Jeden z pierwszych wpisów na jej blogu poświęcony był irlandzkiemu deserowi, piętnastkom, na które przepis dostała od koleżanek z pracy. A później przyszły następne i następne... Jak upiec ciasteczka piętnastki opowie Ewa Szlachta, autorka bloga Galangal - Życie ze smakiem.
Oto przepis na piętnastki, przepis, który popchnął mnie w stronę blogowania. To deser, który nauczyłam się robić w Irlandii, bajecznie prosty, bez pieczenia, niewymagający żadnych umiejętności cukierniczych, za to przepyszny i bardzo niegrzeczny. Dzieci uwielbiają te ciasteczka. Podaję wersję najprostszą, taką w jakiej piętnastki poznałam. Zachęcam jednak do dostosowania ich do swojego gustu, orzechy, bakalie, kandyzowane owoce - to wszystko stanowi doskonały dodatek. Nazwa wywodzi się stąd, że wszystkich podstawowych składników jest po piętnaście.
Składniki:
15 ciasteczek digestive
15 gąbeczek marshmallow
15 kandyzowanych wiśni
mała puszka mleka skondensowanego
opcjonalnie: wiórki kokosowe
Sposób przygotowania:
Ciasteczka rozgnieć, najłatwiej zrobić to wrzucając je do miski i tłukąc pałką do kremów. Do utłuczonych ciastek dodaj kandyzowane wiśnie i pokrojone gąbeczki marshmallow. Marshmallow bardzo kleją się podczas krojenia dlatego warto je porozcinać nożycami kuchennymi. Wymieszaj wszystkie składniki, dodaj najpierw połowę puszki mleka skondensowanego, a potem dolewaj stopniowo i tylko tyle aż ze składników da się uformować kulę. tą kulę podziel na dwie części, uformuj z nich wałki, które możesz obtoczyć wiórkami kokosowymi, zawiń każdy w folię spożywczą, odstaw na minimum godzinę do lodówki, aby stężały. Po tym czasie wyciągnij z lodówki, odwiń z folii i pokrój na kawałki... na piętnaście kawałków ściślej mówiąc. Piętnastki można też formować w kulki.
Rozmowa z Ewą Szlachtą, autorką bloga Galangal - Życie ze smakiem
Od jak dawna Pani bloguje i skąd pomysł na blogowanie?
Pierwszy wpis na moim blogu pojawił się dwa lata temu, szesnastego sierpnia, Galangal ... ma więc okrągłe dwa lata. Kiedy powstawał nie byłam wcale świadoma istnienia, już wtedy ogromnej, kulinarnej blogosfery, założenie bloga o jedzeniu nie było zatem realizacją żadnego pragnienia, powstał w wyniku splotu wydarzeń.
Mój mąż już wtedy od kilku lat prowadził, nieistniejący już dzisiaj, blog o sporcie. Chyba byłam trochę zazdrosna o czas, który spędza z komputerem i z przekory zaczęłam pisać blog o Irlandii Północnej, gdzie od sześciu lat mieszkamy. Jeden z pierwszych wpisów poświęcony był irlandzkiemu deserowi, piętnastkom, na które przepis dostałam od koleżanek z pracy. Robiąc ten pierwszy kulinarny wpis miałam już ochotę zrobić następny i następny, było przecież tyle irlandzkich ciekawostek do pokazania, ale kłóciłoby się to z koncepcją bloga. Mój mąż podsunął mi pomysł, żeby przepisy publikować na osobnym blogu. Tak powstał Galangal- Życie ze smakiem.
Już od pierwszego wpisu wiedziałam, że nie piszę go po to, żeby umieszczać na nim irlandzkie przepisy, że aby miał sens musi odzwierciedlać to co się naprawdę dzieje w mojej kuchni, musi być pamiętnikiem, osobistą książką kucharską i w końcu miejscem w którym będę się czegoś uczyła.
Jaką kuchnię Pani preferuje - gotować i konsumować?
