Reklama

W moim domu zawsze było cicho. Nie dlatego, że byliśmy spokojną rodziną – raczej dlatego, że nikt nie miał już siły się kłócić. Kiedy ojciec odszedł, wszystko, co mogło być powiedziane, zostało wypowiedziane w pierwszych miesiącach po jego zdradzie. Potem matka zamknęła ten temat jak zakurzoną książkę i postanowiła, że nie będziemy do niego wracać.

Reklama

Byliśmy skłóceni

Tomek nauczył się traktować ojca jak wroga, Agnieszka reagowała na jego imię emocjonalnie, czasem płaczem, czasem wściekłością. A ja byłam tą rozsądną, która nie ocenia, tylko próbuje zrozumieć.

Może dlatego to mnie wciąż prześladowała myśl, że kiedyś musimy się pogodzić. Nie dla ojca, bo on nie zasługiwał na łatwe przebaczenie. Ale dla nas. Żebyśmy przestali żyć w cieniu przeszłości, żeby obiad przy jednym stole nie był czymś niemożliwym. I w końcu uznałam, że nadszedł ten moment.

Stół nakryłam starannie, jakbym miała udowodnić, że to nie będzie zwykły obiad. Kiedy patrzyłam na przygotowaną zastawę, czułam delikatne ukłucie strachu. Może to był błąd? Może nie da się naprawić tego, co zostało złamane? Ale potem usłyszałam dzwonek do drzwi.

Agnieszka weszła pierwsza, niosąc deser, który obiecała przygotować. Tomek zaraz za nią, z telefonem w dłoni, jakby chciał się upewnić, że nie traci czasu na coś niepotrzebnego. Matka przyszła ostatnia, przywitała mnie spojrzeniem, które mówiło: „Po co to wszystko?”.

Usiedliśmy. Rozmowa toczyła się z wysiłkiem, jakbyśmy byli obcymi ludźmi, których ktoś posadził razem przy stole. Ale byliśmy rodziną. Tylko jak długo można nią być, kiedy przez lata unika się najważniejszych tematów?

Chciałam ich pogodzić

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.

– To pewnie kurier – powiedziałam, choć dobrze wiedziałam, kto to.

Tomek uniósł brew.

– Kto miałby jeszcze przyjść?

Odpowiedzią było skrzypienie drzwi. Do środka wszedł nasz ojciec. Zapadła cisza. Tomek zacisnął pięści. Matka wzięła głęboki oddech, jakby chciała powiedzieć coś ostrego, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Agnieszka patrzyła na ojca szeroko otwartymi oczami, a ja czułam, jak moja wizja spokojnego, rodzinnego obiadu rozpada się na kawałki.

– Co on tu robi? – syknął Tomek.

Ojciec stał w progu, niepewny, trochę zmieniony, jakby starzał się szybciej, niż powinien.

– Wiem, że nie powinienem… ale chciałem was zobaczyć. Porozmawiać.

Tomek rzucił widelec na talerz. Agnieszka nerwowo ścisnęła kieliszek wina. Matka spojrzała na mnie tak, jakby właśnie zrozumiała, kto odpowiada za tę sytuację.

Czułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

– Nie masz prawa tu być – powiedział Tomek, a jego głos był tak zimny, że aż mnie zmroziło.

Było mi przykro

Ojciec nie ruszył się z miejsca, nie próbował się bronić. Stał, jakby już się spodziewał takiej reakcji.

– Rozumiem, ale… chciałem was przeprosić. To, co zrobiłem, było błędem.

Agnieszka parsknęła gorzkim śmiechem.

– Błędem? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Zostawiłeś nas na lata, a teraz nagle sobie przypomniałeś, że jesteśmy twoją rodziną?

Matka odłożyła sztućce. Wiedziałam, że to oznacza koniec jej cierpliwości. Wstała i powiedziała cicho, niemal bez emocji:

– Nie mam na to siły.

Nie spojrzała na ojca, nie rzuciła mu w twarz żadnego oskarżenia. Po prostu wyszła, zostawiając za sobą martwą ciszę.

Ojciec westchnął, jakby ta reakcja bolała go najbardziej. Może naprawdę liczył na coś innego? Może myślał, że wystarczy, jeśli powie kilka słów i wszystko wróci do normy? Tomek oparł się dłońmi o stół, jego knykcie pobielały od siły, z jaką ściskał blat.

– Myślisz, że kilka słów załatwi sprawę? – Jego głos był cichy, ale napięcie w nim narastało. – Gdzie byłeś, kiedy matka płakała po nocach? Kiedy Agnieszka miała operację? Kiedy Wioleta broniła dyplomu?!

Byli wściekli

Ojciec nie miał dobrej odpowiedzi.

– Wiem, że zawiodłem… ale proszę, dajcie mi szansę.

– Szansę?! – wtrąciła się Agnieszka.

Nagle wstała i zanim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, gwałtownym ruchem wylewa całą lampkę czerwonego wina na ojca. Czerwona plama rozlała się na jego koszuli, skapując powoli na podłogę.

