„Związałam się z mężczyzną po trzech rozwodach. Byłam głupia! Powinnam była uciekać, gdzie pieprz rośnie!”

Związałam się z mężczyzną po trzech rozwodach fot. Adobe Stock, Paolese
Zastanawiałam się, co takiego jest w tym mężczyźnie, że tak mi się podoba. Jest przystojny? To fakt. Budzi zaufanie? Tak, choć kobieta, która pozna jego historię, powinna uciekać przed nim na koniec świata.
/ 23.09.2021 13:26
Związałam się z mężczyzną po trzech rozwodach fot. Adobe Stock, Paolese

Gdy poznałam historię jego życia, pierwsze co mi przyszło do głowy, to ucieczka. Tak kazał mi rozsądek. Ale serce krzyczało: to facet z twoich snów!

Od naszego pierwszego spotkania minęło siedem lat. To dużo i mało. Siedzę w tej samej knajpce, przy tym samym barze, i wspominam...

To było letnie popołudnie

Czekałam w pubie na kogoś, dziś już nawet nie pamiętam na kogo. Obok pochylony nad kuflem piwa siedział samotnie przystojny mężczyzna po pięćdziesiątce i smutno wpatrywał się w kąt sali.

Zaciekawiona podążyłam za jego wzrokiem – przy stoliku pod ścianą siedziała para zakochanych trzydziestolatków. Roześmiani, wpatrzeni w siebie. Mężczyzna patrzył na nich jak zahipnotyzowany, a na jego twarzy malował się ból. Pomyślałam z rozbawieniem, że to chyba ojciec śledzi córkę. Był uosobieniem wszystkich cech, których od dawna szukałam w mężczyźnie: wysoki, barczysty, o pięknych mocnych dłoniach, inteligentnej twarzy i szpakowatych włosach. Gustownie ubrany, zauważyłam, że jak na pięćdziesięciolatka „nosił się młodo”.

Miałam jednak wrażenie, że jest jakiś zaniedbany, przemęczony. Para w kącie sali zaczęła zbierać się do wyjścia, mój sąsiad poruszył się, przywołał barmana. Nie chciałam, żeby wyszedł, zanim nie dowiem się o nim czegoś więcej. Bardzo mi się podobał.

– To córka? – spytałam i w tym samym momencie zrozumiałam, że palnęłam głupstwo.

– Nie. Dziewczyna, matka mojego najmłodszego dziecka – odpowiedział i przyjrzał mi się uważnie. – Zostawiła mnie dla tego faceta. No, ale powinienem się tego spodziewać. Jest w jej wieku, a ja mógłbym być jej ojcem, więc aż tak bardzo się pani nie pomyliła.

– Przepraszam za wścibstwo, ale chciałam jakoś nawiązać rozmowę, czekam na kogoś i głupio się czuję tak sama przy barze. Dotrzyma mi pan towarzystwa jeszcze przez chwilę?

– Z przyjemnością, nigdzie się nie spieszę, właściwie to się nawet dobrze składa. Chyba bardziej niż pani potrzebuję teraz towarzystwa. A może zechce mnie pani wysłuchać? Tego też bardzo potrzebuję.

Tak poznałam długą historię miłości… do trzech kobiet, a rozmowa, która trwała parę godzin, na zawsze odmieniła jego i moje życie.

Zośka – pierwsza miłość

Poznali się na studiach, była na drugim roku, on na ostatnim. Wesoła, zawsze otoczona wianuszkiem kolegów. Właściwie nie wiadomo, kiedy się uczyła, bo królowała na wszystkich studenckich imprezach. Jednak sesję zawsze zaliczała na czas, była albo tak zdolna, albo zaradna.

Kiedy postawiła przed sobą jakiś cel, osiągała go, nie zważając na przeszkody. Markowi imponowała siłą charakteru i zachwycała go urodą. Zakochał się bez pamięci. Gdy tylko skończył studia, oświadczył się. Był dobrą partią – miał własną kawalerkę i właśnie zaczął pracę na uczelni. Nic dziwnego, że Zośka nie wahała się ani przez moment. Małżeństwo nie zmieniło jej stosunku do życia.

Nie chciała się wcielić w rolę przykładnej żony nawet wtedy, gdy zaszła w ciążę. Zaczęli się kłócić, bo Zośka, mimo że spodziewała się dziecka, nadal imprezowała, piła, odpalała papierosa od papierosa. Marek martwił się o zdrowie maleństwa. Kiedy synek przyszedł na świat, okazało się, że nie rozwija się prawidłowo, że jest opóźniony.

