Mieliśmy przed oczami wizję co najmniej godzinnego tulenia przestraszonego, płaczącego Daniela, który wyrwany z objęć słodkiego, zasłużonego całodniowym szaleństwem, snu nie może zrozumieć, dlaczego za oknem bez przerwy coś błyska i huczy, podczas gdy on chce spać. A nieraz potrafił w dość dotkliwy sposób dać wyraz swojemu niezadowoleniu, zwłaszcza, gdy był niewyspany, tak więc przez dzień cały psychicznie zbroiliśmy się na tę chwilę.
Cóż było robić? Ile się dało, przetrzymaliśmy go w łóżeczku, starając się prowadzić dalej rozgrywkę, w końcu jednak wystawianie głowy nad poprzeczkę i gulganie z odległości do rodziców nawet najbardziej cierpliwemu dziecku może się znudzić, więc Młody został dokooptowany do towarzystwa. Gra toczyła się dalej, ale wyglądało to w ten sposób, że to z nas, które nie miało akurat kolejki, przytrzymywało wszędobylskie małe stworzonko imieniem Daniel. On zaś, rzecz jasna, niesamowicie zainteresowany był zarówno klekoczącym woreczkiem, jak i kolorową planszą, na której rodzice kładli takie fajne klocki. Wystarczyło wszak tylko wyciągnąć rękę, by przesunąć to do siebie i patrzeć, jak rodzice w popłochu rzucają się do ławy, by powstrzymać wędrówkę kamyków po planszy!
Przerwaliśmy jakąkolwiek własną działalność w momencie, gdy miska po kuleczkach była już pusta, a Mały robił się marudny na tyle, że nudziło mu się nawet naprzemienne przebywanie u mamy i taty. Widomy znak, że zmęczone późną porą dziecko spać będzie. Dostało więc butlę, zostało ululane, potem, w ramach zabezpieczenia, po położeniu do naszego łóżka profilaktycznie jeszcze possało cyca. I tak na trzy kwadranse przed północą przysnęło. Razem z mamą...
- I pięknie! - mruknąłem pod nosem wiedząc, że już wkrótce za oknem rozpocznie się coroczne szaleństwo fajerwerkowe. A Daniel, po niepełnej godzinie snu będzie marudny jak nigdy w życiu. - I pewnie nawet nie zdążę chwycić za kieliszek z szampanem, bo trzeba go będzie uspokajać...
Dochodziła północ. Zbudziłem żonę i w innym pokoju przygotowałem szampan i kieliszki. Stanąłem nad łóżkiem, po raz pierwszy w życiu z niepokojem obserwując zbliżającą się do dwunastej wskazówkę. Żona w międzyczasie pobiegła do łazienki, gdzie – wstyd przyznać – przegapiła powitanie Nowego Roku i rozpoczęcie serii wybuchów sztucznych ogni! Gdy wróciła do pokoju, po trwającej już jakiś czas kanonadzie, zastała mnie zwijającego się ze śmiechu...
Co się okazało??? ANI JEDEN WYBUCH nie ruszył śpiącego Daniela. Przez trwające niemal pół godziny hałasy prawie nie zmienił pozycji! Prawie, bo w międzyczasie odwrócił tylko główkę w stronę okna i tyle! Ani otwarcia oka! Ani drgnięcia! Jednym ruchem nawet nie dał do zrozumienia, że on w ogóle to słyszy. Że mogłoby mu to przeszkodzić...
Siedzieliśmy więc nad nim, z kieliszkami szampana w ręku, patrząc, jak to nasz synek po raz pierwszy wita Nowy Rok... totalną obojętnością...
Zapewne więc nieraz nas w tym roku zaskoczy i postąpi całkowicie wbrew naszym oczekiwaniom. Tego możemy być pewni!!!
Rafał Wieliczko