Teraz, gdy masz już dziecko, chcesz, by były jak z bajki: z choinką po sufit, wspaniałymi prezentami, kolędami oraz – to jasne jak słońce! – zachwyconym tym wszystkim maleństwem. Nie chcemy psuć tego sielankowego obrazka, ale... No cóż, świąteczny debiut naszych pociech mamy za sobą i już wiemy, że to niezupełnie tak wygląda. Czy da się uniknąć rozczarowania? – Tak, jeśli tylko nie będziemy oczekiwać świąt idealnych, takich jak w reklamie kawy czy na zdjęciach w kolorowych magazynach (w prawdziwym życiu to się raczej nie zdarza), weźmiemy pod uwagę możliwości maluszka, przymkniemy oko na drobiazgi i skupimy się na tym, co nam i naszym bliskim sprawia radość – mówi Beata Płażewska, psycholog.
Nic na siłę
Wszyscy mamy jakieś wyobrażenia o świętach. Wynieśliśmy je z dzieciństwa, z książek, filmów, niektórzy z nas zbudowali je z marzeń o tym, czego im brakowało. – Czasem tak bardzo chcemy, by rzeczywistość sprostała tym pięknym wizjom, że zbyt dużo od siebie wymagamy: lepimy po nocach pierogi, sprzątamy wszystko włącznie z piwnicą, wydajemy fortunę na jedzenie i prezenty. W efekcie jesteśmy podminowani i tak zmęczeni, że gdy te wyczekane święta wreszcie nadchodzą, nie mamy siły się nimi cieszyć – mówi psycholog.
Czy w takim razie zwiększymy szanse na udane święta, jeśli podamy byle co i zostawimy pod kanapą koty kurzu? – Nie w tym rzecz – mówi Beata Płażewska. – Po prostu warto uświadomić sobie, że nic nie musimy. Nie musimy gotować jak babcia Zosia, wygrać konkursu na najbardziej czyste okna w okolicy ani piec pierniczków w kształcie reniferów, tylko dlatego, że przepis na nie wydrukowało nasze ulubione czasopismo. Jeśli cieszy nas wypucowane na błysk mieszkanie, świetnie, pucujmy. Jeżeli lubimy samodzielnie robić ozdoby choinkowe, róbmy. Ale nie biegajmy ze ścierką i nie sklejajmy łańcuchów tylko dlatego, że tak trzeba.
Zadanie nr 1:
Odpocznij
Na upartego można oskrobywać karpia o czwartej nad ranem nawet wówczas, jeśli od porodu nie przespało się ani jednej nocy. Tylko czy warto? – Przekonałam się, że nie– mówi Agnieszka, mama Szymka. – Przed pierwszą Wigilią mojego synka rzuciłam się wir pracy: mieliłam, gotowałam, smażyłam, piekłam. Po dwóch dniach byłam kompletnie wykończona. Dotarło do mnie, że jeśli nie wyhamuję, zasnę z nosem w barszczu z samodzielnie ulepionymi uszkami. Albo, co gorsza, będę tak rozdrażniona, że moje kulinarne dzieła utkną wszystkim w gardle. Odpuściłam. Dokończyłam to, co zaczęłam, a po resztę wysłałam męża do garmażerii. A potem poszłam spać. – I bardzo dobrze! – komentuje psycholog. – Dla dziecka nie ma znaczenia ani karp, ani perfekcyjnie wyprasowany obrus. Pragnie jedynie tego, by ci, których kocha, byli przy nim. Byłoby wspaniale, gdyby byli w jako takiej formie.
To, co najważniejsze
Skoro nie da się zrobić wszystkiego, warto skupić się na tym, co najważniejsze. Tylko – no właśnie! – co jest najważniejsze? – Na pewno dobra atmosfera, bycie razem, rodzinne ciepło i to, co tak trudno opisać: nieuchwytna magia świąt – mówi psycholog. Problem w tym, że dla każdego z nas te słowa mogą oznaczać coś innego. Każde z nas wychowało się w innym domu (np. takim, w którym przywiązywało się ogromną wagę do tradycji, albo przeciwnie, w takim, w którym ceniło się luz i poczucie humoru). Każde chce być lojalne wobec własnej rodziny. Każde ma jakieś wyobrażenie o tym, co czyni święta świętami. – Dlatego warto usiąść i spokojnie o tym wszystkim porozmawiać. Czego oczekujemy od wspólnie spędzonego Bożego Narodzenia? Co możemy zrobić, by nasze pragnienia się spełniły? Z czego możemy zrezygnować? – radzi Beata Płażewska.
