Wielu rodziców na pewno zna ten szok, gdy nasz mały aniołek nagle zaczyna zipieć złością, reagować na wszystko krzykiem i odmawiać posłuszeństwa na każdym kroku. Niestety, większości z tych kryzysów, zupełnie naturalnych, nie da się uniknąć – dobrze jednak być przygotowanym i nauczyć się pacyfikować małego furiata.
Pierwsze bunty i kaprysy zaczynają się zwykle nieco powyżej roku – maluch zaczyna odwracać głowę od łyżeczki, i to wcale nie oznacza, że ma ochoty już więcej jeść. Pojawiają się krzyki „Nie!” na wszystko, co mu zaproponujesz – nawet, jeśli to ulubiona bajka czy spacer do ukochanej babci. Odkrycie negacji to etap, który można porównać do wielkich odkryć geograficznych w dziejach ludzkości. Maluch bardzo szybko pojmuje, że „Nie!” to świetny sposób manipulacji dorosłymi i realizacji swoich zachcianek.
Co można poradzić w tej sytuacji? Nie traktujmy tego „nie” jako negacji – raczej dajmy mu do zrozumienia, że słyszymy jego sprzeciw, ale i tak kasza musi zostać zjedzona. Zwykle wystarczy odwrócić jego uwagę i zainteresować go czymś innym, aby dokończyć posiłek. Poza tym, starajmy się ograniczać konflikty i kłótnie do rzeczy naprawdę ważnych, typu posiłki czy pora spania – jeśli cała „afera” dotyczy jedynie koloru kubka, dajmy za wygraną i podburzajmy niepotrzebnie awanturniczych nastrojów.
Kolejna faza rozwoju domowego piekła to zwykle niekontrolowane, czasem wręcz histeryczne napady złości bez istotnego powodu. Każda najmniejsza iskra wywołuje gniew, łzy i agresję, często zdarza się to w miejscach publicznych i rodzice, wyprowadzeni z równowagi, odpowiadają również agresją. Dochodzi do bolesnych oświadczeń typu „mama jest niedobra” albo „już cię nie kocham”.
Najczęściej te ataki wywołane są frustracją – rodzic zabrania czegoś, na co dziecko ma ochotę lub nie spełnia od razu jego zachcianek. Oczywiście, im bardziej rozpieszczone i przyzwyczajone do nadopiekuńczej troskliwości jest dziecko, tym gorsze formy mogą przybrać te kryzysy. Tak naprawdę, jedyna droga dla rodzica to pozostać mimo wszystko spokojnym i uczyć pociechę racjonalizowania każdej dramatycznej sytuacji. „Jak się uspokoisz, to porozmawiamy o lodach” to lepszy pomysł niż krzyk, że „bachor” jest niegrzeczny i żadnych lodów nie dostanie. Pamiętajmy również, że te teatralne ataki rozwijają się dzięki publiczności – dlatego nie prowadźmy z dzieckiem kłótni w sklepie pełnym ludzi ani w piaskownicy.
Co do kwestii klapsa, to czasem rzeczywiście trudno się pohamować, a i dzieje ludzkości pokazują, że od ojcowskiej ręki zwykle nabiera się najwięcej pokory. Naturalnie uciekanie się kra cielesnych nie jest dobrym rozwiązaniem co do zasady – uczenie dziecka rozwiązywania problemów siłą to nie najlepsze przesłanie. Jeśli jednak i my mamy słabszy dzień a klaps się solidnie należał – pamiętajmy, aby miał znaczenie symboliczne i bardzo wyraźnie odnosił się do występku.
Wielka zaleta dobrego rodzica to jednak przede wszystkim umiejętność zawierania pokoju. Dziecko po burzliwej awanturze często czuje się zagubione – skrzywdzone i rozgoryczone, ale też wystraszone, że zepsuło coś w waszym związku, że przestaniecie je kochać. Dlatego właśnie spokojna szczera rozmowa o powodach złości i wybuchów, o racji i potrzebie zrozumienia drugiej osoby to najważniejsza nauka, jaką możemy przekazać naszej pociesze – rozwiązywanie konfliktów to podstawa sukcesu w życiu zawodowym, rodzinnym i partnerskim.
Agata Chabierska