Diabeł tkwi w szczególach, a dokładniej w dodatkach do potraw. Do świątecznych mięs idealna będzie żurawina. Jak ją przygotować, podpowie Gospodarna Narzeczona, autorka bloga Na kruchym spodzie.
Żurawiny cierpkie (do indyka)
-1/2 kg świeżych, umytych i przebranych żurawin
-sok z 2-3 pomarańczy
-skórka z jednej pomarańczy
-1/2 szklanki cukru
Wszystko wrzuciłam do garnka i gotowałam, aż płyn odparował. Przełożyłam do wyparzonych słoików i pasteryzowałam przez 20 minut. Takie żurawiny są dość cierpkie. Dobre do mięs i serów. Zachowują ładny kolor.
Żurawiny z rodzynkami
-1/2 kg świeżych, umytych i przebranych żurawin
- 1/2 szklanki rodzynek
-4 łyżki brązowego cukru
-2 łyżki octu winnego
-kilka łyżek soku z pomarańczy
-spora szczypta mielonego cynamonu, mielonego ziela angielskiego, mielonych goździków, mielonego imbiru
Mieszamy w garnku, gotujemy przez około 30-45 minut. Ewentualnie dodajemy więcej cukru. Przekładamy do wyparzonych słoików. Pasteryzujemy przez 15 minut.
Żurawiny w dwóch odsłonach. Cierpkiej - z nutą pomarańczy i słodszej - z dodatkiem rodzynek i miodu, wspaniale komponują się ze świątecznym mięsiwem. Proste w wykonaniu i bardzo na czasie. Podaję je w miseczkach obok plastrów pieczonej szynki czy soczystego indyka. Dobrze pasują też do wyrazistych w smaku serów. Do tego kawałek domowego chleba i nie potrzeba nic więcej - mówi Gospodarna Narzeczona, autorka bloga Na kruchym spodzie.
Od jak dawna blogujesz i skąd pomysł na blogowanie?
Jaką kuchnię preferujesz - gotować i konsumować?
Od dziecka jestem żarłokiem i jem w zasadzie wszystko. Niestety odkąd gotuje stałam się bardziej wrażliwa na smaki, zapachy, jakość składników. Zmorą są dla tanie lokale gastronomiczne. Od razu wyczuwam tłuszcz roślinny w słodkich wypiekach, glutaminian sodu i inne takie wynalazki. Uwielbiam za to wszytko co świeże. Dania nie muszą być wyszukane. Tak samo zachwycam się prostym sosem do makaronu, świeżą rybą czy skomplikowanym daniem koreańskim. Bardzo lubię wszelkie dania kuchni dalekowschodniej. Tu mistrzem jest mój partner, który namiętnie kroi, smaży, podrzuca, robi domowe tofu i co najważniejsze wyszukuje różne dziwne składniki. A gotować najbardziej lubię po włosku i portugalsku. A najbardziej najbardziej to lubię piec, ugniatać i
patrzeć jak rośnie. Ciasto rzecz jasna.
Skąd czerpiesz kulinarne inspiracje?
Przed wszystkim z książek. Moja kolekcja nie jest może imponująca, bo około 60 pozycji, ale ciągle się rozrasta. Podpatruje też u znajomych, w restauracjach, podczas podróży. jednym słowem gdzie się da. Ściągam też od moich blogowych koleżanek. Źródłem inspiracji jest też mój partner, który gotuje jeszcze więcej niż i ciągle ciśnie mnie by robić to lepiej i lepiej. Nieustannie prowadzimy dysputy na temat różnych rodzajów ostrości, maślistości czy głębi smaku zakwasowego chleba.
Masz swoje kulinarne guru?
Mam mistrza chlebowego. Jest nim Jeffrey Hamelman, autor książki "Bread" znanej wszytkim domowym piekarzom. Ponad rok temu byliśmy u niego z mężem na lekcji i odtąd wymieniamy się piekarniczymi wrażeniami, Mistrz służy nam radą. Programów kulinarnych nie oglądam, bo nie ma telewizora. O przepraszam, oprócz jednego: programów Hestona Blumethala, te uwielbiam. Bardziej za pomysłowość i dowcip, niż za same przepisy, raczej nie do odtworzenia w domu. A czołówka to po prostu majstersztyk. Lubię wszystkich autorów moich kulinarnych ksiąg. Ostatnio zgłębiam książkę Davida Changa szefa nowojorskich restauracji i barów pod wspólnym szyldem Momofuku. Podoba mi się jego samozaparcie i otwartość w doborze ingrediencji. Podziwiam też
francuskich cukierników, ale brak mi zdolności manualnych do odtwarzania ich dzieł.