Poród w domu

kobieta, ciąża, okno
Nie było blasku jarzeniówek, mycia, mierzenia i ważenia. Pierwsze chwile na świecie Szymon spędził w ramionach mamy, z tatą u jej boku. Nie na porodówce, ale w sypialni własnego domu.
/ 25.01.2010 09:15
kobieta, ciąża, okno
Dziecko urodzi się w domu! Tak zdecydowała Ola i to zanim zaszła w drugą ciążę. Pierwszy syn Luca urodził się w szpitalu, jak większość maluszków.

- Wprawdzie był to poród rodzinny i otaczali mnie wspaniali ludzie, ale nie podobało mi się to, że lekarz "wypchnął" dziecko na siłę. No i ta szpitalna rutyna... Nie było mi tam dobrze. Marzyłam o spokoju, uwadze, komforcie... – wspomina. – Później czytałam o tym, że narodziny w szpitalu mogą być przykrym wspomnieniem na wiele lat.

Myśl działa cuda
– Dzisiaj już wiem, że kobieta, która chce urodzić w domu, nie powinna myśleć, że zrobi to za wszelką cenę – mówi Ola. – Takie nastawienie nie jest dobre ani dla przyszłej mamy, ani dla dziecka w brzuszku. Lepiej myśleć: "Jak się uda, to urodzę w domu".

Pierwsze poszukiwania lekarza, który przyjąłby maluszka na świat, spełzły na niczym. – Niestety, większość lekarzy jest przeciwna porodom domowym. Wprawdzie niektóre położne godzą się na odebranie porodu w domu, ale robią to w tajemnicy, jakby porody domowe były czymś nielegalnym – mówi. Na szczęście dla Oli znalazła się doktor Preeti Agrawal, ginekolog położnik, wielka orędowniczka porodów naturalnych – także domowych. Prowadziła jej ciążę do końca.
Gdy wszystko było już omówione, nagle okazało się, że łożysko zaczęło się obsuwać (Ola była w drugim trymestrze ciąży). Nerwy? Panika? Wykluczone! Ola musiała zachować tylko spokój... – Ze wsparciem mojej pani doktor nie było to takie trudne – śmiała się. Więc nie zdziwiła się za bardzo, gdy po jakimś czasie podczas badania lekarka potwierdziła, że łożysko przestało się obsuwać. – Na pewno pomogło moje pozytywne nastawienie – cieszy się Ola.

Kolejny krok to znalezienie położnej, która zgodziłaby się przyjąć poród w domu. – Najpierw skontaktowałam się z Fundacją Rodzić po Ludzku, ale okazało się, że wybrana położna nie będzie tak dyspozycyjna, jak mi zależało. Potrzebowałam gwarancji, że przyjedzie w każdej chwili – wspomina Ola. Po długich poszukiwaniach znalazła się pani Grażynka! Uff, pozostało więc tylko czekać...

Spokojnie i bez krzyku
Pierwsze lekkie i nieregularne skurcze Ola poczuła około północy. Kiedy zaczęły się nasilać, zadzwoniła po położną. Pani Grażynka przyjechała około 2.30. – Przez cały czas czułam się bezpiecznie – mówi Ola. Pod okiem położnej zmieniała pozycje (kucała, siadała, chodziła po mieszkaniu). Liczyła już minuty, gdy akcja porodowa ruszy na dobre, kiedy po dwóch godzinach skurcze zamiast przyspieszyć, spowolniły. Pojawiały się co 60 sekund. – Może wystraszyłam się bólu, który dopiero miał nadejść? – zastanawia się dzisiaj Ola. To wtedy położna uprzedziła, że w każdej chwili mogą jechać do szpitala. – Zadzwońmy po doktor Agrawal – poprosiła. – Czekając na nią, zaczęłam sobie zwyczajnie wyobrażać maluszka, który układa się do wyjścia i przeciska przez kanał rodny... To mi pomagało.

Kiedy doktor Agrawal przyjechała, była już przed 10 rano. Zobaczyła Olę i stwierdziła, że wszystko przez zmęczenie... – Ale ja właśnie jakby na przekór poczułam przypływ energii – opowiada Ola. – Bardzo ufam doktor Preeti, dlatego gdy tylko się pojawiła, wiedziałam, że wszystko pójdzie dobrze.
Gdy doktor Agrawal zbadała ułożenie dziecka, okazało się, że maluszek jest ustawiony prawidłowo, że szykuje się do narodzin. On gotowy, ale jego mama ledwo żyła – po tylu godzinach była już zmęczona. – Chyba dlatego pojawił się pomysł, bym napiła się rosołu na wzmocnienie. Szłam do kuchni, gdy nagle szarpnął mną silny skurcz, tym razem już party. Cóż, rosół musiał poczekać – śmieje się Ola.

Jest już na świecie!
Druga faza porodu odbyła się w sypialni. Przyćmione światło, wszyscy zachowywali spokój. W czasie skurczów partych Ola siedziała na brzegu łóżka. Jej mąż Kuba przez cały czas był przy niej. Ostatni moment porodu, tuż przed pojawieniem się główki, Ola siedziała w kucki, bo tak było jej najwygodniej. Wreszcie pokazał się Szymon. – Bidulek był taki zmęczony... Może dlatego nie krzyczał? Przystawiony do piersi zaczął ją natychmiast ssać – chwali synka mama.
I tak właśnie – przytulony do ciepłej maminej piersi – mały Szymon spędził swoje pierwsze godziny. Nikt go nie mierzył, nie ważył, nie przenosił z miejsca na miejsce... Dopiero na drugi dzień przyszedł pediatra, sprawdzić, czy z maluszkiem wszystko w porządku (zawsze tak powinno być). – Pękałam z dumy, gdy okazało się, że Szymuś dostał dziesięć punktów w skali Apgar! Zdrowy chłopaczek!
Co teraz robi Ola? Opiekuje się małym Szymkiem i czeka na następne maleństwo. Plany są takie, że też ma się urodzić w domu.

To bardzo ważne!
Decydując się na poród w domu, weź pod uwagę nie tylko swoje samopoczucie, ale przede wszystkim zdrowie i życie dziecka. Większość lekarzy sceptycznie podchodzi do porodów domowych, bo – jak mówi dr Robert Gizler, dyrektor medyczny Europejskiego Centrum Macierzyństwa Invimed we Wrocławiu – zawsze może się zdarzyć coś nieprzewidywalnego, co będzie wymagało użycia specjalistycznego sprzętu. A wtedy o życiu dziecka i mamy decydują sekundy.

Jeśli zastanawiasz się nad porodem w domu, to:
- Nie nastawiaj się, by urodzić w domu za wszelką cenę. I zawsze bierz pod uwagę to, że w każdej chwili możesz pojechać do szpitala. Dlatego na wszelki wypadek sprawdź wcześniej, w którym mogłabyś rodzić.
- Zapewnij sobie opiekę wykwalifikowanej położnej. Znajdziesz ją np. przez Fundację Rodzić po Ludzku. Dobrze by było, gdybyś mogła w każdej chwili skorzystać z konsultacji lekarskiej lub liczyć na wizytę ginekologa położnika.

Redakcja poleca

REKLAMA