To było do przewidzenia

To było do przewidzenia
Lepiej wybierać proste ścieżki, czy raczej łapać okazję, bo następna może się nie zdarzyć?
/ 14.04.2008 14:21
To było do przewidzenia
Córka

Przeczuwałam, że tak będzie. Michał miał rację. Trzeba było załatwić wszystko stamtąd, z Londynu. Ostatecznie, urlop dziekański, to nie żadne dziwo. Mogłam zadzwonić do sekretariatu, powiedzieć co i jak, i przysłać podanie pocztą. To nie. Taka chciałam być porządna, odpowiedzialna...

To teraz mam za swoje. Już kiedy zadzwoniłam, że przyjeżdżam, miesiąc wcześniej niż planowałam, mama zareagowała dziwnie. Pierwsze, co jej przyszło do głowy, to że wyrzucili mnie z pracy. A na dodatek wyglądało, że się z tego cieszy. Przyleciałam w sobotę rano, zdążyłam na autobus i po południu już byłam w domu. Cały wieczór w sobotę i przez pół niedzieli zbierałam się, żeby powiedzieć rodzicom, co miałam do powiedzenia.
– Zamierzam tam wrócić. Przyjechałam tylko po to, żeby wziąć dziekankę – zaczęłam zaraz po obiedzie.
Tak jak się spodziewałam, przy stole zapadła cisza.
– Absolutnie się nie zgadzam – mama wyprostowała się na krześle i tak gwałtownie położyła dłonie na stole, że aż klasnęło.
– Mamo... chociaż posłuchaj – jęknęłam, bo nagle opuściła mnie cała wcześniejsza determinacja.
– Niczego nie będę słuchać. Nie zgadzam się. Wiesz, ile wyrzeczeń kosztowały nas twoje studia? Nie pozwolę ci tego zmarnować.
– No właśnie o te wyrzeczenia, między innymi, mi chodzi – próbowałam wyjaśnić, ale mama nie dała mi dojść do słowa. Mówiła i mówiła. Póki krzyczała, mogłam się opierać, ale potem nagle się rozpłakała, zerwała z krzesła i pobiegła do sypialni. Zostaliśmy z ojcem sami.
– Tato, posłuchaj – powiedziałam prosząco. – Zgoda, mówiłam, że chcę jechać tylko na wakacje, ale wiesz jak jest...

Przez 3 tygodnie siedziałam Michałowi na karku. Całymi dniami latałam z tym CV. Chyba ze 200 rozniosłam i jedyne, gdzie się zaczepiłam to libańska knajpa. Na 2 dni, bo powiedzieli, że nie mają czasu przyuczać świeżaka i potrzebują wykwalifikowanej kelnerki. Potem, zaczepiłam się w pralni, ale zarabiałam grosze. No i w lipcu trafiłam do pizzerii. Na początku ja też myślałam, że popracuję do końca września i wrócę, ale okazało się, że chcą mnie tam na stałe. I do tego legalnie, a nie na czarno...
– Myszko, ale przecież studia... – tata wyraźnie nie wiedział, co powiedzieć.
– Tak... Tylko widzisz, ile mogłabym odłożyć przez te półtora miesiąca? Pomyślałam, że wezmę urlop dziekański, popracuję cały rok. Zarobię tyle, że nie będę musiała brać od was pieniędzy...
– O to się nie martw. Sama wiesz, jak jest. Nie dostaniesz od nas ani mieszkania, ani żadnych pieniędzy na urządzenie się, ale wykształcenie ci zapewnimy, choćby... – tata nagle zamilkł.
– Tak, wiem. Choćbyście mieli ręce sobie po łokcie urobić – dokończyłam zdanie, które od najmłodszych lat słyszałam zawsze, kiedy mowa była o szkole. – Tylko, że ja nie chcę, żebyście sobie te ręce urabiali. Kiedy ostatnio byliście na wczasach? Kiedy mama kupiła sobie nowy ciuch?
I jeszcze jedno. Sam wiesz, że teraz bez języka obcego ani rusz. A ten mój angielski jest bardzo bardzo szkolny. Już teraz, po trzech miesiącach widzę, że idzie mi coraz lepiej. Myślałam nawet, żeby zapisać się do szkoły językowej. Tato... porozmawiaj z mamą. Przecież ja z niczego nie chcę rezygnować. Naprawdę myślisz, ze moją największą ambicją jest sprzedawanie pizzy do końca życia? Trafia mi się szansa zobaczenia większego kawałka świata. To takie dziwne, że chcę z niej skorzystać? Tato...


