Kobieto, puchu marny...

Oj marny, marniutki. Człowiek nie ma czasu „pedikiuru” wykonać, a co dopiero doskonałą formą cielesną zabłysnąć. Albo make – up’em nieskazitelnym czy inną stylizacją fryzur.
/ 27.09.2009 00:13
Oj marny, marniutki. Człowiek nie ma czasu „pedikiuru” wykonać, a co dopiero doskonałą formą cielesną zabłysnąć. Albo make-up’em nieskazitelnym czy inną stylizacją fryzur.

Przygotowałam miskę, nalałam ciepłej wody, płynnego mydełka pachnącego dodałam obficie. Przygotowałam „pedikiurowe” narzędzia – ostrza, tarki, sekatory, piły i inne nożycopodobne sprzęty, od których każdy mały człowiek powinien trzymać się na kilometr. Na kilometr powiedziałam, nie na centymetr!

Kobieto, puchu marny...

Oho! Mój osobisty zbiór narzędzi do pielęgnacji stópek niestety wzbudził w mych synach ciekawość tak wielką i niczym nie poskromioną, że musiałam chować miskę z ciepłą wodą okraszoną niebiańskim mydełkiem gdzie pieprz rośnie, a raczej prozaicznie – zasilić jej zawartością czeluście kibelkowej paszczy. Narzędzia zamknęłam na cztery spusty w kosmetyczce. Ot, taki los moich stóp. No i nie zadbam o swoje stopy latem, nie ubiorę je w sandałki splecione z milimetrowej szerokości paseczków, nie pokuszę osobistego Bolończyka czarem polakierowanych pazurów. O nie! No chyba, że zrobię ten pedikiur o północy.

Druga sprawa. Wiem, że jest gorąco i chyba tylko prezenterki telewizyjne w taki upał się malują i tapirują loczki, ale… Czy ja zawsze muszę w ostatniej sekundzie przed wyjściem z domu przeczesywać w locie czuprynę i odświeżać się dezodorantem? I tyle. Tyle zostało z mojego dbania o siebie. Człowiek wejdzie do łazienki. Drzwi nie zamknie, bo przecież musi mieć na oku synków dwóch w wieku odkrywczym (świat odkrywającym). Ubierze się „po ludzku”, czytaj w rybaczki i koszulkę (wygoda, wygoda przede wszystkim! I szybkość akcji!), przemyje twarz i, a kuku, kogo my tu mamy pod nogami? Maksia. Przyleciał chłopaczek z radosnym zamiarem pootwierania dolnych szafek i uwolnienia z nich płynów i żrących żeli co to kamienny osad zliżą jednym chlapnięciem swych bogatych w kwasy chemiczne jęzorów. Ale Maksiowi ogniste jęzory płynów do czyszczenia zlewów nie straszne – zabiera się chłopak za odkręcanie zakrętek i ma nadzieję na przyjemną degustację CIF-ów i Ajaxów. Matka brutalnie mu tę nadzieję odbiera wynosząc go z łazienki i sadzając przed pianinkiem na baterie marki Chicco. Pianinko rozpoczyna swój popis odgrywając skoczne melodyjki, produkuje się jak może coby Maksia przy sobie zatrzymać na minutkę, ale… gdzieżby tam! W Maksiowej głowie zakodowało się właśnie i tak łatwo nie odkoduje hasło: kierunek łazienka, otworzyć szafki, czeka degustacja Ajaxów. (A propos, pamiętacie hasło reklamowe „Praca z Ajaxem czystym relaksem”, oj, jakbym się ja zrelaksowała teraz z Ajaxem!). Ale nie mogę sobie pozwolić na relaksy zbędne, bo przecież muszę się jeszcze dezodorantem popsikać, buty na niewypedikurowane stopy założyć. Wyjść stąd.

Leo w międzyczasie śpiewa. „Didandadam, didandadam!” – na wesołą melodię własnoręcznie ułożoną. (Może kompozytorem będzie). Ale teraz, w tej chwili ta melodia jest nie na miejscu. Bo przecież trzeba się ubierać. Wychodzić z domu. Czas płynie nieubłaganie i możemy się spóźnić w Bardzo Ważne Miejsce do którego właśnie się wybieramy, kierujemy.

Leo Bardzo Ważne Miejsce lekceważy sobie. Śpiewa coraz głośniej, gardłem całym i ze wszelkich mocy (podejrzewam nieczystych). A do tego zaczął tańczyć obracając się wokół własnej osi i zakręcając sobie w głowie.

No nic, sytuacja alarmowa. Trzeba włączyć DVD. „Diwidi, diwidi!” Ucieszył się Leo i zatrzymał się jak zepsuty znienacka nakręcany kurczak. Uff… W końcu się wyperfumuję, założę buty. A potem ubiorę chłopaków. (Kolejność głęboko zamierzona i przestudiowana).
Dzięki Ci Boże za tego, który wynalazł DVD!

Anna Łyczko Borghi

Redakcja poleca

REKLAMA