Smaczną. Właściwie trudno byłoby mi wymienić rzeczy, których nie lubię. Kuchnia nie dzieli się, według mnie, na dobre i niedobre potrawy, tylko na dobrze i źle zrobione. Dobry balans w smaku potrawy to podstawa, niezależnie czy są to pierogi czy curry. Gdybym miała wymieniać kuchnie świata, które lubię to pewnie wymieniłabym wszystkie jakie do tej pory próbowałam. To nie znaczy, że nie mam swoich typów, ale dotyczą one rodzaju potraw a nie pochodzenia. Uwielbiam wszelkiego rodzaju kluski, pierogi, makarony, potrawy pikantne i pełne aromatycznych przypraw, świeże zioła i owoce: pierogi ruskie i włoskie tortellini, meksykańskie chili con carne i chiński stir-fry, marokański tażin i ... babcina szarlotka. W domu zawsze mam mąkę, zieleninę i chili.
Lubię poznawać nowe smaki i potrawy, lubię zmieniać to co już znam. Wyjątkami są tu oczywiście klasyki i tradycyjne dania z kuchni polskiej, te muszą być w smaku konsekwentne.
Skąd czerpie Pani kulinarne inspiracje?
Zewsząd, jestem jak gąbka, która od lat najmłodszych nasiąkała kulinarnymi inspiracjami. Kuchnia to było zawsze najbardziej interesujące miejsce w domu, nie tylko w rodzinnym, ale u babć, cioć i sąsiadów. Wiele najcieplejszych wspomnień to wspomnienia około kuchenne. Myślę, że wiele osób byłoby zaskoczonych gdyby wiedziało, że pamiętam ich najlepiej w skojarzeniu z potrawami i zapachami, lub z krajobrazem stołowym.
Wspomnienia, podróże, ludzie, literatura, programy kulinarne, krajobrazy, pogoda, rozmowy ... to wszystko są rzeczy z których czerpię inspirację, najczęściej jednak inspiruje mnie sam produkt. Idąc na zakupy przeważnie nie wiem po co się wybieram, dopiero na miejscu, w sklepie, kiedy widzę i dotykam rzeczy zaczynają przychodzić do mnie pomysły. Piękne, czerwone, pachnące pomidory, albo ładny świeży kawałek wołowiny, albo słoiczek z nieznaną dotąd przyprawą - to wszystko uruchamia jakieś połączenia nerwowe prowadzące do jakiegoś zakątku mojego mózgu w którym rodzi się większość moich dań.
Czy korzysta Pani z przepisów innych/ ogląda programy kulinarne?
Oglądam programy kulinarne, mam sporo książek kulinarnych, przeglądam blogi i serwisy internetowe poświęcone gotowaniu - są wielkim źródłem wiedzy o tym co i jak. To wszystko co oglądam i czytam podzieliłabym na dwie kategorie: inspirujące i uczące. Te pierwsze to te, które dostarczają pomysłów na łączenie smaków czy same dania; te drugie uczą dokładnie jak osiągnąć zamierzony efekt. Przepis na chili con carne napotkany na zaprzyjaźnionym blogu może mnie zainspirować do zrobienia tego dania, chociaż najprawdopodobniej ciut go zmienię według własnego upodobania, może spodobać mi się zdjęcie zupy z dyni, które zainspiruje mnie do zrobienia zupy ze słodkich ziemniaków; natomiast chcąc zrobić bechamel, upiec ciasto, czy ukręcic sos holenderski zawsze zajrzę do przepisu. Podobnie jest kiedy robię potrawy po raz pierwszy, staram się wtedy dokładnie śledzić przepisy. Muszę jednak przyznać się do tego, że korzystanie z przepisów sprawia mi pewne kłopoty, jest to umiejętność, której powoli nabywam.
Czy ma Pani swoje kulinarne guru?
Mam swoich ulubionych kucharzy, bardzo lubię ludzi o wyraźnym stylu w mowie i piśmie. Kuchnia to nie same przepisy, to zbiór opowieści, historii i anegdot, których bohaterami są nie tylko potrawy ale też ludzie. Kiedy oglądam i czytam właśnie te historie lubię najbardziej - dlatego tak lubię Ricka Steina, Darinę Allen, Nigela Slatera,The Hairy Bikers czy Valentine Warnera - kucharzy/bajarzy, ludzi których pasja jest zaraźliwa. Dużo się od nich nauczyłam. Jednak samo zamiłowanie do gotowania nie spłynęło na mnie za pomocą poświaty z telewizora, mam je w genach, większa więc w tym zasługa rodziców i dziadków niż Gutenberga, JL Bairda i Google.
Fot. galangal.blox.pl