Taktyka pierwsza - izolacja
Ponieważ kolorowych, walentynkowych bajerów i ogólnie panującej miłości nie sposób nie zauważyć, dlatego też najlepiej zamknąć się w domu i pooglądać telewizję. Ale i ta gotuje nam przykre niespodzianki, bo jak się okazuje repertuar tego dnia składa się z „Love Story” i nędznych podróbek „Love Story” przeplatanych odcinkami znanych, serialowych tasiemców. Oczywiście można przełączyć wtedy na kanał dla dzieci, ale należy się liczyć z tym, że najprawdopodobniej natkniemy się na scenę namiętnego pocałunku z „Kopciuszka” lub szalone walentynki z Hannah Montaną.
Kiedy po wielu nieudanych próbach znalezienia czegoś dla siebie wyłączymy telewizor, pod żadnym pozorem nie włączajmy radia! No chyba, że chcemy katować się po raz kolejny przyprawiającą nas o mdłości piosenką z "Titanica". Dla własnego komfortu nie surfujmy po internecie, nie piszmy tego dnia nic na blogu (pasek na dole jest różowy i widnieją na nim wizerunki dwóch aniołkopodobnych istot), bo to głównie z sieci sączy się walentynkowa zaraza. Co w takim wypadku najlepiej zrobić? Najlepiej odizolować się od wszelkich możliwych walentynkowych bodźców i w ciszy swoich czterech ścian, w przeciwieństwie do zdesperowanej Ani Wyszkoni, napawać się spokojem.
Idealnym rozwiązaniem byłaby tu jakaś górska, stara strzecha, w której nie ma prądu ani jakichkolwiek urządzeń elektrycznych i gdzie nawet diabeł nie mówi dobranoc (ponieważ jeszcze w tej dziurze nie zawitał). Niestety w takich chwilach musimy pogodzić się z tym, że żyjemy w miejscowości gdzie dotarła cywilizacja i moda na różowe błyskotki. Mimo wszystko nasz dom wydaje się być względnie bezpiecznym miejscem, do którego nie ma dostępu nawet jeden walentynkowy sygnał.
Taktyka druga – atak
Jak wiadomo najlepszą ucieczką jest obrona. Z kolei najlepszą obroną jest atak, ale w przeciwieństwie do izolacji, przeznaczony został dla osób odważnych. Swoją anty-walentynkową kampanię najlepiej zacząć już tydzień przed nimi, najlepiej wraz z pojawieniem się na ulicach pierwszych różowych oznak tego święta. Zacznij wygłaszać płomienne mowy krytykujące prymitywne grające kartki za dwa złote oraz przesłodkie misie, na widok których dostajesz samorzutnych skurczów mięśni. Powiedz zdecydowane „NIE!” amerykańskiej komercji zalewającej w tym dniu sklepy.
Udowadniaj wszystkim wokół, że Walentynki to tak naprawdę wielka teoria spiskowa wymyślona przez zepsutych handlarzy upominków zza oceanu. Do tej listy należy dopisać właścicieli kwiaciarni, kawiarni, cukierni i kin. A jeżeli to nie pomoże zacznij szerzyć swoje poglądy pod egidą zasad kościoła katolickiego. Czy Walentynki to święto polskie? Nie! To diabelskie ziarno rzucone na chrześcijańską tradycję, które rosnąc w zastraszającym tempie, szerzy rozpustę i wyuzdanie. A pokazują to same statystyki: w ubiegłym roku od 1-14 lutego 10% dochodu ze sprzedaży książek stanowiła sama Kamasutra! Od początku wieku o 200% wzrosła sprzedaż erotycznej bielizny i gadżetów. „Nie tak nas wychowywano” - skwituj.
Jeżeli należysz do gatunku ludzi bardziej złośliwych zacznij w towarzystwie snuć wywody na temat nieplanowanych ciąż, chorób wenerycznych, rzeżączki i innych paskudztw, których można nabawić się podczas zbliżenia płciowego. Efekt murowany! Na pewno uda Ci się zepsuć kilka zaplanowanych na 14 lutego randek.
W celu uwydatnienia swojej anty-walentynkowej postawy kup sobie koszulkę z napisem „14 luty – Jestem na NIE”. W pokoju powieś plakat „Fuck the Valentines”, który podziwiaj, popijając przy tym herbatę z kubka, na którym widnieje napis: „Mistrz dobrego smaku”. Istna sielanka, nie ma co!
Taktyka trzecia – Alternatywa i propaganda sukcesu
Można zawsze tez zrobić dobrą minę do złej gry i udawać obojętność, a nawet zadowolenie z powodu walentynkowej samotności. Roztaczaj wokół siebie aurę sukcesu o jakim marzy każdy człowiek. „Jak to dobrze, że nie jestem w związku, bo akurat w tym dniu zaplanowałam sobie wyjście do salonu piękności!”, albo „Jak to dobrze, że nie muszę wydawać pieniędzy na te odpustowe gadżety. W dobie kryzysu liczy się każdy grosz.” Możesz tez udawać zdziwienie: „Walentynki? A co to za wynalazek?” lub stanowczo demonstrować swoją niezależność: „Miłość musiał wymyślić jakiś desperat, który chciał nieustannie przelewać na kogoś swoje kompleksy! Ja siebie akceptuję!”. Pewnie, bo jesteś najpiękniejsza i najfajniejsza! I tego się należy trzymać.
W ramach ucieczki możesz też zaangażować się w działalność ruchu bojkotującego wszystkie przejawy święta zakochanych. A może lepiej zacząć propagować polską, Noc Kupały obchodzoną 20 czerwca ? Czemu nie! Przecież to najważniejsze dla Słowian święto związane z kultem ognia i wody. Przecież łatwiej jest kochać, gdy na dworze panuje dodatnia temperatura. Wiele argumentów przemawia za Kupałą aniżeli za Amorkiem, dlatego też dobrze je wyłożyć wszystkim napotkanym znajomym.
A nuż ktoś się przyłączy do naszej akcji i w naszych działaniach nie będziemy osamotnieni? Wspólne anty-walentynki to też dobry sposób na ucieczkę przed walentynkami. A może na ich spędzenie?