I tak, na przykład, przeszkadza mi sąsiadka szykująca obiad w kuchni nade mną. Czy ona musi codziennie robić schabowe? I tłuc tym cholernym tłuczkiem akurat w momencie, gdy Daniel zasnął? I co to jest za dziwny odgłos kilkanaście razy dziennie, jakby ktoś na podłogę upuścił kilkadziesiąt stalowych kulek odbijających się i turlających? Dzieci wszak nie mają, więc co tam im się wala po podłodze?
Przez niemal pięć lat nie przeszkadzał mi również pies sąsiadów, którego wszyscy chyba lokatorzy nauczyli się wsadzać do windy i wypuszczać na naszym piętrze, by mógł szczekaniem powiadomić swoich państwa, iż należy go wpuścić. Pół biedy, jeśli są w domu i otwierają drzwi po pierwszym szczeknięciu. Gorzej, jeżeli ich nie ma, a ktoś odwiezie psiaka windą. Dawniej to i zagadałbym do zwierzaka, żałując go, obecnie najchętniej solidnym kopniakiem posłałbym psinę z powrotem na parter, a zbyt uczynnego sąsiada, który podwiózł go windą – zrzucił ze schodów, albo podstawił mu takie szczekliwe źródło hałasu pod drzwi o północy. Niech jemu teraz ktoś sen przerywa. O!
W tym wszystkim obniżyła mi się również tolerancja dla własnej żony. Wpadła bowiem na pomysł, że w trosce o lepszą sylwetkę będzie każdego dnia rano (o piątej!) biegać po przyblokowym boisku. Co to to nie! Moja akceptacja jej aktywności zdecydowanie kończy się na pobudce o szóstej rano, gdy zbiera się do pracy. Nie ma mowy, by w imię ćwiczeń i dbania o sylwetkę, rozbudzać mnie jeszcze godzinę wcześniej! Wystarczająco wyczerpujące jest pilnowanie Daniela przez dziesięć godzin dziennie, a potem siadanie do pracy, by jeszcze godzinę tracić z nocnego snu!
Aby jednak nie być tak do końca wrednym i tym złym, który neguje pomysły, a na domiar złego nie pozwala dbać o zdrowie, zaproponowałem zamiennik: wieczorne ćwiczenia na stacjonarnym rowerku, który nieużywany stoi od ponad roku oraz wymachy kupionymi trzy lata temu i ani razu nie użytymi hantelkami dla kobiet. Plus do tego ewentualne brzuszki...
I zupełnie nie rozumiem, czemu moje propozycje spotkały się ze zdecydowaną odmową... Ja przecież chciałem pomóc...
Rafał Wieliczko