Okiem taty - Kogucik, cholibka!

No tak! To pięty Młodego, rytmicznie wbijające się w mój żołądek. Otwieram lewe oko – promień wschodzącego słońca boleśnie drażni, więc czym prędzej je zamykam. Otwieram prawe, spoglądam w drugą stronę na zegarek. Piąta rano...
/ 18.06.2009 08:48

Łup! Łup-łup-łup-łup! ŁUP!!!
No tak! To pięty Młodego, rytmicznie wbijające się w mój żołądek. Otwieram lewe oko – promień wschodzącego słońca boleśnie drażni, więc czym prędzej je zamykam. Otwieram prawe, spoglądam w drugą stronę na zegarek. Piąta rano...

- Synu, czy ty mógłbyś... mmmlmmmhhhhmpph! - przekleństwo tonie w poduszce – wstawać jak człowiek, a nie jak jakiś... mmmlmmmhhhhmpph!- znów twarz w poduchę – kogut, wraz z pierwszymi promieniami słońca na niebie? Niektórzy uczciwie pracują wieczorami, kiedy ty już smacznie śpisz...

Okiem taty - Kogucik, cholibka!

Gadaj sobie, ojciec, do woli... Taki piękny dzień, ptaszki ćwierkają, słoneczko świeci – nic tylko cieszyć się nowym dniem. Tak, tak, tyle że wolałbym nim się cieszyć jakąś co najmniej godzinkę później...

Młody tymczasem, po wciągnięciu porannej porcji soku, gramoli się po matce w stronę okna, ściskając kurczowo w piąstce firankę.
- Nie wolno! - rozlega się zwyczajowa mantra i siłowe odciąganie od trzeszczących już karniszami w górze zebranych firanek.
- Łeeeeeeeeeeee! - włącza się syrena, oczka wypełniają się łzami, a Daniel przytula się mocno do mnie, spode łba patrząc na mamę, czy na pewno obserwuje jaka krzywda mu się dzieje.
- Nic ci nie jest – mówię bez cienia współczucia. - Nie wolno, to nie wolno, naucz się.

Przestaję być „tym dobrym”. Nie doczekawszy się głaskania, pocieszania i ogólnie spieszenia na ratunek, Daniel przerzuca się do mamy z powrotem, wtuliwszy się w okolice brzucha kontynuuje koncert, co chwila okiem rzucając w nasza stronę, czy aby widzimy.

Gdy mama wychodzi umyć się, Daniel oczywiście chętnie podreptałby za nią...
- Nie wolno! - powtarzam jak automat i zatrzymuję go w łóżku.
- Łeeeeeeeeeeee! - twarzyczka czerwienieje, oczy pełne łez, główka schowana, dziecko mocno pokrzywdzone. Ponieważ jednak jest to równie nieskuteczne jak za pierwszym razem, Młody dochodzi do wniosku, że jest to nieopłacalny wysiłek i już po chwili radośnie bawi się w łóżku, chowając się przede mną, tarmosząc i ogólnie rozrabiając na całego. W praktyce wygląda to jednak tak, że pozwalam mu robić cokolwiek, bylebym mógł jeszcze chwilę we względnym spokoju, bez większej aktywności poleżeć.

W końcu po powrocie mamy pozwalam mu zejść na podłogę. Zaproszenia nie trzeba dwa razy powtarzać. Nie dbając o leżącego ojca, Młody rzuca się wręcz do schodzenia, drapiąc, szczypiąc i nóżkami rozkopując mi całą twarz (akurat tak się odwrócił), po czym szczęśliwy drepcze kiwając się, do mamy. Za chwilę pomoże ścielić łóżka...

A ze względu na porę, o której wstał, pewnie zaraz po wyjściu mamy do pracy wytrąbi całą butlę mleka, mlaśnie ze dwa razy, westchnie, pogada do siebie i pójdzie odsypiać...
Że też ja tak nie mogę...

Rafał Wieliczko

Redakcja poleca

REKLAMA