Matka

Kiedy zadzwoniła, że przyjeżdża, od razu domyśliłam się wszystkiego. Bałam się tego od samego początku, gdy zaczęła przebąkiwać o wyjeździe. Najpierw tłumaczyłam: daj spokój, Michał to co innego. Chłopak i ma już zawód – to nawet dobrze, że pojechał. Zarobi, wróci, pobierzecie się i będziecie mieli jakieś pieniądze na początek. Ale znam moją córkę. Wiedziałam, że jeśli wpadła na taki pomysł, nie odpuści. W końcu machnęłam ręką. Niech jedzie, przecież nie będzie tam sama. Znam Michała tyle lat, wiem, że ma dobrze poukładane w głowie. A może rzeczywiście i ona znajdzie jakąś pracę, języka się poduczy, to też jakaś korzyść. Ale od razu kazałam jej przysiąc, że żadne głupie pomysły nie wchodzą w grę.
– Pamiętaj – tłumaczyłam – jak coś będzie nie tak w tym Londynie, wsiadaj w pierwszy autobus i wracaj.
– Oj, mamuś, co znowu ma być nie tak? – śmiała się już zaaferowana wyjazdem.
Co miałam jej powiedzieć? Życie bywa różne i mogło się okazać, że po roku rozłąki ten jej Michał już wcale nie jest taki do końca jej. No pewnie, nie wygląda, żeby coś się między nimi popsuło. Inaczej pewnie by nie dzwonił i nie nalegał, żeby przyjechała. Ale jak tam jest naprawdę, to miało się dopiero okazać. Bo i on się pewnie przez ten rok zmienił, i ona.

Pojechała. Przez pierwszy tydzień prawie nie mogłam spać ze zdenerwowania, choć codziennie przysyłała sms-y, że wszystko w porządku. Tylko... O Boże, to tak daleko. I sama, wśród obcych. Na domiar złego zaraz potem wybuchła ta afera z jakąś dziewczyną od nas, z Polski, którą tam porwali, czy zamordowali... Jak usłyszałam o tym w telewizji, to ledwie się powstrzymałam, żeby nie zadzwonić i nie kazać jej natychmiast wracać.
Ten Londyn jest podobno strasznie wielki. Mówią, że parę razy taki jak Warszawa.
A ona chodzi po obcych ludziach, nosi te CV, szuka pracy po knajpach... A wiadomo to, na kogo trafi? To tego się bałam, choć gdzieś z tyłu głowy tłukła mi się i ta myśl, żeby nie chciała tam zostać na stałe. Syn pani Marysi z zieleniaka, jak pojechał 4 lata temu na wakacje, tak dotąd nie wrócił. Ale z moją Jola tak nie będzie. Co to, to nie! Ma wrócić, skończyć studia, a potem... To już będzie jak Bóg da – myślałam. No i wykrakałam.
– Przyjechałam, żeby wziąć dziekankę – powiedziała.
– Po moim trupie – od razu postawiłam sprawę jasno.

Nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień.
Bo i co tu wyjaśniać? Pewnie, że tam inne życie, ale... Ona jest zdolna, chciała studiować. Jak się dostała, to przysięgłam sobie, że choćbym miała sobie ręce po łokcie urobić, to Jola te studia skończy. Prawda, że i ona pracuje. Już na pierwszym roku dawała korepetycje, ale i tak... Mieszkanie, jedzenie, książki... To kosztuje. Nie pozwolę jej zmarnować trzech lat naszych i jej wyrzeczeń. Wiadomo przecież, jak takie eskapady się kończą. Najpierw jedzie się tylko na wakacje, potem zostaje się na rok, potem na drugi... A potem nie ma już do czego wracać i zostaje się na całe życie w tej jakiejś pizzerii. Nie pozwolę!

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!

Redakcja poleca

REKLAMA