wielofunkcyjne i ponadnarodowe kompetencje” w zakresie śpiewania, tańczenia, a także komunikacji z widownią.

Nie mamy tu do czynienia z typowym dla Zachodu odkrywaniem „samorodnych talentów”, lecz wręcz z „kształceniem idoli”, opar-tym na procesach bezwzględnej selekcji i ciężkiej nieustannej pracy pod kierunkiem narzuconych specjalistów. Dotyczy to zarówno nauki śpiewania i tańca, jak i posiadania bardzo atrakcyjnego ciała (męskiego czy kobiecego), uzyskanego podczas odgórnie zorganizowanych ćwiczeń i odpowiedniej, narzuconej diety. Wszystko to odbywa się w sposób standaryzowany i szczegółowo zaplanowany. Ponieważ integralnymi, wręcz kluczowymi komponentami K-popu są ruch i taniec, jakakolwiek kontuzja lub niedyspozycja fizyczna eliminuje wykonawcę z „gry”, natychmiast przestaje on być gwiazdą (w K-popie wykluczona jest sytuacja, w której ktoś po prostu „stoi i śpiewa”).

Mamy więc do czynienia z „manufakturowanymi idolami”, którzy przez niektórych krytyków określani są wręcz mianem „robotów” czy „żołnierzy”. Używa się także wobec tego zjawiska określeń „fabryka pop” czy „fabryka gwiazd”.

Jak to ujmuje Hyunjoon Shin: „ten system integruje »produkcję« i »zarządzanie«, jak również wszystkie inne funkcje rozwijania i trenowania talentów”. Mówi on o „koreańskim systemie gwiazd”, który jest de facto przemysłem kreowania i eksploatowania idoli. Gwiazdy te są nieustannie kontrolowane (łącznie z ordynowaniem drobnych zabiegów chirurgii estetycznej – na przykład iniekcji botoksu – aby uczynić ich wygląd bardziej doskonałym). Aspiranci do roli idola, nastoletni chłopcy i dziewczęta, zapisują się do „akademii gwiazd”, gdzie przez wiele lat rozwija się ich talenty, a następnie nieliczni z nich stają się członkami popularnych zespołów męskich lub kobiecych (ich członkowie zamieszkują razem, aby nieustannie ćwiczyć).

Popularność zespołów i gwiazd trwa niedługo (zwykle kilka lat), a zdecydowana większość wykonawców nie potrafi się utrzymać w roli idola dłużej niż do dwudziestego piątego roku życia. Wybiera się przy tym coraz młodsze i bardziej „gorące” gwiazdy. Mamy tu do czynienia z systematycznie stosowaną metodą selekcji, kształcenia i wypuszczania gwiazd na rynek (Elvis Presley przewraca się w grobie). Obecnie na przykład w Kpop College w Korei odbywa się preselekcja do pięcioosobowego dziewczęcego zespołu muzycznych idolek Kitty Pretty (czas nadsyłania wideo z własnym występem kandydatki na idolkę – od 1 stycznia do 31 grudnia 2013 roku; do 21 września materiał do oceny wysłało 110 osób).

Gwiazdy K-pop są, moim zdaniem, syntetyczne, i to w dwóch kontekstach. Po pierwsze, stanowią syntezę wszystkiego tego, czego oczekuje się od współczesnej gwiazdy pop: perfekcyjne ciała, bezproblemowe tożsamości, znakomity głos i umiejętności taneczne. Po drugie, są spreparowane według standardowych metod (są syntetycznym produktem, który zrywa z wszelkimi zachodnimi tradycjami dotyczącymi tożsamości gwiazd).

Zobacz też: Kogo podziwiamy? Typy idoli

Czy każdy może być gwiazdą?

Powracając do procesu wytwarzania kolejnych i kolejnych gwiazdeczek przez współczesny show-biznes na Zachodzie, pragnę stwierdzić, że towarzyszy mu upowszechnianie przekonania, iż „każdy może być gwiazdą”. To bez wątpienia rozbudza aspiracje w tym zakresie milionów młodych ludzi.

Zauważmy, że w przypadku amerykańskich i brytyjskich (ale także polskich) muzycznych programów na żywo, których celem jest wychwytywanie gwiazd, podczas pierwszego występu (castingu) potencjalni kandydaci na gwiazdeczki są „tacy, jacy są”. Jedynym ich orężem są głos i zdolność do maksymalnego wykorzystania – w celu odpowiedniej prezentacji – kilku minut na scenie.

Już jednak w kolejnym występie, jeśli przedostaną się przez sito eliminacji, ich wizerunek jest rekonstruowany przez specjalistów (stylistów i wizażystów). Zaczynają po trochu przypominać gwiazdy.

Wreszcie w finale otrzymują pełne profesjonalne stylizacyjne wsparcie. Występują we wspaniałej scenerii i wspaniałych strojach – wydaje się, że już są niemalże gwiazdami w pełnym tego słowa znaczeniu (niekiedy wręcz w typie „glamour”). Następnie – w wyniku maksymalnej widzialności na scenie – uzyskują swoją dawkę jednorazowej sławy. Potem, pełni marzeń, nagrywają pierwszą płytę i... zwykle sfrustrowani, znikają z horyzontu.

