W pierwszym roku życia dziecko bardzo często jest nocnym tyranem pozbawiającym rodziców snu i okazji do bycia ze sobą. I tak jak w ciągu pierwszych miesięcy jest to zrozumiałe i normalne, później może stać się po prostu grymaszeniem, któremu lepiej nie ulegać zanadto. Uspokójmy płaczące maleństwo, zapalmy mu lampkę czy puśćmy muzykę, ale wyjdźmy po kilku minutach z pokoju – to świetna okazja, aby uświadomić mu, że nie będziemy z nim 24 godziny na dobę, że musi nauczyć się bycia samemu.
Inny kaprys małego człowieka chęć posiadania wszystkiego, co przyciąga jego uwagę i to natychmiast. Każdy z nas widział, do czego prowadzi pobłażanie – histeryzujące, rozwrzeszczane dzieci na środku hipermarketu to nierzadki widok. Dlatego starajmy się wpoić grymaśnikowi zasady umiaru i cierpliwości. Nie odrywajmy się natychmiast od naszych zajęć, jeśli dziecko chcę nową bajkę, tłumaczmy, ograniczenia finansowe i czasowe, uczmy, że jego zachcianki nie są pępkiem świata.
Kolejną zmorą pobłażliwych rodziców jest agresywność i nadpobudliwość dziecka – gdy maluch gryzie, bije rówieśników, zabiera zabawki i demonstruje głośną swoją irytację. Każde takie zachowanie powinno być sankcjonowane, niezależnie od fali płaczu, jaką przyniesie. Kontrolowanie własnych emocji i szanowanie sfery prywatnej drugiej osoby to reguły, które trzeba wdrażać od najmłodszego. W żadnym razie nie reagujmy agresją z naszej strony, bo to tylko wzmoże awanturnicze nastroje – rozmawiajmy zdecydowanym, ale spokojnym tonem, tłumaczmy krzywdę wyrządzaną innym, kiedy trzeba, nakładajmy kary i domagajmy się przeproszenia.
Podobnych sytuacji można wyliczyć setki – za każdym razem istotą jest uświadomienie dziecku, że życie w społeczeństwie i rodzinie wymaga respektowania pewnych zasad, bo inaczej ciężko liczyć na sympatię i szacunek innych. I pamiętajmy, że każdy komunikat będzie znacznie skuteczniejszy, jeśli przekażemy go bez krzyku, nerwów i irytacji – tym sposobem dajemy naszej pociesze najlepszy przykład negocjowania granic swobody.
Agata Chabierska