Lubiłam Zuzę. Dobrze się bawiłam w jej towarzystwie. Lubiłam patrzeć, jak okręca sobie mężczyzn wokół małego palca. Dopóki nie zabrała się za okręcanie... mojego męża!
Gdy dzieciaki były młodsze, w ferie jeździliśmy całą rodziną w góry. Niestety dziesięć lat temu ta nasza rodzinna tradycja przegrała z... moim dyskiem, który wypadł, drań, krótko po Nowym Roku. Niby wskoczył z powrotem, ale lekarz na pytanie, czy mogę pojechać na narty, popukał się w głowę i polecił sanatorium.
Tak więc mąż z chłopcami pojechali w góry, a ja, żeby nie było mi przykro – do sanatorium
Na masaże, ćwiczenia, hydroterapię, fizykoterapię i inne cuda niewidy, po których czułam się znowu jak młody bóg, a raczej bogini. Przynajmniej przez jakiś czas. Dlatego regularnie tam wracałam. Bo raz, nie robiłam się młodsza (podobnie jak mój kręgosłup), a dwa – lubiłam tam wyzerować liczniki, odstresować się, poświęcając cały czas wyłącznie sobie.
Pomiędzy zabiegami chodziłam na spacery, czytałam, słuchałam muzyki i zdrowo się nudziłam. A do domu wracałam pełna energii do zmagań ze światem. A co porabiał mój mąż w tym czasie? Kiedy chłopcy wyrośli ze wspólnych wyjazdów z ojcem, zostawał w domu i dłubał przy swoim zabytkowym motorze, w którym zawsze było coś do naprawy. Poza tym oglądał sport w nieograniczonych ilościach i robił inne nudne męskie rzeczy, o których nie musiałam wiedzieć.
Czy się nie bałam, że jakieś głupie myśli mu przyjdą do głowy z nadmiaru swobody?
No, jakoś nie. Ufałam swojemu mężowi. Nie ma co ukrywać, po tylu latach wielka namiętność już się wypaliła, wszak dobiegaliśmy pięćdziesiątki, ale łączyła nas przyjaźń, zrozumienie, wzajemny szacunek… W porządku, również przyzwyczajenie i niechęć do zmian. I cóż w tym złego?
Człowiek w pewnym wieku przedkłada wygodę i bezpieczeństwo w związku nad emocjonalną jazdę bez trzymanki. Krótko mówiąc, nie byłam zazdrosna. Również dlatego, że Kazik nie był donżuanem i nie stał się nim nagle, gdy stuknęła mu czterdziestka. Kryzys wieku średniego szczęśliwie go ominął. Nie ciągnęło go do młodszych kobiet, chyba się nawet trochę ich bał, a flirtować nigdy nie umiał.
Wstyd się przyznać, ale to ja go poderwałam i uwiodłam, bo on, jak ta sierota, czekałby i czekał, aż się zestarzeję. Pantoflarzem bym go nie nazwała, miał swoje zdanie, którego umiał bronić, gdy mu się chciało, ale zasadniczo był takim leniwym mrukliwym misiem. Lubił spokój i dobrze zjeść. Kochał mnie i swój motor, a ja się cieszyłam, że w tej kolejności.
Czasem, nie kryję, chciałabym, żeby okazał mi jakieś względy, wysilił się na komplement, kupił kwiaty, prezent bez okazji, zaprosił na romantyczną randkę…
Marzenie ściętej głowy
Zbliżały się nasze srebrne gody, a Kazik kombinował tylko, jak odwieść mnie od imprezy, którą planowałam urządzić. Pokłóciliśmy się nawet o to krótko przed moim tegorocznym wyjazdem do sanatorium.
– Skarbie, czy naprawdę musisz robić z tego taką szopkę? Spraszać rodzinę i znajomych, których nie widzieliśmy od wieków?
– Owszem, muszę. Wyobraź sobie, że jestem dumna z naszego stażu i chcę się tym pochwalić. Widać ty nie.
– Ale o czym ja będę gadał z tymi wszystkimi ludźmi?
– O mnie, jak bardzo mnie kochasz, jaki jesteś ze mną szczęśliwy mimo upływu lat… – odparłam.
