Okiem taty - Tendencja spadkowa

Nie da się ukryć, że po tym, jak zostałem ojcem, zdecydowanie obniżył mi się próg tolerancji dla różnej maści czynników. To, co kiedyś stanowiło drobną niedogodność, obecnie, w chwili posiadania dziecka urasta do rangi wielkiego problemu. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, czy tylko ja jestem – cytując znany kabaret - „jakiś dziwny”?
/ 24.11.2008 22:57
Nie da się ukryć, że po tym, jak zostałem ojcem, zdecydowanie obniżył mi się próg tolerancji dla różnej maści czynników. To, co kiedyś stanowiło drobną niedogodność, obecnie, w chwili posiadania dziecka, urasta do rangi wielkiego problemu. Nie wiem, czy wszyscy tak mają, czy tylko ja jestem – cytując znany kabaret - „jakiś dziwny”?

I tak, na przykład, przeszkadza mi sąsiadka szykująca obiad w kuchni nade mną. Czy ona musi codziennie robić schabowe? I tłuc tym cholernym tłuczkiem akurat w momencie, gdy Daniel zasnąłOkiem taty - Tendencja spadkowa? I co to jest za dziwny odgłos kilkanaście razy dziennie, jakby ktoś na podłogę upuścił kilkadziesiąt stalowych kulek odbijających się i turlających? Dzieci wszak nie mają, więc co tam im się wala po podłodze?

Albo remonty! No ileż można! Jeden, drugi, trzeci, czwarty sąsiad – jeden po drugim, jakby się zmówili, wszyscy wokół mojego mieszkania muszą się remontować. I żeby to jeszcze jakieś delikatne remonty były, ot, malowanie ścian, dwa trzy dni i po kłopocie. Ale gdzieżby tam! To trzeba (wszyscy bez wyjątku, nie wiem, co za cholera!!!) skuwać płytki młotami i wiercić udarówkami w ścianach. I tak od sierpnia – jeden skończy, to drugi zaczyna. A poproś tu człowieku, żeby przerwał na pól godziny, bo dziecko akurat zasnęło, a lekko gorączkuje. Aha! Wyskoczy taki – za przeproszeniem – z pyskiem, że jak mi się nie podoba, to mam się wyprowadzić, bo on pod moje zalecenia przerw nie będzie robił. Sprawiedliwość i honory trzeba oddać jednemu sąsiadowi, który zawsze przed wierceniem lub skuwaniem dzwonił, informował, a nawet pytał, czy dziecko nie śpi i cierpliwie czekał, aż się Młody obudzi. Ale on sam ma dwoje dzieci – dwuletnie i dwumiesięczne, więc rozumiał jak to jest. Inni – wcale się nie przejmują!

Przez niemal pięć lat nie przeszkadzał mi również pies sąsiadów, którego wszyscy chyba lokatorzy nauczyli się wsadzać do windy i wypuszczać na naszym piętrze, by mógł szczekaniem powiadomić swoich państwa, iż należy go wpuścić. Pół biedy, jeśli są w domu i otwierają drzwi po pierwszym szczeknięciu. Gorzej, jeżeli ich nie ma, a ktoś odwiezie psiaka windą. Dawniej to i zagadałbym do zwierzaka, żałując go, obecnie najchętniej solidnym kopniakiem posłałbym psinę z powrotem na parter, a zbyt uczynnego sąsiada, który podwiózł go windą – zrzucił ze schodów, albo podstawił mu takie szczekliwe źródło hałasu pod drzwi o północy. Niech jemu teraz ktoś sen przerywa. O!
W tym wszystkim obniżyła mi się również tolerancja dla własnej żony. Wpadła bowiem na pomysł, że w trosce o lepszą sylwetkę będzie każdego dnia rano (o piątej!) biegać po przyblokowym boisku. Co to to nie! Moja akceptacja jej aktywności zdecydowanie kończy się na pobudce o szóstej rano, gdy zbiera się do pracy. Nie ma mowy, by w imię ćwiczeń i dbania o sylwetkę, rozbudzać mnie jeszcze godzinę wcześniej! Wystarczająco wyczerpujące jest pilnowanie Daniela przez dziesięć godzin dziennie, a potem siadanie do pracy, by jeszcze godzinę tracić z nocnego snu!
Aby jednak nie być tak do końca wrednym i tym złym, który neguje pomysły, a na domiar złego nie pozwala dbać o zdrowie, zaproponowałem zamiennik: wieczorne ćwiczenia na stacjonarnym rowerku, który nieużywany stoi od ponad roku oraz wymachy kupionymi trzy lata temu i ani razu nie użytymi hantelkami dla kobiet. Plus do tego ewentualne brzuszki...

I zupełnie nie rozumiem, czemu moje propozycje spotkały się ze zdecydowaną odmową... Ja przecież chciałem pomóc...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA