Okiem taty - Ojcowskie zmagania

Nie wierzyłem Leszkowi Talko, czytając opisy jego zmagań z Kudłatą (czyt. małą córką), gdzie opowiadał, jak to ciekawą całego świata małą łapał trzy centymetry nad podłogą po tym jak rzucała się ze stołu, z kanapy, z szafki w dół.
/ 05.01.2009 23:44
Nie wierzyłem Leszkowi Talko, czytając opisy jego zmagań z Kudłatą (czyt. małą córką), gdzie opowiadał, jak to ciekawą całego świata małą łapał trzy centymetry nad podłogą po tym jak rzucała się ze stołu, z kanapy, z szafki w dół.

„Niemożliwe!” - mówiłem sobie - „Nikt, nawet idealny ojciec, nie ma takiego refleksu!” Uznałem to po prostu za ciekawostkę literacką, ubarwienie, mające dodatkowo zainteresować i rozbawić czytelników...
Do czasu...

Teraz jestem skłonny uwierzyć! Łapiąc Daniela trzy centymetry nad podłogą, gdy traci równowagę z pozycji stojącej, chroniąc go przed uderzeniem główką. Chwytając go, gdy zsuwa się z kanapy po tym, jak samodzielnie usiądzie – również trzy centymetry nad podłogą. W takiej samej odległości nadstawiam ręce, żeby nie wyrżnął nosem w podłogę, gdy poślizgnie się na piłce... Itd., itp., etc. Ciekaw świata brzdąc, za nic mając wszelkie niebezpieczeństwa czyhające wokoło, uparcie staje na nóżki, traci równowagę, ląduje na moich rękach, po czym śmieje się radośnie i wstaje ponownie. I tak w kółko – godzina za godziną, dzień za dniem...

Okiem taty - Ojcowskie zmagania

Zabawa, która go do szalonego wręcz śmiechu doprowadza, polega na tym, że staje sobie takie małe dziewięciokilowe bobo przy kanapie, przed sobą zaś ma dwa piloty i grzechotkę. Każda z tych rzeczy po kolei ląduje na podłodze, pyrgnięta niecierpliwą ręką malucha. A tata ma to podnosić, kłaść z powrotem na kanapie, żeby Daniel mógł to znów zrzucić. Im dalej poleci i mocniej gruchnie – tym większa radocha. Dodatkowy bonus śmiechowy – jeśli odpadnie klapka podtrzymująca baterie i te rozsypią się po podłodze. Rekord (liczyłem!) - czterdzieści siedem zrzutów na podłogę w ciągu piętnastu minut!

Mały cwaniak wyrobił się też, jeśli chodzi o próby manipulowania ojcem. Siedzi sobie taki szkrab na środku pokoju, bawi się grzecznie na macie edukacyjnej jedną z wielu zabawek – nagle wystarczy rzut oka w bok, czy nie patrzę... i już na czworaka pełznie toto pod ławę. „Nie wolno!” - upominam kategorycznie i łapię pod pachy, zaciągając z powrotem na matę. „Eeeeuuuuueeeeeeee!” - lecą łzy popierane wrzaskiem podobnym do syreny policyjnej. Łzy krokodyle, bo dranio zerka spod oka, czy wywiera to na mnie wrażenie, a widząc, że nie bardzo – wyhamowuje i wraca spokojnie do zabawy, wyczekując kolejnej okazji. Zauważa, że rozmawiam przez telefon – smyrg! I człapie pod półkę z telewizorem, bo tam fajnie można się wspinać! I znów, na hasło „nie wolno!” robi podkówkę, oczka zapełniają się łzami i spode łba spogląda, czy to widzę...

Stawiam dzwońca sobie na kolanach, biorę pod pachy, patrzę prosto w oczy...
- Wiesz, oczywiście, że tam nie wolno, prawda? - pytam...
- Hyhyhyhyhy! - łzy znikają, Daniel uśmiecha się szeroko i wyciąga łapki w górę, przytulając się z całej siły...
I jak tu takiego nie kochać...?

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA