Okiem taty - Uczy się

Właśnie skończył jedenaście miesięcy. To oznacza, że jeszcze tylko przez miesiąc będzie „niemowlakiem”... Ech, czas leci. Jeszcze niedawno jedyną formą jego aktywności fizycznej w ciągu dnia było machanie łapkami i mruganie ślepkami, a teraz? Z dnia na dzień uczy się czegoś nowego, a gdy tylko opanuje jakąś nową umiejętność, potrafi do znudzenia, z uporem godnym lepszej sprawy, powtarzać ją w nieskończoność...
/ 23.03.2009 21:45
Właśnie skończył jedenaście miesięcy. To oznacza, że jeszcze tylko przez miesiąc będzie „niemowlakiem”... Ech, czas leci. Jeszcze niedawno jedyną formą jego aktywności fizycznej w ciągu dnia było machanie łapkami i mruganie ślepkami, a teraz? Z dnia na dzień uczy się czegoś nowego, a gdy tylko opanuje jakąś nową umiejętność, potrafi do znudzenia, z uporem godnym lepszej sprawy, powtarzać ją w nieskończoność...

I tak: nauczył się klaskać. Dotychczas nieskładnie mu to wychodziło, bo nie umiał całkowicie wyprostować rączek, teraz jednakże nie stanowi to problemu w związku z czym co jakiś czas od strony siedzącego malucha rozlega się rytmiczne: klap! klap! klask! Po czym następuje odchylenie do tyłu i radosny śmiech zadowolonego z siebie szkraba... Klaskaniem zaczął również wyrażać radość z przememłania w buźce czegoś wyjątkowo smacznego, jak kawałek czekoladki, ptasiego mleczka czy biszkoptu. Wówczas do przeszczęśliwego „Mmmmmhhmmmmm!” dołącza się właśnie energiczne klaskanie.

Okiem taty - Uczy się

Nauczył się skakać. Co prawda z pomocą, ale zawsze. Wyciąga rączki w górę i czeka, aż któreś z rodziców chwyci za nie. Wtedy zaczyna sprężynować w górę i w dół, będąc jednak w górze podkurcza dodatkowo nóżki co sprawia, że skacze. Potrafi bez końca. Ręce mi już omdlewają od podtrzymywania go, a on jeszcze i jeszcze. Góra, dół, góra, dół, góra, dół... i jeszcze raz, i jeszcze raz... i od początku... A już cudownym wręcz odkryciem okazała się być możliwość skakania w wannie pełnej wody. Nie dość, że rozlega się kapitalny plusk, to jeszcze woda pryska wszędzie dookoła, dostarczając dodatkowych powodów do radości! To, że kąpiąca brzdąca mama jest cała mokra, stanowi detal niewart dla niego większej uwagi...

Nauczył się na kanapę (i fotel) włazić samodzielnie, bez niczyjej pomocy. Łapka do przodu, nóżka do góry, stęknięcie, skupienie na twarzy, podciągnięcie, lekki podskok, jęknięcie, przesunięcie i już! Siedzi na kanapie. A potem schodzi! Ale już nie główką do przodu, jak zazwyczaj bywało. Chyba załapał, że wchodzą w grę czynniki pewnego ryzyka, gdyż zaczyna obracać się tyłeczkiem do brzegu kanapy, dopiero wtedy nóżki spuszcza w dół. A jak już zejdzie – szczerzy się radośnie z dokonanego wyczynu. Jak już się szczerzyć przestanie to znowu: łapka do przodu, nóżka do góry, stęknięcie... I tak kilka, kilkanaście razy, dopóki zmęczone rączki i nóżki nie zaczną odmawiać posłuszeństwa. Teraz już nawet na chwilę nie da się odwrócić wzroku, bo mija moment i Dranio już siedzi na kanapie!

Nauczył się też „sprzątania”. To znaczy – w jego indywidualnym rozumieniu. Oznacza to bowiem, że wszystko, co tylko rodzice kładą w zasięgu ręki, zdecydowanie leży nie na swoim miejscu i trzeba to energicznie przemieścić w miejsce bardziej odpowiednie. Może to być po drugiej stronie pokoju, za dzieckiem, albo po prostu na podłodze. Na pewno jednak nie tam, gdzie rodzice położyli. Aranżator wnętrz się znalazł, cholibka! Stanie taki w przedpokoju, pyrgnie ręką raz, drugi... i proszę! Szafka posprzątana! Nic na niej nie ma. Za to wszytko jest na podłodze!

I na koniec – nauczył się też otwierać wszelkiego rodzaju drzwiczki, jeśli tylko nie są zamknięte na kluczyk. Umie już wcisnąć paluszki w szparki tak, by móc drzwiczki pociągnąć, niekoniecznie zawsze w dobrą stronę. I tak otwiera: szafki w łazience, pralkę, drzwiczki w szafkach kuchennych i próbuje lodówkę. Ta ostatnia jednak stawia zdecydowany opór. Chwilowo przytrzymujemy wszelkie niezamykane na kluczyk drzwiczki nogami, tłumacząc mu, że zepsute... Ciekawe, jak długo jeszcze ta „ściema” będzie skuteczna...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA