Okiem taty - Wieczorne zasypianie

A tak tarł oczka już po dwudziestej! Tak ziewał szeroko, jakby mu szczęka miała wyskoczyć z zawiasów! Każdy by się nabrał, że dziecko chce iść spać. Przygotowane więc do snu zostało, przebrane, na pościelonym łóżku, tuż obok cyca położone. Zgodnie z przyjętym wizerunkiem zaczęło ciągnąć mleko i – teoretycznie – po zgaszeniu światła, zasypiać...
/ 12.01.2009 23:10
A tak tarł oczka już po dwudziestej! Tak ziewał szeroko, jakby mu szczęka miała wyskoczyć z zawiasów! Każdy by się nabrał, że dziecko chce iść spać. Przygotowane więc do snu zostało, przebrane, na pościelonym łóżku, tuż obok cyca położone. Zgodnie z przyjętym wizerunkiem zaczęło ciągnąć mleko i – teoretycznie – po zgaszeniu światła, zasypiać...

A ja w tym czasie poszedłem się wykąpać, w planach późniejszych mając jeszcze trochę pracy. Niemniej jednak już w połowie kąpieli usłyszałem dzikie wrzaski przebijające się tak przez zamknięte drzwi, jak i szum lejącej się wody. Długie i donośne, świadczące o tym, że pocieranie oczek i ziewanie na potęgę było jedynie ściemnianiem.

Okiem taty - Wieczorne zasypianie

- Tataaaatataaaaa daaaaataaaa! - usłyszałem wychodząc z łazienki. I po minucie kolejne: - Tataaaaaataaaaa daaaaaa!!!! - a zaraz po tym nieco dziwny chichot żony.
Wysuszony, przebrany, zajrzałem do pokoju.
- Czego, bąku jeden, chcesz? - mruknąłem. - I dlaczego o tej porze nie śpisz???
- Zobacz, co on wyprawia – wykrztusiła żona między jednym chichotem, a drugim...
Zapaliłem światło i co ujrzałem? Ano, drań, zamiast spokojnie leżeć i ciągnąć mleko, jak na grzeczne dzieciątko przystało, przewrócił się brzuszek, po czym podniósł na kolana, wstał na nóżki i opierając się rękami o mamę – przywarł buzią do cyca! W takiej pozycji, że tyłek był wyżej niż główka. I ssał!
- Weź mu coś powiedz! - poprosiła żona.
- Młody, mówię ci coś – użyłem ojcowskiego autorytetu...
Wezwany przerwał swą czynność wykonywaną w pozie co najmniej dziwacznej, podniósł głowę, spojrzał prosto na mnie, uśmiechnął się szeroko, zagulgotał radośnie, po czym, niczym się nie przejmując rąbnął ponownie główką z otwartymi ustami w dół. Tyle, że tym razem nie trafił i zaczął zlizywać z brzucha mamy krem, co mu się niekoniecznie spodobało, szybko więc jął wędrować w kierunku właściwym. Po czym podjął przerwany posiłek, nie zmieniwszy pozycji ani na jotę... Posiliwszy się zaś, głośnym krzykiem oznajmił światu, że spać iść nie zamierza...
Z cichym westchnieniem powędrowałem do kuchni, gdzie przygotowałem herbatkę dla dzwońca. Umieściłem go sobie na kolanach, w pozycji półleżącej i podałem butlę. Zaczął ciągnąć, jakby nic w ustach od tygodnia nie miał.
- Co mu dajesz? - zaciekawiła się żona.
- Herbatkę jabłkową z melisą.
- A nie masz przypadkiem dla niego stuprocentowej melisy? Albo czegoś wybitnie nasennego? - spytała z nadzieją...
Okazało się to jednak niepotrzebne... Młody, wytrąbiwszy prawie cała butlę herbatki westchnął, obrócił się, przytulił do mnie i po pięciu minutach już spał twardo na moich rękach. Delikatnie więc ułożyłem w łóżku obok mamy. Która też już zdążyła zasnąć...

Rafał Wieliczko