– A kasy ci nie szkoda? Skoro już na coś musisz wydać, zafunduj sobie jakieś ekstra zabiegi w sanatorium, odprężające, odmła…
– Lepiej nie kończ – przerwałam mu ostro. – Wiesz co, nigdy tak się nie cieszyłam na wyjazd, jak teraz!
No i pojechałam.
A że byłam nieco zła na męża, wybrałam się dzień wcześniej
Przyjęli mnie, ale na tę jedną noc ulokowana zostałam w pokoju dwuosobowym. Rezerwowałam zawsze jedynkę, bo trudno zgadnąć, kto się trafi. A nie wyobrażam sobie, że miałabym wypoczywać, gdy obok ktoś chrapałby w nocy, a w dzień bez przerwy narzekał. Jednak moja współlokatorka okazała się bardzo nietypową kuracjuszką.
– Witaj, jestem Zuza! – przywitała mnie dziarskim uściskiem ręki i szerokim uśmiechem. – To jak świętujemy nasz pierwszy dzień wolności od codzienności? Gdzie dzisiaj balujemy?
Wyglądała na zadbaną czterdziestkę. Zgrabna, przebojowa, seksowna. W innych okolicznościach wykręciłabym się; nie jeździłam do sanatorium, by szlajać się po knajpach z młodszymi koleżankami. Ale złość na męża, który traktował mnie jak stare wygodne kapcie, wciąż mnie trzymała, więc pomyślałam, czemu nie.
– Okej, tylko nie za bardzo wiem, gdzie tu można się zabawić. Zazwyczaj chodzę na spacery…
– Dziewczyno, to ty na gwałt – zaśmiała się zaraźliwie – potrzebujesz szkolenia z tego, jak być słomianą wdową! Korzystać trzeba, póki jeszcze jakiś facet się za tobą obejrzy!
Za nią na pewno się oglądali
Miała w sobie to coś, ten wabik. Spoważniała na moment, gdy jej to powiedziałam.
– Kiedyś też go nie miałam. Moim głównym życiowym celem było zadowalanie męża, dbanie o niego, prowadzenie mu domu. I co? Któregoś pięknego dnia wymienił mnie na młodszy model. Omal się nie załamałam, ale wzięłam się za siebie. Słono mi zapłacił za zdradę. A teraz żałuje, bo nowy model po dziesięciu latach się zestarzał, utył i teraz wygląda gorzej ode mnie… choć dwadzieścia lat młodszy.
Zdumiona uniosłam brwi.
– Tak, tak, nie chwalę się tym na prawo i lewo, ale skończyłam pięćdziesiątkę.
– Świetnie się trzymasz – westchnęłam z zazdrością. – Dzięki forsie mojego byłego. Zresztą to też moja kasa, ciężko na nią zapracowałam jako kura domowa. Ty także zamiast ładować forsę w jakieś obchody godów, zafunduj sobie nowe cycki, zrób lifting twarzy, odessij tłuszcz…
Dostrzegła moje uniesione brwi.
– Dobra, zmiana tematu. Co dziś robimy? Może rozruszamy to geriatryczne towarzystwo i jakiś wieczorek taneczny zorganizujemy?
– No, nie wiem… to jakbyś chciała ruszyć bryłę z posad świata.
Ale Zuzie się udało.
Miała ten dar poruszania ludzkich serc i ciał, zwłaszcza męskich
Ten jej mąż był chyba jakimś idiotą. W sanatorium czarowała lekarzy i kuracjuszy. Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Nie nudziłam się ani przez chwilę, prawdę mówiąc, wróciłam do domu zmęczona wrażeniami i na okrągło opowiadałam o swojej nowej przyjaciółce. Aż Kazik nie wytrzymał.
– Zuza to, Zuza tamto, zakochałaś się w niej, czy co? Z tego co usłyszałem, nie polubiłbym tego podstarzałego wampa.
– A to szkoda, bo odwiedzi nas w długi majowy weekend – zastrzeliłam go wiadomością.
Umówiłyśmy się tylko wstępnie, ale wobec takiej postawy małżonka – nic sobie nie przemyślał, gdy mnie nie było – postanowiłam dać mu nauczkę.
– Chyba żartujesz! Nie chcę tu tej baby! A jak przyjedzie, nie zamierzam jej zabawiać.
– I świetnie, nikt cię nie prosi, ona przyjedzie do mnie, a nie do takiego zramolałego niedźwiedzia jak ty!
