I faktycznie, zwykle zdarza się tak, że po ślubie planujemy 3-4 lata na donoszenie i odchowanie pary pociech, aby potem stopniowo powrócić do świata bez pieluch, nianiek i ciągłej wzmożonej uwagi. Dzieci robią się coraz bardziej samodzielne, można je już zostawić idąc do kina lub na romantyczną kolację, można zaangażować się we własny biznes albo nawet zrobić sobie powtórkę z miodowego miesiąca.
Ale nierzadko koło czterdziestki rodzi się gdzieś pomysł albo potrzeba żeby raz jeszcze przejść przez ten szalony okres budowania nowego człowieka. Czasem to niespodzianka od losu, ale częściej świadoma decyzja. Mamy już dwóch chłopców – przydałaby się dziewczynka. Albo po prostu powrót do lat młodości – wiele dojrzałych matek mówi bowiem o swego rodzaju cofnięciu zegara dzięki późnemu macierzyństwu.
Dziecko przyjemności?
Pamiętam rozmowę z babcią mojej sympatii. Matka trzech dziewczynek, wspominała uczucia i emocje towarzyszące narodzinom każdej z nich. Pierwsza to oczywiście mnóstwo obaw, niewiedzy, zaskoczeń, zagubienia; druga już na spokojniej ale dwoje maleńkich dzieci, zwłaszcza w początkach życia rodzinnego, gdy nad głową ciążą kredyty a mieszkanie wciąż jest za małe, to jednak nie lada wyzwanie. Opowiadają o najmłodszej pociesze babcia odetchnęła z błogością – z tą to był jak po maśle, sama przyjemność.
Ostrożność wymagana
Jeśli jednak nasza pierwsza dwójka jest już dość duża, nowy członek rodziny może wnieść sporo zamieszania do codziennego życia i wzajemnych relacji. Zbuntowane, co do zasady, nastolatki nie zawsze przychylnym okiem patrzą na nowy obiekt westchnień rodziców – czują się jeszcze bardziej niezrozumiane i niekochane. Kolejna sprawa to nasze siły – czterdziestolatka to już nie to samo co dziesięć lat wcześniej. Organizm kobiety ma swój cykl rozrodczy i im dalej od szczytu płodności przypadającego na ok. 25 lat, tym trudniej zaadoptować się do zmian związanych z ciążą i trudna opieką na niemowlęciem. Jeśli starsze dzieci chcą pomóc i się zaangażować przy najmłodszym braciszku to nie wahajmy się - odciążymy siebie, a rodzina zyska na nowych więziach.
Bywa również, że decyzja o kolejnym dziecku nie była do końca zgodna – jedna strona chciała mocniej i udało jej się przekonać partnera. W takich przypadkach łatwo o kryzysy małżeńskie w chwilach, gdy maleństwo daje się we znaki. Ojciec, który wcale nie marzył o kolejnym potomku może jeszcze silniej odczuć uderzenie kryzysu wieku średniego i zacząć szukać romantyzmu gdzieś poza domem. Z kolei mama, nieprzekonana do pomysłu późnego macierzyństwa, zirytowana nowymi rozstępami, brakiem czasu dla siebie i nieobecnością zapracowanego męża, może popaść w depresję czy kłopoty z samą sobą.
Wojny domowe?
Jeśli chodzi o sytuację w domu trzecia pociecha czasem przewraca wszystko do góry nogami. Najbardziej odczuwa to oczywiście kobieta, która ma teraz nadprogramowe obowiązki: dochodzą nowe posiłki do gotowania, pranie, prasowanie, codzienne mycie – wszystko to ponad to co i tak przy dwójce dzieci bywa często męczące i deprymujące. Nie oszukujmy się wszak, że poza chlubnymi wyjątkami mężczyzn obdarzonych poczuciem rodzinnej odpowiedzialności, panowie najchętniej umywają ręce od dodatkowych prac.
Jeśli wcześniej nie wdrożyliśmy dzieci do pomocy w domu, to najlepsza pora by to zrobić teraz. Szczera rozmowa powinna wystarczyć, aby rodzeństwo zrozumiało, że musimy wszyscy razem dbać o wspólne życie, a mama ma dość pracy przy opiece nad maluszkiem. Przygotujemy tym samym nasze dzieci do odpowiedzialności w ich przyszłych rodzinach.
Nie można też zapomnieć o budżecie. Poza rzadkimi rodzinami, które mogą jednak zapomnieć o kwestii pieniędzy, nowe dziecko to kolejne obciążenie finansowe. Trudno się zaś spodziewać, że wydatki na starszą dwójkę będą malały – szkolne wycieczki, komputer, rowery, sukienki i kosmetyki… A przecież chciałoby się jeszcze pojechać na wspólne wakacje i wymienić samochód. To czy aspekt materialny powinien powstrzymywać nas przed decyzją o powiększeniu rodziny trzeba zostawić do decyzji rodziców – czasem warto zacisnąć trochę pasa na rzecz kilku nowych kilogramów szczęścia i miłości w domu. Czasem jednak, może okazać się, że sytuacja nas przerośnie i z wesołej czwórki, zmienimy się w poirytowaną piątkę.
Słodki harmider
Wreszcie pora przyznać jedno – jakkolwiek perfekcyjnie zorganizowane i porządne było nasze życie w modelu 2+2, każde kolejne dziecko będzie nas zbliżać raczej do przedszkola, niż świetnie działającej firmy. Im więcej osobowości, kłopotów danego wieku, uczuć i wzajemnych relacji, tym bardziej improwizowana staje się codzienność. Czy należy się tego obawiać? Chyba nie warto. Co z tego, że w kuchni nie będzie już idealnego porządku, a gdzieś na krześle będzie zawsze wisieć czyjś kawałek garderoby? Czy da się to porównać z radością z wszystkich zabaw i rozmów z zupełnie nową, ale jednak tak bardzo naszą i bliską, osóbką?
Żyłam kiedyś w domu z rodziną z czwórką dzieci – takiej wspaniałej, pogodnej i wesołej atmosfery nie widziałam nigdy wcześniej i jakby wszelkie okoliczności pozwoliły chętnie sama zabrałabym się za taką hurtową produkcję szczęścia!
Agata Chabierska