Ale żeby tylko w tym bezczelność jego się ukazywała. Bawi się grzecznie grzechotką, pieluchą, czy smoczkiem, leżąc na plecach, a ja go obserwuję. Niech jednak coś odwróci moją uwagę, czy to rozmowa z żoną, czy coś w telewizji, to po kilku sekundach słyszę głośne „łaaaaaa!!!”. Odwracam głowę w stronę Małego, a ten – szeroki banan na twarzy i nadal się grzecznie bawi. Byle na niego patrzeć! Ot, jaki sprytny!
Mruczanki też sobie wymyślił. Niczym jaki Kubuś Puchatek, czy inna maskotka mrucząca cosik pod nosem. Jak jest już senny, na rękach, przytuli się mocno, to wtedy zaczyna mruczeć coś do siebie. Od czasu do czasu zagada, zagaworzy, ale najczęściej właśnie jest to takie mruczenie bez otwierania buzi. Zupełnie, jakby sobie coś nucił. Babcia się śmieje, że skoro my mu nie śpiewamy kołysanek, to musi sobie sam śpiewać. Cóż... Niech sobie chłopak radzi w życiu, jak tylko umie, ja nie będę narażał go na traumatyczne przeżycia i koszmary senne, wywołane przez konieczność słuchania mojego śpiewu. Po co ma się potem w środku nocy zrywać z histerycznym płaczem, jak mu się śpiewający Tata przyśni?
Mamie już pamiątkę na ręce zostawił, drań malutki! Trzymany na rękach, w pewnym momencie tak się wessał w ramię, że zrobił pełnoprawną, wyraźnie widoczną malinkę! I to w niecałą minutę! Ma ten wsys, to mu trzeba przyznać. Zresztą – gryza też ma solidnego, choć niby jeszcze żadnych ząbków nie widać. A jednak, przy smarowaniu dziąseł żelem dentystycznym, dla załagodzenia swędzenia potrafi tak przygryźć palca, że niejeden z zębami by tak nie potrafił.
I niestety – coraz trudniej o sen w ciągu dnia. Dwadzieścia minut, pół godziny – to obecnie zwyczajowa długość drzemki. I to raptem dwa razy dziennie. Z tęsknotą wspominam sen trwający dwie-trzy godziny. To se ne wrati???
Rafał Wieliczko