Zaręczyny i ślub na studiach dziennych - pytanie

napisał/a: Miya 2009-04-06 17:17
Już odpowiadam. :) Wszystko się zgadza. W tym roku kończę pierwszy rok. Przez pierwsze dwa lata po maturze chodziłam do studia aktorskiego i przygotowywałam się do egzaminów do szkoły teatralnej niestety nie udało się. W zeszłym roku studiowałam dziennikarstwo ale stwierdziłam, że to niestety nie dla mnie i dopiero teraz wybrałam co chcę w życiu robić, stąd ta mała "obsuwa" a mój narzeczony jest ode mnie młodszy o rok i też przez pierwsze dwa lata studiował socjologię i stwierdził, że to nie to po czym teraz studiuję historie i też ma już sprecyzowane plany na życie. Byliśmy po prostu z tych szukających ale już udało się znaleźć.
napisał/a: kejti25 2009-04-06 18:47
Ja kończe studia na wydziale prawa i administracji i z prawem miałam już bardzo dużo wspólnego i naprawdę nie jest aż tak prosto. słusznie wspomniała Necia-ogrom materiału jest powalający. No cuż- zostaje mi życzyć powodzenia przede wszystkim na prawie finansowym i handlowym Ale nie warto się zniechęcać- satysfakcja ze zdania egzaminów na które trzeba było nauczyć się 1000 stron jest ogromna
napisał/a: ~gość 2009-04-06 18:47
Miya, wydaje mi się, że rodzice robią ci krzywdę dając taką dowolność w wyborach i nie wymagając od ciebie, abyś ponosiła ich konsekwencje. Wielu młodych ludzi szuka, wielu kończy studia, które nie do końca im się podobają i potem robi w życiu coś zupełnie innego i dopiero wtedy sie w tym odnajdują. Jednak sytuacja, gdzie moje dziecko ( bo postawię się w sytuacji twoich rodziców), jest zmienne jak chorągiewka na wietrze i tylko oczekuje ode mnie wsparcia materialnego jest dla mnie nie do pomyślenia. Niemniej teraz już rozumiem twoje podejście i twoje argumenty. Najzwyczajniej w świecie nie dostałaś jeszcze leksji życia. Rodzice cię chronią przed nim ze wszystkich sił.

Tym bardziej nie na miejscu sa twoje komentarze odnośnie pracy nie w zawodzie i udowadnianie innym, że doba jest za krótka, aby się uczyć, pracować i żyć. Dla ciebie tak faktycznie jest, bo ty, tak naprawdę nie zaczęłaś jeszcze żyć. Masz głowę wolną od zmartwień typu za co zapłacę czesne, rachunki. Masz nawet głowę wolną od zmartwienia, co gdyby studia mi się nie spodobały.

Bardzo się mylisz w swojej definicji dorosłości. Obyś mogła wylądować bezpiecznie i miękko ze swoich chmur, bo życie cię w końcu dogoni. Aplikacja, obyś się na nią dostała tak jak planujesz, to nie bułka z masłem. Potem praca w zawodzie, kontakt ze zwierzchnikiem, tak jak pisała Emilianka to nie głaskanie po głowie i klepanie po ramieniu w nagrodę za dobre wyniki w pracy. Zderzenie z rzeczywistością będzie tym boleśniejsze, im później go doświadczysz, a rodzice nie będą w stanie zawsze wyciągnąc cię z opresji.
napisał/a: Emilianka 2009-04-06 19:42
no i wszystko jasne-rodzice płacą,znajomości w środowisku są,to i aplikacja będzie tak to sobie można żyć i wybrzydzać,że praca nie w zawodzie to ble,że doba za krótka,żeby marnować czas na pracę ja tylko nie rozumiem wybierania studiów pod kątem tego czy mam znajomości czy nie.ja swoje studia wybrałam z zamiłowania i nie wyobrażam sobie uczyć się czegoś tylko dla tego,że potem ktoś mi pracę załatwi.
a egzamin na aplikację egzaminem,ale mimo wszystko układy pozostały.to zbyt zamknięte środowisko,żeby ot tak,raz na zawsze wszystko uciąć.jeszcze trochę wody upłynie,zanim to się zmieni.
no ale żyj sobie dalej w bajce,w której możesz być wieczną studentką,a rodzice i tak zapłacą,znajomi pracę załatwią a szef do główce będzie klepał.oby bajka trwała jak najdłużej.
napisał/a: repcak1 2009-04-06 20:09
Miya napisal(a):Jeśli chodzisz na studia, udzielasz się np. w kołach naukowych, dokształcasz itd i jeszcze rzetelnie wykonujesz swoją pracę nie masz masz czasu albo masz go mało na odpoczynek, hobby, przyjaciół, partnera i jakieś zajęcia niezwiązane ze studiami czy pracą.

Ja nie mam z tym wszystkim problemu, a jestem studentem dziennym, udzielam się w kole naukowym., dokształcam się, pracuję i nie zaniedbuję mojej narzeczonej, takl wiec nie generalizuj, bo jesteś w błędzie.

Miya napisal(a):ważam, że stosunek obowiązków(często przyjemnych bo ja lubię swoje studia) do przyjemności czy też rzeczy nie związanych z obowiązkami powinien być odpowiedni.

Odnoszę wrazenie, że małżeństwo takze traktujesz jako tylko i wwyłącznie miłe spędzanie czasu z partnerem, Zupełnie nie widzę u Ciebie podejścia takiego, że małżeństo jest dla Ciebie obowiązkiem, takze rodzajem pracy nad sobą i nad drugą połówką oraz jest oddzielnym gospodarstwem domowym, które trzeba utrzymać.

Miya napisal(a):Dla nich jestem dzieckiem a nie żoną i ze strony mojego narzeczonego jest tak samo. Jeśli bym była przez ten okres panną to nic by się nie zmieniło. Mieszkamy z narzeczonym razem, gospodarujemy pieniążkami które dostajemy od rodziców, aczkolwiek nie mamy wspólnego "konta" i po ślubie również tak będzie. Dalej nie widzę tu nic złego czy nieodpowiedzialnego.


Po raz kolejny widzę, że mamy kompletnie inne definicje małzeńastwa. Gdyby mnie po ślubie i moją narzeczoną rodzice mieli w całości utrzymywać to byłaby to dla mnie potwarz. Małżeństwo to nie "zabawa w dom" gdzie robię co chcę, bo i tak rodzice mi dadzą na wszystko kasę.

Miya napisal(a):To co podkreśliłaś w mojej wypowiedzi zgadza się, napisałam, że albo albo. W sensie jeśli pracujesz i studiujesz zaniedbujesz swoje nazwijmy to "życie", jeśli studiujesz i "żyjesz" to nie pracujesz, a jeśli pracujesz i "żyjesz" to nie studiujesz. Dlatego, że doba ma tylko 24 godzinny i nie da się tych trzech rzeczy połączyć, tak, żeby żadne z nich nie ucierpiało.

Po raz kolejny przytaczasz teorię, która jest błędna, bo ja robię wszystki i niczego nie zaniedbuję i na wszystko mam czas.

Miya napisal(a):A chcemy wziąć ślub bo dorośliśmy do takiej decyzji, kochamy się i chcemy być razem. Tylko tyle albo aż tyle.

Ale jak widać nie dorośliście do założenia rodziny ze wszystkimi tego konsekwencjami. W życiu nie chciałbym mieć takiego małżeństwa, które jest traktowane tylko i wyłącznie jak papierek do powieszenia w ramce i chwalenia się przyjaciołom "patrzcie, mam małżonka", ale nic poza pustym stwierdzeniem to nie zmiania.

Myślałaś kiedyś co by sie stało gdyby z dnia na dzień musiałabyś się usamodzielnić z różnych przyczyn (niczego złego Ci nie życzę, mówię hipotetycznie)? niestety z taką definicją "dorosłości" jaką prezentujesz nie sądzę, ze poradziłabyś sobie nawet przez tydzień.
napisał/a: Miya 2009-04-06 20:28
Ale tak naprawdę w czym rzecz. Nam to nie przeszkadza, rodzicom to też nie przeszkadza nie widzę problemu.
napisal(a): a tylko nie rozumiem wybierania studiów pod kątem tego czy mam znajomości czy nie.ja swoje studia wybrałam z zamiłowania i nie wyobrażam sobie uczyć się czegoś tylko dla tego,że potem ktoś mi pracę załatwi.

