To, co mnie uderza we wszystkich częściach „Serii Niefortunnych Zdarzeń” to niesamowity kontrast pomiędzy postawą życiową dzieci, a postawą życiową dorosłych.
Przyjrzyjmy się osobom dorosłym w "Serii Niefortunnych Zdarzeń"
Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście chciwy Hrabia Olaf i jego kompania. Człowiek ten skupiony jest na jednym celu: wydrzeć majątek sierotom Baudelaire i aby zrealizować swój cel nie cofnie się przed żadnym podstępem, jaki przyjdzie mu do głowy. Drugą osobą, która przewija się przez wszystkie księgi jest Pan Poe – bankier zajmujący się majątkiem dzieci. W gruncie rzeczy jest dobrym człowiekiem, ale jest tak zapatrzony w swoją pracę, że traci wszelką pewność siebie, gdy tylko podniesie wzrok znad finansowych ksiąg.
Dlatego nie dziwi nas, że nie umie słuchać dzieci i mimo najszczerszych chęci, a jest to w zasadzie jedyny oręż jakim dysponuje, nie potrafi należycie zadbać o bezpieczeństwo swoich podopiecznych.
Nawet ciotka Józefina, którą spotykamy w części trzeciej, z jednej strony ma gołębie serce, z drugiej tak bardzo wszystkiego się boi, że nie przyrządza nawet gorących posiłków, bo uważa, że kuchenka gazowa wybuchnie zaraz po jej włączeniu.
Polecamy: Fobie dzieci i młodzieży
Dzieci kontra dorośli w "Serii Niefortunnych Zdarzeń"
Na tle tej plejady dorosłych, postawa życiowa sierot Baudelaire jest niemal heroiczna. Pomimo tego, że ze wszystkimi niebezpieczeństwami muszą sobie radzić same, nigdy się nie poddają i pomimo beznadziejności sytuacji walczą do samego końca.
A gdy już mogą nieco odetchnąć, czują się prawdziwymi szczęściarzami: „Bo skoro jednak się żyje, to może znaczy, że miało się ekstremalne szczęście”.
Oj, gorzka i ironiczna pigułka do przełknięcia dla dorosłego czytelnika. Czytając takie zdania, zawsze zastanawiam się, czy, jako człowiek dorosły, jestem dostatecznie mocną podporą dla swoich najbliższych.
Czytaj także: Bezpieczne zabawki