Drugą grupę, nie mniej liczną (obecnie już dwa pudła jednych i drugich) stanowią zabawki, które przed otrzymaniem tej szlachetnej nazwy, pełniły zupełnie inną rolę. Są to bowiem przedmioty codziennego użytku, zaadaptowane przez nas, pomysłowych rodziców, do funkcji zabawek dla Daniela. Powstają one pod wpływem obserwacji jego zachowań oraz tego, co mu sprawia radość.
- zużytą komórkę, która, póki była w naszych rękach, stanowiła nieodparty przedmiot pożądania, a wręczona jemu, przestała być atrakcyjna po dwóch dniach;
- kabelki wszelkiego typu, im dłuższe tym ciekawsze, bo można bez końca przekładać je z jednej strony na drugą, przy okazji kapitalnie się w nie zaplątując i próbując przeżuwać gumiaste kawałki;
- torebki na prezenty, papierowe, lakierowane, im grubsze tym lepsze, bo więcej czasu zajmuje przegryzienie się przez nie i przeżucie ich na papkę;
- opakowania chusteczek higienicznych – kapitalnie można się w nie wgryzać i szarpać ząbkami postrzępione kawałki folii;
- żółty marker – świetnie bierze się go w łapki i tłucze po szklanym blacie ławy, można to robić przez dobrych kilka minut, dopóki tacie głowa nie zacznie pękać;
- różnego rodzaju podstawki pod piwo, nie dość, że fajnie się je zrzuca ze stołu na ziemię, to jeszcze dają się pomemłać w buzi na papkę i rozszarpać na strzępki;
- piloty – mają fascynującą wręcz ilość guziczków do przyciskania i fajnie się je zrzuca na podłogę albo tłucze nimi o różne powierzchnie;
- kulki po zabawkach z jajek-niespodzianek, wsadzone do metalowego okrągłego pudełeczka po herbatce stanowią cudowną grzechotkę; do tego, jeśli zdjąć przykrywkę, to przez kwadrans można wkładać te kulki i wyjmować z zaangażowaniem godnym lepszej sprawy;
- i na koniec najnowsze odkrycie ostatnich dni: DREWNIANA ŁYŻKA do gotowania, absolutny hicior wśród zabawek, można nie tylko wbijać w nią ząbki śliniąc od góry do dołu, ale i walić nią we wszystko co się pod rękę nawinie, a im więcej huku zrobi, tym lepsza zabawa!
Rafał Wieliczko