– To za lata, których już nie naprawisz – powiedziała, a jej głos drżał.

Ojciec nawet nie drgnął. Stał tam w mokrej koszuli, z wyrazem twarzy, którego nie umiałam rozszyfrować. Może wstyd, może żal, a może po prostu pogodzenie się z tym, że jest dla nas nikim. Tomek spojrzał na mnie, a w jego oczach była tylko wściekłość.

– To wszystko twoja wina – warknął.

– Tomek… – zaczęłam, ale on już mnie nie słuchał.

– Po co go tu sprowadziłaś?

– Chciałam tylko… żebyśmy byli rodziną.

– Rodzina? – powtórzył, a jego usta wykrzywiły się w smutnym uśmiechu. – Nie ma już żadnej rodziny.

Po kolei zaczęli wychodzić. Tomek pierwszy, trzaskając drzwiami. Agnieszka chwilę później, zaciskając usta tak mocno, jakby chciała powstrzymać się od płaczu. Ojciec stał jeszcze przez moment, ale potem też odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.

Nie słuchali mnie

Zostałam sama przy stole. Patrzyłam na rozlane wino. W ciemnym świetle wyglądało jak plama krwi.

Wieczór dłużył się niemiłosiernie. Siedziałam w salonie, gapiąc się w przestrzeń, jakby coś miało się wydarzyć, jakby ktoś miał wrócić i powiedzieć, że to wszystko było tylko złym snem. Wino na obrusie zdążyło zaschnąć, a talerze na stole stały nietknięte. Usłyszałam ciche kroki.

Odwróciłam się i zobaczyłam ojca. Wciąż miał na sobie tę poplamioną koszulę, ale teraz wyglądał na jeszcze bardziej przygnębionego.

– Przepraszam – powiedział. – Nie chciałem zepsuć wszystkiego.

– To nie twoja wina – westchnęłam. – Chyba po prostu za długo byliśmy osobno.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Czy ty… możesz mi wybaczyć?

Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przez lata wyobrażałam sobie ten moment. Wydawało mi się, że kiedy już tu stanie i powie, że żałuje, to wszystko nagle stanie się prostsze. Że poczuję ulgę. Ale jedyne, co czułam, to pustkę.

– Nie wiem – przyznałam szczerze.

Ojciec kiwnął głową, jakby się tego spodziewał.

Był zawiedziony

– Rozumiem – powiedział cicho, a potem po prostu wyszedł.

Zostałam sama.

Następnego dnia rano zobaczyłam wiadomość od Tomka. „Nie dzwoń do mnie przez jakiś czas.” Dzwoniłam do Agnieszki, ale nie odbierała. Matka zamknęła się w pokoju. Pojednanie, o które tak walczyłam, przyniosło odwrotny skutek. Nie uratowałam rodziny. Rozbiłam ją jeszcze bardziej.

Mijały dni, a w moim telefonie panowała głucha cisza. Tomek nie odbierał, Agnieszka nie odpisywała. Matka wciąż unikała rozmów, zamykała się w swoim pokoju albo wychodziła na długie spacery, z których wracała z twarzą tak samo nieprzeniknioną jak zawsze. W naszym domu znów zapadła ta ciężka, duszna cisza, która przez lata stała się codziennością.

Ojca też już nie było. Nie zadzwonił, nie próbował się skontaktować. Może zrozumiał, że nie ma do czego wracać. Może dał za wygraną. A może po prostu nie chciał już więcej ranić nas ani siebie.

Wciąż zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy źle wybrałam moment? Czy zbyt wiele oczekiwałam? Czy naprawdę wierzyłam, że jeden wieczór wystarczy, żeby odbudować coś, co rozpadło się na kawałki wiele lat temu?

Obrazili się

Pewnego wieczoru, zupełnie bezmyślnie, wpisałam numer Tomka i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Po drugiej stronie długo było cicho, ale nie rozłączył się.

– Nie mam ci nic do powiedzenia – usłyszałam w końcu jego zmęczony głos.

– Tomek…

– Nie rozumiesz? To koniec. Każdy z nas poszedł swoją drogą. I nie ma sensu na siłę sklejać czegoś, co już nie istnieje.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszałam sygnał zakończonej rozmowy. Tamtego wieczoru po raz pierwszy dopuściłam do siebie myśl, że może on miał rację. Może niektórych rzeczy nie da się naprawić. Może nie każda rodzina jest w stanie się pojednać. Może niektóre więzy są zbyt kruche, by przetrwać próbę czasu.

Wioleta, 29 lat

Reklama

Czytaj także:
„Kolega stosował zagrywki na podryw rodem z przedszkola. Zamiast powiedzieć, czego chce, to bawi sie w szarady”
„Na 40. urodziny dostałam od męża krem na zmarszczki. Z deski do prasowania ucieszyłabym się bardziej”
„Kuzynka ciągle na wszystko narzeka. Nie rozumiem, bo przecież zgarnęła spadek po wujku i żyje jak pączek w maśle”

Reklama
Reklama
Reklama