Dziecko grzeczne czy przebojowe

dziecko, dziewczynka, uśmiech
Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci były grzeczne, to jasne. Ale wiemy też, jak ważne jest, by radziły sobie w świecie, i gdy trzeba, potrafiły powiedzieć "nie". Jak to pogodzić, radzi Superniania - Dorota Zawadzka.
/ 21.07.2008 12:26
dziecko, dziewczynka, uśmiech
Wszyscy chcemy, żeby nasze dzieci były grzeczne. Grzeczne, czyli... No właśnie, jakie?

Trudno to zdefiniować, bo każdy rodzic widzi to trochę inaczej i czego innego wymaga. Dla wielu ludzi „grzeczne” równa się posłuszne, ciche, niesprawiające problemów. Takie, które spokojnie siedzi na ławce koło mamy, nie przeszkadza, niczego nie chce, nie ma własnego zdania, niemal nie oddycha... Dla mnie tak pojmowana grzeczność to zaprzeczenie dzieciństwa.

Dlaczego?
Bo taki spokój nie jest dla dziecka stanem normalnym. Supergrzeczne maluchy nie sprawiają dorosłym kłopotów, ale same mają naprawdę duży problem: boją się ludzi, życia, samodzielności, rówieśników. To niedobrze, gdy człowiek rośnie w przekonaniu, że świat jest zły albo niebezpieczny.

Więc co w takim razie robić? Pozwalać dziecku na wszystko?
Nie! Jednak zabierając się za wychowywanie dziecka, musimy wiedzieć, do czego zmierzamy. Myśleć nie tylko o tym, co się dzieje tu i teraz (Uff: siedzi cicho i pokornie robi, co mu się każe), ale o tym, jakim człowiekiem ma być w przyszłości (Czy na pewno chcielibyśmy, żeby nadal takie było?). Dziecko musi biegać, dotykać, eksperymentować, buntować się, czasem nawet wkładać głowę między barierki. Dzięki temu uczy się świata, poznaje swoje możliwości, gromadzi wiedzę, jednym słowem – rozwija się. Nie zrobi tego, siedząc cicho w kącie i udając, że go nie ma. Dla mnie grzeczne dziecko to takie, które bada świat, eksperymentuje, ma swoje zdanie, jest samodzielne, ale jednocześnie stosuje się do obowiązujących zasad.

Czy to w ogóle da się pogodzić?
Oczywiście, że tak, pod warunkiem że dziecko tych zasad nauczymy i że powiemy mu (i będziemy to powtarzać do skutku), co jest dobre, a co złe. Ono się przecież nie rodzi z tą wiedzą. Musi nauczyć się, że są sprawy, w których nie ma negocjacji. Że nie można nikogo bić ani obrażać. Że nie wolno wybiegać na ulicę. Że trzeba po sobie sprzątać. I tak dalej. Ale nie może być tak, że zabronione jest prawie wszystko.

Jak uczyć tych zasad?
Przede wszystkim konsekwentnie. Nie może być tak, że inne reguły obowiązują w domu, a inne poza nim. Jeśli przestrzegamy jakiejś zasady, powinniśmy przestrzegać jej zawsze. Czytałam kiedyś o arystokracie, który w środku dżungli rozkładał stolik, włączał muzykę i dopiero wtedy zasiadał do posiłku. Uważam, że właśnie tak powinno być. Jeśli nie wolno trzymać nóg na stole, to nie wolno robić tego i u cioci na imieninach, i we własnych czterech ścianach. Jeśli nie wolno kłamać, nie wolno i w małych, i w dużych sprawach. Kradzież jest złem zawsze, niezależnie od tego, czy chodzi o dużą, czy o małą rzecz. To nie dla wszystkich jest oczywiste. Pracowałam z mamą, której synowie ubliżali i podnosili na nią rękę. Chłopcy buntowali się, nie zamierzali przestać. I ona powiedziała mi: „Wiesz co? Trudno, może niech to robią, byle nie przy ludziach”. Tak nie można!

Ważne jest również to, by samemu przestrzegać zasad, prawda?
Oczywiście. Wystarczy pomyśleć, co się dzieje w głowie dwu-, trzylatka, któremu ojciec daje klapsa, mówiąc równocześnie: „Tyle razy ci mówiłem, że nie wolno bić słabszych!”. Nie można uczyć, że agresywne zachowania są złe, samemu zachowując się agresywnie. Przecież to absurd! Podobnie jest z agresją słowną. Z tym jest naprawdę źle. Gdy słyszę, jak mówią maluchy, więdną mi uszy. To straszne, że przechodzimy nad tym do porządku dziennego.

Często się słyszy, że dziś wielu dzieciom brakuje zwykłej kindersztuby.
Bo brakuje. Nie rozumiem, jak matka może nie reagować, gdy dziecko nie kłania się nauczycielce czy sąsiadce. Powinniśmy pilnować tych spraw, pilnować, by dziecko odnosiło się do starszych z szacunkiem, by mówiło „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Niestety, przestaliśmy o to dbać.

Czy nie wystarczy dobry przykład?
Skoro mówię „dzień dobry” i traktuję innych z szacunkiem, chyba mogę liczyć na to, że moje dziecko będzie postępować podobnie? Dobry przykład jest niezbędny, bo maluchy nas, rodziców, naśladują. Ale to nie wystarczy, żeby wyłuskać z naszego postępowania wszystkie ważne reguły. Poza tym dzieci lubią eksperymentować, sprawdzać: „A co będzie, jeśli postąpię inaczej?”. Dlatego trzeba mówić jasno, ubierać zasady w słowa i pilnować, by były respektowane.
W wielu domach dorośli milkną, gdy dziecko zaczyna mówić, przerywają swoje zajęcia, żeby obejrzeć rysunek itd. A potem maluchy rosną, idą do przedszkola, szkoły i nagle okazuje się, że nie wolno przerywać starszym, że trzeba czekać na swoją kolej... Dzieci potrzebują naszej uwagi, ale nie musimy rzucać wszystkiego, by je nią darzyć. Zawsze przecież można powiedzieć: „Poczekaj chwilę, teraz rozmawiam” czy „Obejrzę twój rysunek, jak skończę robić to czy tamto”. Tyle że to powinno działać w obie strony. Zamiast mówić „Obiad!” i oczekiwać, że malec natychmiast zamelduje się w kuchni, mówmy: „Kończ zabawę, za pięć minut będzie obiad”. To jest bardziej fair.

No dobrze, ale co z dziećmi, które są naprawdę niegrzeczne?
Myślę, że takich dzieci nie ma, są tylko sytuacje, gdy rodzice nie radzą sobie ze swoją rolą. Dzieci są inteligentne i szybko się uczą. Jeśli malec po awanturze w sklepie dostaje to, czego chciał, byłby głupi, gdyby nie spróbował skorzystać następnym razem z tak skutecznego sposobu.

Zatem to nasze błędy mogą prowokować złe zachowanie. Jakie popełniamy najczęściej?
Najróżniejsze i to jest zupełnie normalne, w końcu jesteśmy tylko ludźmi. Najważniejsze, by nie brnąć w nie, nie popełniać w kółko tych samych. Poza brakiem konsekwencji takim bardzo często spotykanym błędem jest zbyt restrykcyjna, żelazna dyscyplina. Ma być tak i tak. Bez próby rozmawiania, bez dyskusji, postępowanie z dzieckiem na zasadzie: „Milcz, jak do mnie mówisz”. W efekcie maluch słucha, bo musi, a nie dlatego, że rozumie zasady. A gdy tylko wydostanie się spod kurateli rodziców, robi wszystko, czego mu zabraniano.
Bywa także odwrotnie: rodzice pozwalają na to, by dziecko przejęło władzę w domu. Spotkałam się z sytuacją, gdy trzyletni maluch decydował, czy jego mama może pójść do toalety! Dziecko może i powinno decydować o tym, co go dotyczy: na której półce trzymać traktor, którą koszulkę założyć, czerwoną czy żółtą, ale jest za małe, żeby decydować także o tym, co jest dobre, a co złe. Inny błąd: ignorowanie potrzeb dziecka. Każde dziecko jest inne, ma inne potrzeby. Nie musi być takie jak siostra czy brat, z każdym trzeba postępować inaczej.

Z jakich jeszcze powodów dzieci źle się zachowują?
Na przykład po to, by zaznaczyć swoją obecność, zwrócić na siebie uwagę. Bywa tak, że dziecko jest cichutkie i zachowuje się tak, jakby go wcale nie było, a gdy przychodzą znajomi, rozrabia, jakby wstąpił w nie diabeł. Robi to, żeby powiedzieć: „Halo, tu jestem!”. No bo skoro nie zwracamy na nie uwagi, gdy jest spokojne... Ale bywa jeszcze inaczej. Pracowałam kiedyś z chłopcem, który bił matkę, żeby go przytulała.

Żeby przytulała???
Tak, bo ona zamiast powiedzieć „Nie wolno”, zamiast złapać syna za rękę, uspokajała go we własnych ramionach, przytulając i całując. Przytulała go, kiedy ją bił, a nie wtedy gdy rysował albo spokojnie się bawił, więc był agresywny, bo to była jego jedyna metoda na zdobycie czułości mamy.

Jak w takim razie reagować, gdy dziecko robi coś, co nam się nie podoba?
Stanowczo i tak, by wiedziało, o co nam chodzi. Komunikaty, które mu przekazujemy, muszą być jednoznaczne. Jeśli malec rozrabia, a mama mówi słodkim tonem: „Oj, Huberciku, jak ty źle zrobiłeś”, to Hubercik tak naprawdę nie wie, czego ona od niego chce. Nie trzeba krzyczeć, wystarczy powiedzieć stanowczo, tonem, który nie pozostawia wątpliwości, że nam się coś nie podoba.
Rodzice próbują różnych sposobów, by przywołać dziecko do porządku, na przykład straszą: „Jeśli się nie uspokoisz, oddam cię dziadowi”. Nie wolno tego robić! Dziecko mało wie o świecie i takie groźby traktuje dosłownie. Gdy słyszy: „Jeśli nie umyjesz włosów, zalęgną ci się robaki”, może w to uwierzyć. Przekonałam się, że rodzice straszą dzieci także mną. Niedawno w Poznaniu mały chłopczyk dostał na mój widok histerii. Podeszłam do rodziców i zapytałam wprost dlaczego straszą dziecko Supernianią? Tata malucha odpowiedział, że tylko to działa. To tak naprawdę nie może być!

A więc co robić?
Uważam, że w każdej sprawie można się dogadać, tylko zamiast straszyć, trzeba znaleźć argument racjonalny dla dziecka. Przykład? Zamiast mówić: „Jeśli nie zjesz obiadu, zachorujesz i pojedziesz do szpitala”, lepiej powiedzieć: „Jeśli zjesz, to urośniesz i będziesz silny”. A jeśli to nic nie da, możemy powiedzieć: „OK, ale nie jesz nic do kolacji”. I faktycznie nie dać mu nic do kolacji.

Czasem nie ma wyjścia i trzeba dziecko ukarać. Jak to robić?
Karą może być ton dezaprobaty, odesłanie do innego pokoju, odebranie przywilejów. Dziecko powinno zawsze ponieść konsekwencje swojego postępowania. Zabrało coś bez pytania? Musi odnieść, przeprosić. Ale nigdy nie wolno odbierać mu swojej miłości. Mały człowiek musi wiedzieć, że nie podoba nam się jego zachowanie, a nie on sam. Nie wolno karać dziecka za mówienie prawdy, bo uczy się, że lepiej się nie przyznawać.

A co robić, gdy dziecko marudzi?
Jęczenie potrafi wyprowadzić z równowagi. Takie zachowanie najlepiej ignorować. Nie pocieszać, nie prosić, by się uspokoiło, nie wściekać się. Ogłuchnąć. Zareagować dopiero, gdy maluch zacznie mówić normalnie.

O czym jeszcze pamiętać?
Żeby unikać etykietek. Zapytałam kiedyś grupę dzieciaków o to, jakie są. Odpowiadały „Jestem grzeczny/a” lub „Jestem niegrzeczny/a”. Spośród tysięcy możliwości (mądry, wesoły, zabawny, chudy, gruby, szybki, itd.) wybrały właśnie i tylko to. To pokazuje, że dzieci myślą o sobie naszymi kategoriami, kategoriami dorosłych. Gdy powtarzamy smykowi w kółko, że jest niegrzeczny, on w końcu zaczyna tak o sobie myśleć. I więcej: faktycznie zachowuje się niegrzecznie. No bo skoro jest niegrzeczne (a tak mówi mama i tata, i wszyscy w domu), to niby jak ma się zachowywać?

A może coś je boli?
Czy stan zdrowia może wpływać na zachowanie dziecka? Oczywiście! Na nasze przecież też wpływa. – Gdy ja mam katar, jestem tak wściekła, że mój mąż woli trzymać się ode mnie z daleka. Dlaczego z dziećmi miałoby być inaczej? – mówi Superniania. – Rozdrażnienie, a w konsekwencji złe zachowanie, może mieć mnóstwo przyczyn, od alergii po robaki, a nawet to, że dziecko jest po prostu niewyspane. Rodziców powinna zaalarmować zwłaszcza nagła zmiana zachowania. Gdy pogodny na ogół malec zaczyna marudzić i rozrabiać, prawdopodobnie coś się święci i trzeba to wyjaśnić (często u pediatry).

To NIE JEST niegrzeczność
Pamiętaj o tym, że twoje dziecko nie jest niegrzeczne, gdy:
• Wierci się, biega, wspina się, skacze. Rozpiera je energia i naprawdę trudno mu usiedzieć w miejscu.
• Zadaje setki pytań. A po co? A dlaczego? A czy? Pyta, bo chce wiedzieć, uczyć się i rozwijać.
• Rozkłada zabawki na czynniki pierwsze. Robi to, bo jest dociekliwe, chce wiedzieć, jak działają i co jest w środku.
• Wraca z podwórka brudne jak nieboskie stworzenie. Pamiętasz? Maluchy dzielą się na brudne i nieszczęśliwe.
• Spada mu z widelca marchewka, strąca łokciem kubek z mlekiem. Nie da się jeść elegancko bez wielu godzin intensywnego treningu.
• Ma muchy w nosie, wstaje z łóżka lewą nogą. Każdy ma czasem gorszy nastrój, dziecko też.
• Złości się. Człowiek ma prawo do wyrażania wszystkich uczuć i emocji, także tych negatywnych. Rzecz w tym, by rozumiał, co się z nim dzieje i wyrażał emocje w formie, która jest do zaakceptowania dla innych. Musisz tego malca nauczyć.
• Awanturuje się w sklepie. Skoro ten sposób działa i można dostać to, co się chce albo wreszcie zakończyć rajd po galerii handlowej, to grzech z niego nie skorzystać.

Redakcja poleca

REKLAMA