Wymagał więcej troski, ale Zośka miała inne priorytety. Co prawda wzięła na dziecko urlop dziekański, ale czas wolny od zajęć spędzała z… przyjacielem rodziny. Marek dowiedział się o tym, gdy pewnego dnia niespodziewanie wrócił wcześniej z pracy i zastał żonę z kochankiem. Synek leżał w łóżeczku dwa metry od tapczanu, na którym mama z wujkiem byli tak sobą zajęci, że nie usłyszeli otwieranych kluczem drzwi. Pierwsza miłość Marka zakończyła się wielkim zawodem i rozwodem. Zośka zostawiła nie tylko jego, ale i niepełnosprawnego syna.

Marysia – druga miłość

Marek długo nie mógł się pozbierać po rozwodzie. Ilekroć otwierał drzwi mieszkania, przed oczami pojawiał się obraz żony w objęciach przyjaciela. Koszmar. Znalazł więc pracę w innej części kraju, kawalerkę wynajął, zabrał ze sobą synka i zaczął nowe życie.

Pisał doktorat. Żeby zarobić na opiekunkę i przyzwoite warunki dla dziecka, oprócz zajęć na uczelni, łapał każdą możliwą pracę dorywczą. Wynajął pokój w pensjonacie na peryferiach miasteczka. Piękna okolica, las, jezioro sprzyjały regeneracji zszarganych nerwów. Wkrótce zwrócił uwagę na pracującą w recepcji śliczną, młodą kobietę.

Ona zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. Był spełnieniem jej marzeń. Wiedziała, że jest mężczyzną po przejściach, sam wychowuje niepełnosprawnego synka, ale serce nie sługa. Cierpliwie zdobywała jego zaufanie, przyjaźń, wreszcie miłość. Marek pokochał po raz drugi. Marysia była przeciwieństwem Zośki.

Ciepła, opiekuńcza, można powiedzieć, że matkowała nie tylko Piotrusiowi, ale i Markowi. Wzięli ślub. Postanowili wrócić do Warszawy, bo mama Marka wymagała opieki. Marysia cieszyła się, że wreszcie wyrwie się do stolicy. Zamieszkali ze starszą panią w jej pięknym mieszkaniu w samym śródmieściu. Marek wrócił na uczelnię, obronił doktorat. Marysia zajęła się domem, teściową i Piotrusiem. Wkrótce urodziła im się córka. Marek wreszcie miał prawdziwy dom, idealną żonę i czas na karierę naukową.

Marysia gotowała obiady, prała i prasowała mężowskie koszule, była troskliwą matką, również dla nieswojego, ułomnego dziecka. Rodzinna sielanka trwała. Marek kochał i wreszcie był kochany. Niestety życie pisze niespodziewane scenariusze. Kilkanaście lat po ślubie, gdy córka była w liceum, a syn był pełnoletni, pojawiła się ta trzecia. Ją też pokochał.

Hanka – trzecia miłość

Studentka, niewiele starsza od jego córki, za to od niego młodsza o 25 lat. Poznali się na uczelni. Blondynka o długich nogach, dużym biuście i niebieskich oczach. Przychodziła na jego dyżury, zapisała się na jego zajęcia. Patrzyła na niego z podziwem, słuchała z zaciekawieniem. Może to wina wieku (był przecież po czterdziestce), może pragnienie, żeby znów być podziwianym, w każdym razie zachwyt w jej oczach sprawiał mu dawno zapomnianą przyjemność.

Znajomość ze studentką rozwijała się nie tylko na polu naukowym, spotykali się po zajęciach, najpierw na mieście, potem w kawalerce, którą przestał wynajmować, żeby mieli się gdzie podziać. Słodko patrząc mu w oczy, mówiła o tym, jak go podziwia, że jest dla niej najważniejszy. Zakochał się jak sztubak. Był dumny, że wciąż spełnia się jako mężczyzna i że dziewczyna młodsza o pokolenie woli go od swoich rówieśników – młodych, wysportowanych.

Wierzył, że Hanka zakochała się w nim miłością czystą i prawdziwą. Wkrótce zaczął pomagać jej w nauce, a nawet pisać za nią prace semestralne. Romans kwitł, dziewczyna miała coraz mniej czasu na naukę, prosił więc kolegów, by podczas egzaminów patrzyli na nią łaskawszym okiem. Nie czuł się z tym dobrze, bo dla niej łamał swoje zawodowe zasady. Dotąd był prawym, uczciwym, ambitnym człowiekiem.

