„Niemożliwe!” - mówiłem sobie - „Nikt, nawet idealny ojciec, nie ma takiego refleksu!” Uznałem to po prostu za ciekawostkę literacką, ubarwienie, mające dodatkowo zainteresować i rozbawić czytelników...
Do czasu...
Teraz jestem skłonny uwierzyć! Łapiąc Daniela trzy centymetry nad podłogą, gdy traci równowagę z pozycji stojącej, chroniąc go przed uderzeniem główką. Chwytając go, gdy zsuwa się z kanapy po tym, jak samodzielnie usiądzie – również trzy centymetry nad podłogą. W takiej samej odległości nadstawiam ręce, żeby nie wyrżnął nosem w podłogę, gdy poślizgnie się na piłce... Itd., itp., etc. Ciekaw świata brzdąc, za nic mając wszelkie niebezpieczeństwa czyhające wokoło, uparcie staje na nóżki, traci równowagę, ląduje na moich rękach, po czym śmieje się radośnie i wstaje ponownie. I tak w kółko – godzina za godziną, dzień za dniem...
Mały cwaniak wyrobił się też, jeśli chodzi o próby manipulowania ojcem. Siedzi sobie taki szkrab na środku pokoju, bawi się grzecznie na macie edukacyjnej jedną z wielu zabawek – nagle wystarczy rzut oka w bok, czy nie patrzę... i już na czworaka pełznie toto pod ławę. „Nie wolno!” - upominam kategorycznie i łapię pod pachy, zaciągając z powrotem na matę. „Eeeeuuuuueeeeeeee!” - lecą łzy popierane wrzaskiem podobnym do syreny policyjnej. Łzy krokodyle, bo dranio zerka spod oka, czy wywiera to na mnie wrażenie, a widząc, że nie bardzo – wyhamowuje i wraca spokojnie do zabawy, wyczekując kolejnej okazji. Zauważa, że rozmawiam przez telefon – smyrg! I człapie pod półkę z telewizorem, bo tam fajnie można się wspinać! I znów, na hasło „nie wolno!” robi podkówkę, oczka zapełniają się łzami i spode łba spogląda, czy to widzę...
Stawiam dzwońca sobie na kolanach, biorę pod pachy, patrzę prosto w oczy...
- Wiesz, oczywiście, że tam nie wolno, prawda? - pytam...
- Hyhyhyhyhy! - łzy znikają, Daniel uśmiecha się szeroko i wyciąga łapki w górę, przytulając się z całej siły...
I jak tu takiego nie kochać...?
Rafał Wieliczko