Grunt to logistyka...
Przy okazji warto porozmawiać o bardziej przyziemnych sprawach. Ustalanie tuż przed Wigilią do czyich rodziców jedziecie najpierw, a do czyich później, co trzeba przygotować, zapakować i jakim cudem zmieścić to wszystko do samochodu, jest bardzo stresujące, zwłaszcza gdy zabiera się ze dziecko wraz z jego butelkami, pieluchami, ubrankami itd. Żeby uniknąć zamieszania i kłótni, ustalcie wszystkie szczegóły. To, co trudno zapamiętać (np. listę rzeczy do zabrania), zapiszcie na kartce.
...i odrobina dystansu
Nie na wszystko mamy wpływ. Nie możemy na przykład sprawić, by ludzie, z którymi dzielimy się opłatkiem, zawsze zachowywali się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Ale możemy zmienić do tego swój stosunek. – Odkąd zostałam mamą, jestem zasypywana nieproszonymi radami. Drażnią mnie, zwłaszcza jeśli są wypowiadane niecierpiącym sprzeciwu tonem i zakończone kwestią "Wychowałam trójkę dzieci, więc chyba wiem, co mówię!" – mówi Ewa, mama malutkiej Ninki. Jednak choć ich nie lubi, nie zamierza przez nie psuć sobie humoru. – Najczęściej kiwam głową, mówię: "Musimy o tym kiedyś pogadać" i szybko zmieniam temat("A co tam u Alinki?"). – Takie rady rzeczywiście bywają trudne do zniesienia, warto jednak uświadomić sobie, że doradcy nie mają na ogół złych intencji. Chcą podzielić się swoją wiedzą, okazać nam troskę. A że robią to w irytujący sposób? No cóż, przy świątecznym stole nie zasiadają anioły – mówi pani psycholog.
A co z maluszkiem?
Nasz debiutant miał w niemym zachwycie wpatrywać się w bombki? Pewnie już wiesz, że dzieci niekoniecznie robią to, czego od nich oczekujemy.– Zmęczone, podekscytowane niemowlę może zachowywać się o wiele gorzej niż zwykle– uprzedza Beata Płażewska. I dodaje, że my, dorośli, nie możemy oczekiwać, by maleństwo dostosowało się do nas i naszych planów, bo ono z pewnością tego nie zrobi. Jest za małe. Lepiej będzie jeśli to my, na ile się da, dostosujemy się do niego, na przykład nie zaplanujemy Wigilii na godzinę, o której miewa zwykle atak kolki albo idzie spać... Albo po prostu pogodzimy się z faktem, że zacznie płakać i trzeba będzie sobie z tym poradzić.
Na dobry nastrój
Co jeszcze możemy zrobić, by nasze maleństwo było w dobrym nastroju? Na pewno warto zadbać o to, by się nie nudziło, bo wtedy zacznie marudzić. Można na przykład pokazywać mu coś, mówić do niego, bawić się z nim itd. Zawsze też warto brać pod uwagę możliwości maluszka i np. zdawać sobie sprawę z tego, że podróż z niemowlęciem trwa na ogół dłużej niż bez niego, a żaden malec nie wysiedzi przy stole kilka godzin. Prawda jest jednak taka, że nawet jeśli to wszystko weźmiemy pod uwagę, będzie lepiej, jeśli dopuścimy do siebie myśl, że dziecko może nas czymś zaskoczyć. Tak jak Wojtuś zaskoczył swoją mamę, Izę. – Stawałam na rzęsach, by pierwsza Wigilia mojego synka była naprawdę cudowna – śmieje się Iza. – A co zrobił Wojtuś? Najzwyczajniej w świecie zasnął przed pierwszą gwiazdką!
O udanych Świętach porozmawiaj na mamacafe.pl