Miał wyrzuty sumienia, ale nie potrafił oprzeć się wdziękom młodej, ponętnej dziewczyny. No i oszukiwał żonę. Problem stał się poważny, gdy Hanka zaczęła naciskać, by się rozwiódł. A on kochał je obie! Były swoim przeciwieństwem. Marysia ciepła, oddana, dobrze mu znana, troszczyła się o niego jak nikt dotąd. Hanka chłodna, ambitna, intrygująca, wymagająca, to on troszczył się o nią jak nigdy o nikogo.

Marysię kochał jak żonę, Hannę jak kochankę, pragnął jej, przy niej czuł się, jakby znowu miał dwadzieścia parę lat. Próbował jej tłumaczyć, że Marysia wychowała jego niepełnosprawnego syna i zajmuje się nim do dziś, że córka niedługo będzie zdawać maturę. Argumenty trafiały w próżnię.

Wreszcie Hanka wysunęła swój argument, nie do przebicia – była w ciąży

Kiedy urodził się syn, Marek postanowił odejść od żony dla dobra nowo narodzonego dziecka. Obiecał rodzinie pomoc i miłość, ale i tak czuł się podle. Nadal przecież kochał obie kobiety i, jak twierdził, decyzja o odejściu była dla niego niezwykle trudna. Wzięli ślub, zamieszkał z nową rodziną w kawalerce, która dotąd była miejscem ich intymnych spotkań. Warunki nie sprzyjały miłosnym uniesieniom.

Synek płakał po nocach, Hanka to nie Marysia, więc bez skrupułów go budziła, gdy trzeba było małemu zmienić pieluchę. Dzięki znajomościom Marka skończyła studia i dostała pracę na uczelni. Zajmował się synkiem, bo ona zbierała przecież materiały do pracy doktorskiej.

„Czego się nie robi dla miłości?” – myślał i dumny prezentował syna współpracownikom, którzy cichcem się z niego podśmiewali.

Sielanka nie trwała długo, bo gdy tylko Hanka usamodzielniła się naukowo i zawodowo, skierowała swoje uczucia na przystojniaka w swoim wieku.

Wycisnęła Marka jak cytrynę

Zastanawiałam się, co takiego jest w tym mężczyźnie, że tak mi się podoba. Jest przystojny? To fakt. Budzi zaufanie? Tak, choć kobieta, która pozna jego historię, powinna uciekać przed nim na koniec świata. Pomyślałam: „ratuj się, kto może” i wciąż siedziałam wpatrzona w niego jak w obraz.

Zafascynowana, zastanawiałam się, czy jest naiwny, czy może po prostu głupi. Jak mógł być tak okrutny dla żony, która poświęciła dla niego najpiękniejsze lata, zajmowała się jego matką i opóźnionym w rozwoju synem. Myślałam też wtedy z satysfakcją, że od Hanki dostał zasłużoną nauczkę. Był kompletnie załamany. Odszedł z uczelni, bo nie mógł patrzeć na Hanki szczęście i sukcesy, które osiągnęła, wspinając się po jego plecach. Był przegrany na całej linii. A mimo to coś mnie do niego ciągnęło.

Umówiliśmy się następnego dnia i jeszcze wiele razy. Serce mówiło mi, że to ON, miłość mojego życia, a rozsądek ostrzegał. Całymi godzinami przekonywałam siebie, że trzy kobiety to nic takiego, że może już się wyszalał i ze mną będzie do końca. Wie przecież, że skrzywdził Marysię, mówił, że ma wyrzuty sumienia, więc mnie na pewno nie zostawi.

Pokochałam go na przekór rozsądkowi. Pewnie chciałam też wygrać z poprzedniczkami. Być czwartą i ostatnią!

Wkrótce wzięliśmy ślub

Marek okazał się spełnieniem moich pragnień, był opiekuńczy, troskliwy, każdego dnia dawał mi odczuć, że jestem dla niego najważniejsza. Z każdym kolejnym rokiem utwierdzałam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam, wychodząc za niego za mąż. Jednak niepokój o przyszłość pozostał, jakiś podświadomy lęk, że zostanę sama.

Tego roku, gdy na Wielkanoc spotkaliśmy się w szerszym rodzinnym gronie, Marek powiedział mojej siostrze:

– Joanna to moja największa miłość. Żałuję, że przyszła tak późno. Cóż mogę jej dzisiaj dać, prócz siebie, starzejącego się faceta? Wie o mnie wszystko, a mimo to kocha. Chciałbym zasłużyć na tę miłość. Nigdy jej nie opuszczę.

Nie dotrzymał słowa. Odszedł. Ale nie do kolejnej kobiety, czego tak się obawiałam. Zupełnie niespodziewanie zabrało mi go przeznaczenie. Choroba. Śmierć. 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA