I żadna zabawka nie jest tak bardzo ciekawa, jak pilot, którym można grzmocić o powierzchnię łóżka. A żeby jeszcze chciał odpocząć! A gdzież tam! Potrafi tak przestać dobrą godzinę – że też te nożyny mu się nie zmęczą! Oczywiście roześmiany, rozradowany, skowroneczek, można powiedzieć. Wystarczy jednak choćby na chwilę próbować go oderwać od zabawy na stojąco – syrena alarmowa uruchomiona natychmiastowo. Nieważne, czy chce się go przewinąć, buźkę wytrzeć, czy opadające rajstopki poprawić. On chce stać i koniec.
Daniel jednakże okazję wyczuł do kolejnych wybryków i w oka mgnieniu opanował nową sztuczkę, którą w ciągu dnia powtarzał kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) razy! Otóż drań malutki umyślił sobie wspinać się po mojej nodze, przełazić ponad ramieniem na kanapę, potem wokół szyi i z drugiej strony, również po mnie, złazić w dół. A radochy ma przy tym tyle, że gęba w uśmiechu mu się nie zamyka. Raz sztuczkę opanowawszy, powtarza ją bez znudzenia.
Po mieszkaniu pełza już bez żadnych oporów, z jednego końca na drugi, wyciągając łapki do wszystkiego, co tylko w zasięgu wzroku. Szczególnie upodobał sobie kable, od których w miarę skutecznie go odciągam. Jednakże, gdy pewnego popołudnia zobaczył w drzwiach mamę wracającą z pracy, popełzł w jej stronę z bananem na buźce. Po drodze był kabel wystający spod dywanu i mama przestała już być ważna. Przegrała z kabelkiem w rankingu atrakcyjności! A nie widzieli się wszak prawie dziesięć godzin...
Ostatnio jednak Daniel dał nam popalić. Czy to z racji wyrżnięcia się drugiego ząbka, czy też z powodu lekkiego przeziębienia – nie wiadomo. W każdym bądź razie nie tylko niewiele spał w ciągu dnia, ale i wieczorem, przysnąwszy na godzinę, obudził się radosny jak skowronek i z wielką chęcią do zabawy ani myślał zasnąć ponownie. Wiercił się, gadał, wspinał na wszelkie możliwe przeszkody w łóżku, o położeniu go spokojnie nie mogło być mowy. Zasnął dopiero kwadrans przed północą (zrobił mi chyba na złość, bo akurat tego dnia byłem tak zmęczony, że chciałem iść spać tuż po dwudziestej drugiej!). Odetchnąwszy z ulgą położyliśmy się i my żywiąc nadzieję, że przynajmniej teraz wymęczony i dniem i późną porą zaśnięcia, pośpi Młody co najmniej do siódmej.
Aha! Zapomnij! Nikt się nie spodziewał, że maluch obudzi się radosny i wypoczęty o... piątej!!!
Rafał Wieliczko