Koleżanka pospieszyła z pomocą i podrzuciła linki do całkiem ciekawych ofert mebelków dla dzieci, wśród których wypatrzyliśmy całkiem ładne i zupełnie niedrogie sofy czy kanapy dla dzieci. Zastanawialiśmy się krótko – wszak szło tu głównie o nasz komfort snu i dosyć szybko zamówiliśmy.
Parę dni przyszło czekać, ale w końcu przesyłka dotarła. Około południa, więc pod nieobecność mamy. Listonosz zadzwonił do drzwi, stawiając przed nimi sporych rozmiarów paczkę. Przymierzyłem się, by wtaszczyć ją do środka i zamarłem ze zdziwieniem...
Faktycznie – pudło ważyło niewiele ponad kilogram. A wymiary kanapy w opisie to metr na sześćdziesiąt centymetrów w złożeniu, sto dwadzieścia do stu sześćdziesięciu po rozłożeniu. Rozerwałem tekturę, spodziewając się legendarnych już „pianek” zamiast towaru. Tymczasem wielkie moje zdziwienie było, gdy wewnątrz odkryłem zgodną z zamówieniem, owiniętą folię sofkę. Podpisałem papiery i wniosłem pudło do pokoju.
- No, Młody – rzuciłem w stronę patrzącej z zaciekawieniem progenitury – twoja kanapa przyjechała!
Wyciągnąłem mebel z kartonu, i nie odwijając jeszcze z folii zabrałem się za demontaż dotychczasowego łóżeczka. O ile rok temu złożenie tegoż nie stanowiło dla mnie większego problemu, o tyle rozmontowanie tego teraz okazało się nie lada wyzwaniem i nieźle się spociłem, nim w końcu udało mi się doprowadzić łóżeczko do postaci turystycznej, czyli niewielkich wymiarów prostopadłościanu.
Daniel tymczasem jak siadł na zafoliowanej kanapce, tak nie zszedł przez cały czas mojego użerania się z jego poprzednim łóżeczkiem. Siedział z zadowoloną miną posiadacza i ani myślał się ruszyć.
- Daj, zdejmę folię – tłumaczyłem, próbując pokonać jego energiczne kręcenie głową na „nie”. - Zobaczysz, że będzie ci wygodniej...
W końcu jakoś doprowadziłem do tego, że Mały zlazł na chwilkę, odwinąłem folię z nowo zakupionego mebelka i postawiłem w miejsce starego łóżka. Gdy tylko kanapa stanęła w przeznaczonym dla niej miejscu, Daniel natychmiast na nią się wdrapał i po raz kolejny z dumnym wyrazem twarzy zasiadł na samiutkim środku...
Przez kilka najbliższych dni dumne dziecko prowadzało gości do pokoju i z miną „pana” siadało na sofie, każąc podziwiać siebie i nabytek. Z wielką chęcią na rozłożonej sypiało w dzień, a wieczorami pomagało ścielić dwa już łóżka: dla siebie i dla rodziców. I tak – obie strony zadowolone. Daniel uzyskał znacznie więcej przestrzeni do nocnego „kotłowania” się, a my... odzyskaliśmy miejsce w łóżku i względnie spokojny nocny sen. Nooo... Może nie tak do końca, ale to już zupełnie inna historia...
Rafał Wieliczko