Przygotowałam miskę, nalałam ciepłej wody, płynnego mydełka pachnącego dodałam obficie. Przygotowałam „pedikiurowe” narzędzia – ostrza, tarki, sekatory, piły i inne nożycopodobne sprzęty, od których każdy mały człowiek powinien trzymać się na kilometr. Na kilometr powiedziałam, nie na centymetr!
Druga sprawa. Wiem, że jest gorąco i chyba tylko prezenterki telewizyjne w taki upał się malują i tapirują loczki, ale… Czy ja zawsze muszę w ostatniej sekundzie przed wyjściem z domu przeczesywać w locie czuprynę i odświeżać się dezodorantem? I tyle. Tyle zostało z mojego dbania o siebie. Człowiek wejdzie do łazienki. Drzwi nie zamknie, bo przecież musi mieć na oku synków dwóch w wieku odkrywczym (świat odkrywającym). Ubierze się „po ludzku”, czytaj w rybaczki i koszulkę (wygoda, wygoda przede wszystkim! I szybkość akcji!), przemyje twarz i, a kuku, kogo my tu mamy pod nogami? Maksia. Przyleciał chłopaczek z radosnym zamiarem pootwierania dolnych szafek i uwolnienia z nich płynów i żrących żeli co to kamienny osad zliżą jednym chlapnięciem swych bogatych w kwasy chemiczne jęzorów. Ale Maksiowi ogniste jęzory płynów do czyszczenia zlewów nie straszne – zabiera się chłopak za odkręcanie zakrętek i ma nadzieję na przyjemną degustację CIF-ów i Ajaxów. Matka brutalnie mu tę nadzieję odbiera wynosząc go z łazienki i sadzając przed pianinkiem na baterie marki Chicco. Pianinko rozpoczyna swój popis odgrywając skoczne melodyjki, produkuje się jak może coby Maksia przy sobie zatrzymać na minutkę, ale… gdzieżby tam! W Maksiowej głowie zakodowało się właśnie i tak łatwo nie odkoduje hasło: kierunek łazienka, otworzyć szafki, czeka degustacja Ajaxów. (A propos, pamiętacie hasło reklamowe „Praca z Ajaxem czystym relaksem”, oj, jakbym się ja zrelaksowała teraz z Ajaxem!). Ale nie mogę sobie pozwolić na relaksy zbędne, bo przecież muszę się jeszcze dezodorantem popsikać, buty na niewypedikurowane stopy założyć. Wyjść stąd.
Leo w międzyczasie śpiewa. „Didandadam, didandadam!” – na wesołą melodię własnoręcznie ułożoną. (Może kompozytorem będzie). Ale teraz, w tej chwili ta melodia jest nie na miejscu. Bo przecież trzeba się ubierać. Wychodzić z domu. Czas płynie nieubłaganie i możemy się spóźnić w Bardzo Ważne Miejsce do którego właśnie się wybieramy, kierujemy.
Leo Bardzo Ważne Miejsce lekceważy sobie. Śpiewa coraz głośniej, gardłem całym i ze wszelkich mocy (podejrzewam nieczystych). A do tego zaczął tańczyć obracając się wokół własnej osi i zakręcając sobie w głowie.
No nic, sytuacja alarmowa. Trzeba włączyć DVD. „Diwidi, diwidi!” Ucieszył się Leo i zatrzymał się jak zepsuty znienacka nakręcany kurczak. Uff… W końcu się wyperfumuję, założę buty. A potem ubiorę chłopaków. (Kolejność głęboko zamierzona i przestudiowana).
Dzięki Ci Boże za tego, który wynalazł DVD!
Anna Łyczko Borghi