Biorąc kredyt, najbezpieczniej pytać, ile będziemy musieli bankowi ostatecznie oddać. Tylko w ten sposób możemy poznać rzeczywisty koszt naszej pożyczki.
Przykładowo, biorąc 10 tys. zł w ING Banku Śląskim w ofercie „Pożyczka zimowa”, oddamy bankowi po dwóch latach 1400 zł więcej. Realne koszty kredytu wyniosą więc 14 procent, choć bank w reklamach podaje oprocentowanie 9,9 procent. Skąd różnica? Do oprocentowania trzeba jeszcze doliczyć prowizję. Dla porównania: 10 tys. zł pożyczone w Banku Zachodnim WBK w reklamowanym obecnie kredycie „15 pensji” będzie nas kosztować po dwóch latach spłacania kredytu dodatkowe 2140 zł. W zamian jednak maksymalna kwota kredytu jest osiem razy wyższa niż w ING BŚ.
Do droższych zaliczane są także reklamowane w telewizji „kredyty bomb(k)owe” udzielane przez SKOK-i, a to z powodu aż pięcioprocentowej prowizji od wysokości udzielonego kredytu i obowiązkowego wpisowego do 100 zł. Za to kredyt na podstawie dokumentów o naszych dochodach udzielany jest w SKOK-ach w godzinę.
Znając lęk klientów przed kruczkami, a także niechęć do biurokracji towarzyszącej udzielaniu kredytu, banki kuszą kartami kredytowymi. Bo z karty można korzystać wielokrotnie, bez konieczności gromadzenia za każdym razem zaświadczeń o zarobkach. Ale trzeba pamiętać, że kredyt zaciągany za pomocą karty zawsze jest wyżej oprocentowany niż gotówkowy. Średnio o dodatkowe trzy procent.
Do najtańszych pożyczek należą nie te okazjonalne, lecz zaciągane w ramach naszych rachunków oszczędnościowo-rozliczeniowych (zwłaszcza gdy mamy odnawialną linię kredytową), oraz ratalne kredyty udzielane w sklepach. Wiele sieci handlowych, zwłaszcza ze sprzętem AGD, RTV i materiałami budowlanymi, proponuje rozłożone na 10 rat kredyty bez prowizji i odsetek. Udzielają ich banki: Cetelem, Lukas, Sygma, GE Money. Trzeba tylko pamiętać, by podpisując w sklepie umowę, sprawdzić, czy nie ma żadnych dodatkowych kosztów, a ewentualne opłaty manipulacyjne pokrywa sieć handlowa. Sklepy są w stanie wynegocjować z bankami korzystniejsze warunki kredytowania dla swoich klientów i decydują się na pokrycie kosztów, bo dzięki sprzedaży ratalnej wypychają towar i zwiększają swój obrót. Przy takich kredytach rzeczywiście płacimy za towar tyle, ile wynosi cena, tyle że rozłożona na 10 rat. – Takie kredyty to najtańszy sposób na zakupy, także w okresie świątecznej gorączki. Pod jednym warunkiem – nie wolno ani o dzień spóźnić się ze spłatą raty, bo wówczas naliczane są bardzo wysokie odsetki – ostrzega Macierzyński.
Aleksandra Pawlicka