Telewizyjne popkulturowe reality show, szczególnie muzyczne, skoncentrowane na wyszukiwaniu gwiazd, w przypadku wielu milionów młodych ludzi prowadzą do rekonstrukcji kryteriów i kategorii sukcesu. Następuje przemieszczenie aspiracji, polegające na rezygnacji z nadawania decydującego znaczenia rodzinie, wykształceniu czy karierze zawodowej. Młodzi ludzie reorientują się w kierunku natychmiastowego sukcesu medialnego.

Taka sytuacja wynika również z faktu, że pojęcie sukcesu zostało w kulturze współczesnej pozbawione głębszej treści. Krytycy kultury amerykańskiej twierdzą, że w Stanach Zjednoczonych „marzenie o sukcesie zostało wydrenowane z jakiegokolwiek znaczenia poza sobą samym”, przy czym musi on być uprawomocniony przez „publiczne rozpoznane i oklaski”. Sukces bez rozgłosu nie jest postrzegany jako sukces, nawet przez tę osobę, która go osiągnęła (mogę wręcz stwierdzić, że sukces jest równoznaczny z rozgłosem). Ludzie pragną być nie tyle szanowani, ile podziwiani. Tęsknią za „świetnością, ekscytacją i sławą”.

Warto podać choć jeden przykład tymczasowego, prowizorycznego gwiazdorstwa. Opiszę spektakularny przypadek „sławy instant”, a jednocześnie esencjonalnego urzeczywistnienia idei American dream – przekształcenia pucybuta w milionera. Oto w 2009 roku w czwartym sezonie niezwykle popularnego w Stanach Zjednoczonych, nadawanego przez stację telewizją NBC programu na żywo America’s Got Talent, którego celem jest wyszukiwanie talentów wśród amatorów lub nieznanych artystów, zwyciężył trzydziestopięcioletni wówczas piosenkarz country Kevin Skinner ze stanu Kentucky. Zdobył nagrodę w wysokości miliona dolarów oraz prawo do występu na słynnej scenie w Las Vegas. W trakcie wstępnego przesłuchania zaprezentował się jako osoba bardzo prowincjonalna, zarówno w kontekście ubioru (na przykład czapka bejsbolowa odwrócona tyłem), jak i akcentu oraz treści swoich wypowiedzi. Na pytanie o zawód odpowiedział, że przez całe lata łapał kurczaki na farmie w celu przygotowania ich do transportu. Z kolei na ironicznie pytanie jednego z jurorów o to, ile kurczaków potrafił złapać w ciągu dnia, odpowiedział szczerze: „Nie jestem dobry w rachunkach [...]; jeden z moich kolegów powiedział, że w pracy cały czas coś podjadam”. Wypowiedzi K. Skinnera wywołały salwy pogardliwego śmiechu na widowni i sceptyczne uśmiechy jurorów. Jego kapitał kulturowy zdawał się tak niewielki, że nikt nie spodziewał się dobrego występu. Jednakże wykonany niezwykle urokliwie, choć nie do końca profesjonalnie, przebój If Tomorrow Never Comes od pierwszych właściwie sekund zafascynował widownię, która wprost zaniemówiła. Lekko zachrypnięty głos i naturalny country style w zachowaniu i melodyce podbił słuchaczy. Ostatecznie piosenkarz zwyciężył w całym show – głosami widzów oglądających finał, w którym znalazł się po kilku etapach rywalizacji. W latach 2010 i 2011 wydał kolejne albumy autorskie, jednak nie odniosły one żadnego sukcesu. Obecnie niewiele osób już o nim pamięta; był gwiazdą efemeryczną, choć w pewnym momencie jego sukces wydawał się spektakularny.

Dlaczego jednak K. Skinner wygrał konkurs na największy amerykański talent w 2009 roku, mimo że zdaniem ekspertów w konkursie brały udział osoby, które posiadały znacząco większe od niego stricte muzyczne zdolności? Odwołam się do analiz Jimmy’ego Boyda. Twierdzi on, że K. Skinner był postrzegany jako „dobry chłopak z sąsiedztwa”, z małego miasteczka, ktoś, kogo można spotkać na rogu ulicy lub kto jest mechanikiem w warsztacie samochodowym. Głosowali na niego ludzie z prowincji, ponieważ każdy z nich dostrzegał w nim kawałek siebie. Ponadto był postrzegany jako człowiek szczery, który na scenie był sobą i nie próbował manipulować widownią lub jurorami; wydawało się, że nie dba o sławę i pieniądze.

Określenie „łapacz kurczaków” stało się w jego przypadku atutem – był dzięki niemu natychmiast rozpoznawalny. Taka opinia autora artykułu potwierdzona została zresztą w komentarzach pod tekstem: „Jestem szczęśliwy, że Kevin wygrał. Jest człowiekiem szczerym, tak jak większość z nas, żyjących w zachodnim Kentucky. Jesteśmy z niego dumni”; „Ameryka głosowała na przegranego, bezrobotnego łapacza kurczaków, ponieważ potrafił on wejść do serca Ameryki”. Niewielu ludzi, nawet w Ameryce, zdobyło tak nagle tak wielką sławę jak K. Skinner. Ale podkreślę raz jeszcze, że wykreowana przez jeden program sława była tylko prowizoryczną medialną konstrukcją, która szybko upadła w konfrontacji z bezkompromisowymi regułami konkurencji w muzycznym show-biznesie.

Zobacz też: Dlaczego chcemy być sławni?

Fragment pochodzi z książki „Kultura popularna i tożsamość młodzieży” Z. Melosika (Impuls 2013). Publikacja za zgodą wydawcy.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA