Imię zawsze było czymś ważnym, nawet ważniejszym niż nazwisko. Tak jest chyba do dzisiaj. Pierwsze było imię, a potem długo długo nic, aż do wieku XIX, kiedy to utrwaliło się nazwisko.
Zanim powstało więc połączenie imienia i nazwiska, jak mamy do dzisiaj, ludzie najczęściej nazywani byli imieniem, do którego dodawano ewentualnie przydomek. Ze znanych nam przykładów można wymienić: Juranda ze Spychowa, Pawła z Krosna (pisarz renesansowy), Jana z Wiślicy (autor „Wojny pruskiej) czy Biernata z Lublina (wybitny poeta renesansowy).
Kiedyś imiona nadawano z rozmysłem, miały one coś znaczyć, często miały mieć moc magiczną. Przykładano dużą uwagę do znaczenia imienia. W niektórych regionach Polski nadawano dziecku imię, w zależności od dnia w którym się urodziło. Jeżeli w kalendarzu imieniny miał Stefan, to chłopcu nadawano takie imię, a dziewczynce Stefania.
W innych regionach naszego kraju syn otrzymywał zawsze imię dziadka (pierwsze lub drugie). Zdarzało się również, że syn lub córka otrzymywali imiona rodziców.
Przyczyny powrotu do imion dawnych
Pierwsza rzecz jaka nasuwa mi się namyśli, to po prostu znużenie imionami „nowoczesnymi”, takimi jak Alan, Patrycja czy Paulina. Rodzice chcąc być oryginalnymi nadają imię dawne, niespotykane. Ja na przykład nazwałam swego synka Maksymilian.
Tu nasuwa się kolejny powód powrotu do przeszłości. Chciałam, by imię było święte, by kojarzyło się z osobą szanowaną, znaną, która coś swym życiem osiągnęła, ze Św. Maksymilianem Kolbe. Chciałam więc, jak uważano dawniej, by imię miało swą moc „magiczną”, by świadczyło o jego właścicielu.
Drugie imię mojego syna to Aleksander. Tu też jak dawniej postanowiłam, że będzie to imię jego ojca. Widać więc, że powrót do imion dawnych ma podobne podłoże. Wydaje się, że ze względu na dbałość o polskość, o tradycję, nadawanie imion dawnych, czyli genealogicznie polskich, jest tendencją jak najbardziej pozytywną. Tak trzymać.