Kolekcjonerka smaków, która ma słabość do książek kucharskich. Z powodzeniem sama mogłaby zostać autorką jednej z nich, oto Małgorzata Minta i jej blog Minta Eats.
Czy nie uważasz, że życie bez deserów byłoby bez sensu? Bez tej kropki nad i? Gdy odwiedzam nową restauracje, lekturę menu zaczynam od karty deserów. A szykując się do podróży, staram się zawczasu zlokalizować warte odwiedzenia piekarnie i cukiernie i namierzyć lokalne specjalności. Jak Wiedeń, to koniecznie strudel z jabłkami dosmaczonymi cynamonem. Włochy - panna cotta i cantucci moczone w słodkim winie. Francja - pain au chocolat jedzony na śniadanie z miseczką cafe au lait. Każdy pasuje na inna okazję - pełne orzechów i czekolady ciacho jak nic sprawdzi się przy lekturze książki pod kocem, a eklerki - jako uwieńczenie wykwintnej kolacji. Muszą być wyważone, nie obezwładniać, nie przytłaczać. A jedynie dodawać życiu tyle słodyczy, ile trzeba - zachęca Małgorzata Minta, autorka bloga Minta Eats.
Sałatka ze szparagami i kaszą jęczmienną
Do sezonu szparagowego mamy jeszcze co prawda nieco czasu, ale ja już wyczekuje na niego z wytęsknieniem. Uwielbiam szparagi - i białe i zielone. Zgrillowane na patelni, polane oliwa i posypane parmezanem. Albo lekko podgotowane i podane z poszetowanym jajkiem i gruba solą. Tu występują razem z moim innym, bardzo lubianym składnikiem - kaszą jęczmienną.
Składniki:
1 pęczek zielonych szapargów
200 g kaszy jęczmiennej perłowej
2 małe dymki
oliwa z oliwek
sok z połowy cytryny
biały, świeżo zmielony pieprz
sól morska
ewentualnie – połówka awokado
W garnku zawrzeć wodę, dodać 1 łyżeczkę soli, wsypać kaszę i gotować ok. 15 minut. Szparagi, jeśli trzeba, obrać., odłamać przeschnięte końcówki. Ugotować w garnku na parze (tak żeby były jeszcze nieco al dente).
Ugotowaną kaszę odcedzić, chwilę potrzymać do odcieknięcia, przełożyć do miski.
Dymkę pokroić w piórka lub cieniutkie plasterki.
Awokado – jeśli dodaje – pokroić w kostkę i skropić sokiem z cytryny.
Szparagi pokroić w ok. 1-1,5 cm kawałki, zostawiając dłuższe kawałki z główkami do dekoracji.
Wymieszać kaszę z pozostałymi składnikami, polać oliwą, skropić sokiem z cytryny, dodać sól i pieprz.
WARIACJA: zamiast kaszy można dodać makaron orzo
Tarta z gruszkami i kremem migdałowym
To klasyczna, ale w swej klasyce genialna kompozycja smaków i faktur - jest słodki, migdałowym krem, soczyste gruszki, kruche ciasto. Mały trick - nacinając gruszki przed pieczeniem sprawimy, że ciasto będzie się prezentować naprawdę ciekawie.
Na ciasto:
2 szklanki mąki pszennej
125 g zimnego masła
3 łyżki cukru
1/2 łyżeczkie esencji migdałowej
szczypta soli
zimna woda lub łyżka kwaśnej śmietany (jeśli ciasto będzie zbyt suche)
Na nadzienie:
1/2 szklanki cukru
100 g miękkiego masła
3 jajka (średnie)
1 łyżeczka amaretto
100 g białej czekolady, startej na tarce
1 szklanka migdałów, zblanszowanych i dokładnie zmielonych
szczypta soli
4 małe gruszki
Przygotuj ciasto: przesiej do miski mąkę z cukrem i solą, dodaj pokrojone w kawałki masło i esencję migdałową. Przesiekaj, by powstały kruszyny. Zagnieć ciasto, uformuj w kulę, zawiń w folię spożywczą i odstaw do lodówki na min. 30 minut.
Nagrzej piekarnik do 180 stopni.
Wyjmij ciasto na omączony blat, rozwałkuj i wyłóż nim foremkę do tarty (o średnicy 23 cm. Obetnij ciasto przy krawędziach foremki, ponakłuwaj widelcem spód (jeśli masz kulki do pieczenia lub suchą fasolę, wyłóż ciasto pergaminem i wysyp na wierzch kulki lub ziarna – dzięki temu ciasto nie urośnie podczas pieczenia).
Piecz ciasto ok. 10 minut. Wyjmij z piekarnika.
Przygotuj nadzienie: W misce utrzyj masło z cukrem na puszystą masę. Dodawaj jajka, po jednym na raz, a potem amaretto. Dodaj migdały, cukier, startą czekoladę oraz szczyptę soli.
Gruszki obierz, przekrój na pół, wytnij gniazda nasienne, a następnie ponacinaj na wierzchu.
Nadzienie przełóż do podpieczonej foremki, rozprowadź, by równo pokryło jej dno. Na wierzchu ułóż gruszki.
Piecz ok. 40 minut, aż wierzch nadzienia się zezłoci.
Biscotti z migdałami i suszonymi figami
Te ciasteczka kojarzą się z instytucja proszonej herbatki. Filiżanka z porcelany, w niej kawa lub gęste espresso, a obok biscotti. Nic tylko moczyć ciasteczko w herbacie i plotkować o błahostkach.
Składniki:
1 i 3/4 szklanki (220 g) mąki pszennej
1/2 szklanki (100 g) jasnego, brązowego cukru
3 jajka
1/4 łyżeczki soli
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
1 płaska łyżeczka cynamonu
1 szklanka fig, posiekanych
3/4 szklanki migdałów, posiekanych
Nagrzej piekarnik do 165 stopni Celsjusza. Wyłóż pergaminem blaszkę do pieczenia.
Do miski przesiej mąkę z proszkiem do pieczenia, solą i cynamonem.
W drugiej misce ubij jajka z cukrem na puszystą, jasną masę. Stopniowo dodaj suche składniki i wymieszaj. Na koniec dodaj bakalie.
Ciasto podziel na dwie części. Z każdej uformuj podłużny, spłaszczony „bochenek”, o wysokości ok. 2-3 cm.
Pamiętaj o zachowaniu odstępu między „bochenkami” – ciasto znacznie urośnie w piekarniku!
Włóż ciasto do piekarnika i piecz ok. 20 minut.
Wyjmij z piekarnika i zostaw do ostudzenia na 10 minut. Zmniejsz temperaturę w piekarniku do 150 stopni Celsjusza.
Pokrój przestudzone bochenki na kromki o grubości ok. 1 cm i rozłóż na blaszce.
Piecz przez 5 minut, po czym przewróć na drugą stronę i piecz dodatkowe 5 minut.
Ostudź na kratce. Biscotti najlepiej przechowywać w szczelnej puszcze. Ale pewnie nie będzie co przechowywać.
Pomarańczowa Panna Cotta
Lubię proste desery, takie jak np. panna cotta. Kremowa, upstrzona ziarenkami wanilii sprawdzi się i jako deser na co dzień i jako zakończenie wykwintnej kolacji.
Składniki:
1 duża pomarańcza
250 ml śmietany kremówki
250 ml mleka
1 łyżka likieru Grand Marnier lub Cointreau (opcjonalnie)
1 laska wanilii
75 g cukru
3 listki żelatyny (lub ilość żelatyny w proszku odpowiednia dla 500 ml
płynu)
Żelatynę w płatkach włóż do miseczki z zimną wodą i zostaw do namoczenia. Pomarańczę dokładnie umyj pod ciepłą wodą i wytrzyj ściereczką. Zetrzyj skórkę (1 łyżeczka) i wyciśnij sok z pomarańczy. Do rondelka wlej mleko, śmietanę, sok z pomarańczy. Dodaj cukier, skórkę
z pomarańczy, ziarenka wyskrobane z laski wanilii, jak i i samą łupinę. Podgrzewaj na małym ogniu, aż płyn zacznie się podnosić (nie dopuść do zawrzenia śmietanki!). Zdejmij z ognia, oddaj likier, jeśli masz ochotę i przelej przez sitko do wysokiego dzbanka (będzie łatwiej nalewać panna cottę do indywidualnych foremek czy miseczek). Odciśnij w dłoni żelatynę z wody, dodaj do podgrzanej śmietanki i dokładnie wymieszaj, by żelatyna się rozpuściła. Przelej równe porcje masy śmietankowej do naczyń, w których chcesz podać panna cottę, odstaw do przestudzenia, a potem włóż do lodówki, do całkowitego stężenia.
Przed podaniem włóż foremki z panna cottę na chwilę do ciepłej wody, a potem przełóż deser na talerz. Panna cottę możesz tez podać w małych słoiczkach, ozdobioną marmoladą pomarańczową.
Choć jest wymieniana jednym tchem z tiramisu, chyba żyje nieco w jego cieniu. W końcu nie jest tak skomplikowana, tak bogata, nie kusi biszkoptami nasączonymi likierem.
Rozmowa z Małgorzatą Mintą, autorką bloga Minta Eats
Od jak dawna Pani bloguje i skąd pomysł na blogowanie?
Blog kulinarny to jeden z ubocznych efektów moich zainteresowań kulinariami. Lubię jeść, lubię gotować, lubię słuchać i czytać o jedzeniu, zwyczajach kulinarnych, składnikach. Aby to, co ugotowane, zjedzone, przeczytane, podpatrzone nie przepadło w zakamarkach pamięci czy dysku komputera, postanowiłam gdzieś to spisywać. A blog to notatnik, który można zabrać ze sobą wszędzie i dzięki któremu można poznać inne osoby o podobnych zainteresowaniach. W porównaniu z innymi, Minta Eats to młodziutki blog, tak na poważniej prowadzę go od półtora roku. Mam jeszcze wiele do nauczenia, ale ta nauka jest ciekawa i zwykle bardzo smaczna.
Co gotowało się u Pani w domu?
Gdy ktoś mnie pyta, kiedy samodzielnie przygotowałam pierwsze danie, mówię - nie wiem. Bo kuchnia zawsze była sercem domu i ściągała domowników czy gości niczym magnes. Dla nikogo w domu gotowanie ie było przykrym obowiązkiem. Każdy z domowników miał czy ma swoją specjalność, w której jest najlepszy. Babcia to mistrzyni pierogów, zwłaszcza ruskich, z dużą ilością pieprzu i cebulki i nikt nigdy nawet nie próbował jej tego tytułu odbierać. Dziadek to mistrz przetworów słodkich i pikantnych, naleśników i placków ziemniaczanych, a swego czasu - domowych, wędzonych w aromatycznym dymie wędlin. Mama to królowa dań kuchni francuskiej, a jej pavlova jest absolutnie bezkonkurencyjna i nie ma osoby, która nie uległa by jej czarowi.
Dorastałam w domu z dużym ogrodem, w którym prócz kwiatów rosły warzywa, owoce, zioła. Domowe menu zmieniało się wraz z porami roku - sezon zaczynał się od rzodkiewek, potem był szczypiorek, młoda sałata. Na Dzień Matki wypatrywałam pierwszych truskawek, a potem zaczynała się owocowo-warzywna orgia. W lecie jadalnia często przenosiła się do ogrodu - bo gdzie lepiej będą smakować ziemniaczki obsmażone w maśle z koperkiem i zsiadłym mlekiem, chłodnik czy pierogi z wiśniami.
A zamiast kolacji zjadało się miskę brzoskwiń i śliwek. Po maliny i papierówki chodziło się na nieco zarośniętą działkę, która w oczach kilkuletniego dziecka przypominała dżunglę i wzbudzała dreszczyk podniecenia, miłego zaniepokojenia. Późne lato i jesień to był czas przetworów - kompotów, dyni w occie, przecierów pomidorowych dosmaczonych pikantna papryką. Wyciągane w zimowe dni przypominały, że niedługo znowu będzie ciepło i będzie można zasiać nowe grządki groszku.
Jaką kuchnię Pani preferuje - gotować i konsumować?
Każdy rodzaj dań czy kuchni ma nieco inną moc nadaje się na inny nastrój, inny dzień. Gdy jestem zestresowana, chcę się wyciszyć i ukoić nerwy, wówczas sięgam po słodkie wypieki. Im bardziej skomplikowany tym lepiej, bo wymaga większej koncentracji, spokoju i zimnej krwi. Lubię podejmować kulinarne wyzwania – takie jak np. croissanty z domowego, robionego od zera ciasta francuskiego. Ale najbardziej lubię gotować dla innych, by potem słuchać śmiechów, rozmów i klekotu sztućców. A jeść? Gdybym miała wskazać jedną, ulubioną kuchnię to chyba – niezbyt oryginalnie – wybrałabym kuchnię włoską. Ta kuchnia ma w sobie mnóstwo dobrej energii - nieco krzykliwej, ale zdecydowanie pozytywnej. Lubię ją za prostotę i świeżość, za lekką nonszalancję, ale i wielki szacunek dla każdego składnika i tradycji. Za emocje, jakie towarzyszą gotowaniu i samej konsumpcji.