Ale ja wybrałam studia z zamiłowania, prawo było jednym z kierunków które rozważałam a pytałam się o znajomości bo z tym jest po prostu łatwiej, jednak nawet jak mój ojciec byłby ministrem sprawiedliwości nie miałaby to wpływu na zdanie badź nie egzaminu na aplikację. Potem owszem znajomości bywają pomocne ale bez nich też można sobie poradzić. Co do ogromu materiału to zdaję sobie z tego sprawę aczkolwiek nigdy nie miałam problemów z nauką, nauczenie się dla mnie dużych partii materiału nie było problemem(do matury rozszerzonej z historii przygotowywałam się 5 dni) więc liczę siły na zamiary. :)
Co do szefa, to mam go zamiar mieć tylko przez niezbędne trzy lata kiedy będę pracowała jako asesor. Poza tym nie rozumiem czemu szef ma być od razu jakimś potworem. Jeśli zrobię coś źle to oczywiście będzie miał pełne prawo żeby mnie opieprzyć, nie przejmę się tym zbyt ponieważ taki mam charakter. Jeśli nie zrobię nic złego a ten będzie mnie miał ochotę opieprzyć to spróbuję wytłumaczyć, uspokoić, pomóc, uśmiechem i dobrym słowem można dużo zdziałać, a jeśli to nie pomoże to patrz wyżej. :)
repcak, może moja teoria jest błędna ale jest naprawdę mało takich przypadków jak ty. Naprawdę pozazdrościć i pogratulować siły i organizacji czasu. Ja nie byłabym w stanie iść z dwa razy w tygodniu na całonocną imprezę, po czym iść na studia udzielać się tam, mieć dwa razy spotkanie koła, i być przynajmniej raz na tydzień w stowarzyszeniu, iść do pracy i pracować bez problemów wkładając w to całe swoje umiejętności i zaangażowanie, przy czym czytać książki, oglądać filmy, chodzić do kina, spotykać się kilka razy w tygodniu ze znajomymi, chodzić na taniec nowoczesny, raz na dwa tygodnie do teatru i mieć sesję rpg dwa razy w tygodniu. A to w moim przypadku oznaczałoby łączenie wszystkich tych trzech rzeczy bez uszczerbku dla żadnej z nich.
napisał/a: Karolinka_U 2009-04-06 20:40
23 lata na karku a życia nie znasz

Miya napisal(a):to mam go zamiar mieć tylko przez niezbędne trzy lata kiedy będę pracowała jako asesor.
powiedzmy, że dostaniesz sie na asesure ale nomonacji dostać nie musisz i co wtedy dalej będziesz na utrzymaniu rodziców w wieku 30 lat będąc żoną troche chora sytuacja

Znam faceta, który 5 lat był asesorem w sądzie i tez myslała, że sędzią będzie a tu nic z tego bo nomoninacji sędziowskiej nie dostał i będzie zwykłym referentem zniesiesz takie poniżenie
napisał/a: repcak1 2009-04-06 20:44
Miya napisal(a):Ale tak naprawdę w czym rzecz. Nam to nie przeszkadza, rodzicom to też nie przeszkadza nie widzę problemu.

W tym rzecz, że jesli nagle kiedyś zderzysz się z rzeczywistością, a nie z bujaniem w obłokach wypełnionych pieniędzmi rodziców, to to zderzenie prawdopodobnie bedzie miałao siłę wybuchu bomby jądrowej.

Miya napisal(a):Co do szefa, to mam go zamiar mieć tylko przez niezbędne trzy lata kiedy będę pracowała jako asesor.

Twoje znajomości już Ci zagwarantowały pracę asesora? Nie wyobrażam sobie jak można żyć tak bujając w obłokach i zakładając na miliard procent coś za pewnik coś co być moze stanie się za parę łądnych lat.

Miya napisal(a):Poza tym nie rozumiem czemu szef ma być od razu jakimś potworem. Jeśli zrobię coś źle to oczywiście będzie miał pełne prawo żeby mnie opieprzyć, nie przejmę się tym zbyt ponieważ taki mam charakter. Jeśli nie zrobię nic złego a ten będzie mnie miał ochotę opieprzyć to spróbuję wytłumaczyć, uspokoić, pomóc, uśmiechem i dobrym słowem można dużo zdziałać, a jeśli to nie pomoże to patrz wyżej.


Spójrz na to z innej strony, jeśli szef cie opiernicza a ty to olewasz, to masz pierwszy powód do odpowiedzenia sobie na pytanie - "dlaczego on rozwiazał ze mną umowę o pracę?" No ale zapomniałęm, ze Ty już w sumie to jesteś zatrudniona jako asesor a później po 3 latach laba i sielanka.

Miya napisal(a):Ja nie byłabym w stanie iść z dwa razy w tygodniu na całonocną imprezę, po czym iść na studia udzielać się tam, mieć dwa razy spotkanie koła, i być przynajmniej raz na tydzień w stowarzyszeniu, iść do pracy i pracować bez problemów wkładając w to całe swoje umiejętności i zaangażowanie, przy czym czytać książki, oglądać filmy, chodzić do kina, spotykać się kilka razy w tygodniu ze znajomymi, chodzić na taniec nowoczesny, raz na dwa tygodnie do teatru i mieć sesję rpg dwa razy w tygodniu. A to w moim przypadku oznaczałoby łączenie wszystkich tych trzech rzeczy bez uszczerbku dla żadnej z nich.


