Bywa, że i kilka kromek dziennie przejdzie przez jego rączki i buźkę, lądując zarówno w brzuszku, jak i na foteliku. Niezgłębioną jednakże tajemnicą pozostaje wszak, jakim cudem Daniel, będąc ubrany w body, rajstopki, spodenki i koszulkę, po rozebraniu ma okruszki na brzuszku pod pieluchą! Nawet Copperfield by tego nie potrafił...
* * *
Jakoś tak wyszło, że ze względu na gnębiące go przeziębienie, Daniel nie bardzo chciał jeść. Odwracał głowinę od butelki z mlekiem, krzywił się, pluł, ogólnie dawał wyraźnie do zrozumienia, jaki jest jego stosunek do żywienia. To samo zresztą z daniami ze słoiczków. Jedynie soki pijał w ilościach hurtowych. Aż wreszcie przy obiedzie, gdy odwracał z niesmakiem głowę od łyżeczki z pożywnym daniem kurczakowym, zauważyliśmy, że dość intensywnym wzrokiem wpatruje się w nasze talerze z zupą jarzynową.
- Chcesz trochę? - spytała żona, podając mu na łyżce kawałek marchewki, skąpany w odrobinie zupy.
Daniel otworzył buźkę, przeżuł, mlasnął i ponownie otworzył dzioba w oczekiwaniu na następną porcję.
- Ooooo! - zdziwiliśmy się chóralnie, ale skoro dziecko samo domaga się pożywienia, to nie będziemy mu żałować. I w ciągu minuty zniknęła ta resztka zupy, która jeszcze była w maminym talerzu.
- To ja mu przyniosę jeszcze trochę – zaoferowałem się, wyciągając z garnka co drobniejsze kawałki warzyw, makaronu i dolewając nieco zupy, na oko w sam raz na porcję dla nie jedzącego od kilku dni niemowlaka.
Nie minęło pięć minut, a porcja przeze mnie przygotowana zniknęła w rytmie radosnego mlaskania i prezentowania zadowolonych minek. Z wyrazem osłupienia na twarzy podreptałem po kolejną dokładkę... i kolejną, i kolejną.... w sumie dokładałem porcyjek takich sześć, za każdym razem z coraz bardziej rozdziawioną ze zdziwienia japą.
- Gdybyśmy od początku wiedzieli, że takie jedzenie wolisz, to zaoszczędzilibyśmy na słoiczkach – stwierdziła żona. - Jak tak dalej pójdzie, to będziesz bardzo tani w utrzymaniu i wcinać będziesz to, co my...
- Jutro w takim razie dostajesz kotleta i marchewkę z groszkiem! – zaordynowałem.
Młody tylko mlasnął i zrobił zachwyconą minkę...
* * *
Po obiadku, w ramach deserku, Mama wcina sobie jajko niespodziankę, od czasu do czasu kawałek czekoladki dając Młodemu, który stoi obok kanapy i oblizuje się ze smakiem na podawane słodkości. Prowadzimy jakąś tam luźną rozmowę, Daniel jednym okiem w międzyczasie rzuca w stronę bajki na telewizorze, a drugim...- Heeeej! - słyszę nagle krzyk żony i odwracam głowę od jakiejś interesującej kreskówkowej akcji w stronę reszty mojej rodziny.
- Co się dzieje?
- On mi zabrał! - płaczliwie skarży się żona...
Patrzę, a Młody z szelmowskim uśmiechem ściska w garści połówkę kinder-jaja, która do tej pory leżała spokojnie na maminych kolanach. Po czym, nie reagując na krzyki protestu, pakuje ją sobie całą do buzi, smarując przy tym policzki, nosek i spodnie ojca, do którego przytula się mocno zaraz po dokonaniu przestępstwa!
- Widocznie uznał, że za mało i za wolno mu podajesz, więc sam się obsłużył – podsumowuję... - Od jutra zatem kupować będę dwa jaja...
...prawdę pisał Leszek Talko: dziecko jest najlepszym specjalistą od dzieci...
Rafał Wieliczko