Jest też kategoria „dań specjalnych", taka kulinarna apteczka. Gdy w dzieciństwie nachodziły mnie smutki, mama robiła mi tosty francuskie. One pomagają zresztą do dzisiaj. Gdy brakuje mi energii, przygotowuje sobie owsiankę z miodem, orzechami i figami. Na pobudzenie dobry jej koktajl z bananów, świeżego soku pomarańczowego, imbiru i najlepiej jeszcze malin.
Mam też kilka rzeczy, bez których nie mogłabym żyć - to biały ser, jabłka (takie prawdziwe, smakujące jabłkiem, a nie plastikiem) i dobre masło. Kromka chleba z krupiąca skórka, zimnym masłem posypanym grubą solą - to jest to.
Skąd czerpie Pani kulinarne inspiracje?
Inspirację czerpię... zewsząd. To chyba odpowiedź najbliższa prawdzie. Na pewno z książek kulinarnych, do których mam wielką słabość i których – gdy ostatnio je liczyłam – mam ponad 300. Z wynajdywanymi w nich przepisami postępuje różnie - czasem stosuje je bez wprowadzania żadnych modyfikacji, a czasem jedynie podpatruje połączenie smaków i stosuję je w zupełnie innym daniu.
Regularnie zaglądam do sekcji kulinarnej New York Timesa, Guardiana, lubię czytać o nowych kulinarnych trendach, ciekawych ludziach czy restauracjach (gdy coś wyjątkowo przypadnie mi do gustu, robię telefonem zdjęcie potrawy i dodaje krótki opis)
Oczywiście są jeszcze blogi kulinarne, na które zaglądam nie tylko w poszukiwaniu przepisów, ale także czegoś dla oka (fotografie) i ducha (opowieści). Lubię Smitten Kitchen (www.smittenkitchen.com) za proste dania. Lubię Joy the Baker (www.joythebaker.com) za przezabawne historyjki, za pstrokate talerze i bourbon. Eat, Drink, Be Merry to ciekawe opowieści z podróży, lokalne smaki, obrazy z życia (dzięki temu blogowi na pewno kiedyś wybiorę sie do Portland) http://www.eatdrinknbmerry.com/ Helene Dujardin i jej Tartelette cenie nie tylko za potrawy, które zawsze maja w sobie dużo ciepła, ale tez wysmakowane zdjęcia i opowieści. Podobnie jest w przypadku Beatrice Peltre i jej Tartine Gurmande i www.latartinegourmande.com. No i jeszcze polskie blogi: „White Plate", „Kwestia Smaku", „Et si vous veniez manger chez nous?", „Eat after Reading". „Bea w Kuchni", „Ugotujmy.blogspot.com", „Kuchnia nad Atlantykiem", „Strawberries from Poland", „Around The Kitchen Table", „Every Cake You Bake", ..uff, mam nadzieję, o nikim nie zapomniałam.
Ulubiony smak z podróży?
Gdy wyjeżdżam gdzieś choćby na dwa dni , staram się - dosłownie - zakosztować nowego miejsca. Jeśli tylko mam czas, wybieram się na lokalny bazar, do hali targowej, szwendam po sklepikach, podglądam, co ludzie władają do koszyków w sklepie i wkładam to samo...A potem kończy się na walizce wypakowanej słoiczkami z musztardą i paczka cukru klonowego (Kanada), truflami (Włochy), ryżowymi słodyczami i makaronem udon (Japonia), foremkami do tart (USA). Z każda podróżą kojarzy mi się tez jakiś obraz, scena z jedzeniem w roli głównej. Np. z wakacjami w Bretanii, gdzie często jeździliśmy z rodzicami - kojarzy mi się bagietka z nutella i fromage frais, jedzona na plaży i crepes z jajkiem i camembertem. Z wakacjami w Toskanii - pizza kupowana na wagę jedzona na chodniku i borowiki, kupowane co drugi dzień od przydrożnego handlarza. Z wakacjami nad Bałtykiem - gofry z jagodami. I tak dalej. Zbieram te „pocztówki" i co jakiś czas przeglądam, żeby ich nie zapomnieć. Byłoby szkoda.
Fot. mmintafood.wordpress.com
"Blog ze smakiem" to inicjatywa We-Dwoje.pl, której celem jest prezentowanie sylwetek kulinarnych bloggerek i bloggerów oraz proponowanych przez nich przepisów. Jeśli prowadzisz kulinarnego bloga i chcesz zostać bohaterem naszego nowego cyklu, skontaktuj się z nami (m.kosakowska(at)we-dwoje.pl). Zachęcamy i życzymy wielu niepowtarzalnych kulinarnych inspiracji!