No widzisz, i tu się różnimy znowu. Ja po prostu potrafię znaleźc pewne priorytety. A z tego co piszesz, to dochodze do wniosku że dla ciebie akt małżeństwa bedzie tylko i wyłącznie włożony miedzy półkę z sesjami rpg oraz imprezowaniem do nocy. Troche mi Ciebie zal, za takie podejście do sprawy, ale to Twój wybór i Twoje przyszłe konsekwencje.
napisał/a: arTemida 2009-04-06 20:48
Ja uważam że nie ma nic złego jeśli rodzice pomagają dzieciom po ślubie.
Różnie się układa życie.My planowaliśmy ślub na koniec 5 roku więc de facto powinniśmy być po napisaniu pracy, może nawet i po obronie i z perspektywą pracy.
Planowaliśmy ślub 1,5 roku wcześniej i nie przewidzieliśmy że coś może się nie udać.
W efekcie mąż obronił się pół roku po ślubie, mnie to jeszcze czeka.
Czy w związku z tym powinniśmy odwołać ślub, zamieszkać każde u swoich rodziców, czy przerwać pisanie pracy czy zdawanie egzaminów żeby zarabiać pieniądze?
Lepiej było przetrwać te parę miesięcy i skończyć co zaczęło.
Dodam jeszcze że rodzice nie wtrącali się na co wydajemy pieniądze,nawet ich to interesowało.

Ja należę do osób które ja już coś robią starają się to robić jak najlepiej.Gdy pracowałam w kancelarii nie byłam w stanie solidnie przygotować się do zajęć czy do egzaminów, że o uczęszczaniu na wykłady nie było mowy.Zrezygnowałam z kancelarii, rodzice odetchnęli z ulgą bo bali się że mogę zawalić studia.

Co do pracy nie w zawodzie uważam że są ostatecznością.O wiele lepiej jest pracować w zawodzie i zdobywać praktykę która przyda się w przyszłości niż zasklepiać w czymś co nie daje satysfakcji.

Aplikacje do łatwych nie należą jednak nagminne mówienie o tym że to koneksje i powiązania jest już bzdurą.W tym roku żaden z moich znajomych z prawniczych rodzin nie dostał się na aplikacje dostała się córka księgowej.Wszystko zależy do wiedzy i szczęścia.

A wg mnie (i mojego męża) ślub bierze się nie tylko wtedy gdy jest się w gotowości finansowej, tylko wtedy gdy się czuje że przyszedł czas i gdy się kocha.
Dla niektórych ślub nie jest tylko formalnością a faktyczną zmianą w życiu pod każdym względem.I ciesze się że mamy rodziców którzy to rozumieją i szanują.
napisał/a: Karolinka_U 2009-04-06 20:57
Necia napisal(a):jak sie chce to się da i bez pomocy rodziców
dokładnie nie trzeba byc wygodnickim bo co będzie jak zabraknie rodziców - nie poradzi sobie z życiem bo cos jej sie nie uda

Jest wiele osób, które studiują, pracują i daja sobie rade

Necia napisal(a):moja kolezanka z roku studiuje dwa kierunki pracuje w kancelarii i ma męża i dom na głowie
takich ludzi podziwiam
napisał/a: repcak1 2009-04-06 21:00
arTemida napisal(a):Ja uważam że nie ma nic złego jeśli rodzice pomagają dzieciom po ślubie.

Też tak uważam. Ale ja wychodzę z założenia, ze ta pomoc, jeśli jest takowa, to jest ona nieobligatoryjna i jest to tylko chęć rodziców do jakiegoś wspomożenia młodych po ślubie, ale nie może ona dla mnie być dominującym źródłem utrzymania młodych. To się nie mieści dla mnie w definicji małżeństwa.

napisal(a):Co do pracy nie w zawodzie uważam że są ostatecznością.O wiele lepiej jest pracować w zawodzie i zdobywać praktykę która przyda się w przyszłości niż zasklepiać w czymś co nie daje satysfakcji.

Wielu ludzi idzie na studia na kierunki, które ich interesuja za młodu. Później priorytety i kierunki myślenia sie potrafią zmieniać. Znam wiele osób z otoczenia moich rodziców, które nie pracują w zawodzie, którego kierunek kończyli na studiach, ponieważ po paru latach od studiów odnaleźli życiową satysfakkcję w innej pracy i spełniają się w niej teraz tak samo dobrze jak można się spełniać w swoim zawodzie.
napisał/a: arTemida 2009-04-06 21:03
Necia ja nie mówię że to niemożliwe ale trudne na pewno i nie każdemu się udaje.Może jestem mniej zdolna skoro wszyscy uważają że to nic trudnego godzić jedno i drugie i jeszcze trzecie Podobnie jak większość moich znajomych.
Zresztą uczelnia uczelni nie równa.Piszesz że I rok jest najłatwiejszy a u mnie był największy odsiew.U mnie można też skończyć studia prędzej np w 3,5-4 lata.Więc lepiej się zmobilizować i wcześniej wskoczyć w życie zawodowe niż się miotać między pracą i studiami.