Bałam się, że Zuza odmówi, bo pewnie będzie miała mnóstwo planów na te wolne dni. Jednak ku mojemu zaskoczeniu natychmiast zgodziła się przyjechać.
– Z nieba mi spadło to twoje zaproszenie! Nie cierpię siedzieć sama, a jakoś nikt inny nie wyszedł z propozycją – wyznała z bezwstydną szczerością.
Cała Zuza. Przyjechała w sobotę rano z dwiema wielkimi walizami.
– Jakby miesiąc zamierzała u nas siedzieć – skomentował burkliwie Kazik, którego zmusiłam, by pojechał ze mną na dworzec.
Spiorunowałam go wzrokiem i rzuciłam się witać przyjaciółkę.
Uściskała mnie, a ponad moim ramieniem otaksowała wzrokiem Kazika
– No, no… Masz tu kawał faceta. Mąż się zmieszał, chyba nawet zarumienił pod zarostem, a ja się zaśmiałam.
W samochodzie sądziłam, że pogadamy, ustalimy plan działań na trzy dni jej pobytu, ale Zuza nie dopuszczała nikogo do głosu. Usiadłam z tyłu, ona z przodu. Opowiadała o swoim ostatnim podboju, młodym sąsiedzie, który potykał się na jej widok. Niby nic nowego, słyszałam już te jej historyjki, ale naraz wyczułam w opowieści Zuzki fałszywy ton. Brylując, żartując, śmiejąc się perliście co jakiś czas dotykała to uda Kazika, to jego ramienia. Te niby przypadkowe gesty wcześniej mi nie przeszkadzały, ale wcześniej ocierała się o obcych facetów, nie o mojego męża.
Gdy moje i Kazika spojrzenia spotykały się w lusterku wstecznym, już wiedziałam, co on myśli o mojej przyjaciółce. Przyznaję, też byłam skonfundowana. Podejrzewałam, że nie przypadną sobie do gustu, ale nie sądziłam, że Zuza zacznie go tak nachalnie podrywać – jakby coś chciała sobie udowodnić – czym do reszty go zraziła.
Co gorsza, mnie się to też nie podobało
O ile mogłam zrozumieć, że wyraźny opór Kazika działał na nią jak płachta na byka, o tyle nie pojmowałam, czemu nie brała pod uwagę moich uczuć. To był grubaśny nieruchawy miś. Ale, do cholery, to był mój miś!
Gdy dojechaliśmy, postanowiłam się pozbyć męża i synów – wysłałam ich na spacer z psem do lasu, co powinno im zająć ze dwie godziny. Sama w tym czasie zamierzałam ogarnąć sytuację z Zuzą. Chciałam dyskretnie ją poprosić, by zbastowała z flirtowaniem, bo peszy Kazika. Nic z tego nie wyszło, bo Zuza wolała pojechać z panami do lasu, niż zostać ze mną w domu, pogadać przy kawie w kuchni…
Nie było ich prawie cztery godziny. Wrócili w doskonałych humorach. Znaczy Zuza świergotała mi do ucha, chłopcy gdzieś przepadli, a Kazik zaszył się od razu w garażu. Gdy tam poszłam, na mój widok syknął wściekły:
– Zrób coś z nią!
– Ale o co chodzi? I ciszej, bo usłyszy… Niby poszła się odświeżyć…
– O co chodzi? Nie życzę sobie, żeby wisiała mi u ramienia, czyniąc dwuznaczne propozycje – szeptał wzburzony. – Żeby ciągała mnie po całym mieście niby celem zwiedzania okolic. To chodzący obciach. Kobieta w jej wieku powinna mieć jakąś klasę, wyczucie, jakieś choć szczątkowe hamulce…
– Jasne! Przeszkadza ci, że nie jest zahukaną kurą, że ma własny styl, może nazbyt swobodny…
– Proszę cię! To babsko próbowało flirtować nawet z twoimi synami. Studentami! Żenada. Wstydziłem się za nią. Dlaczego chłopcy woleli nie wracać, co? Nie zdziwiłbym się, gdyby spali poza domem, z obawy przez nocnymi odwiedzinami… cioci Zuzy. Ta erotomanka gotowa wleźć im do łóżka, tłumacząc się pomyleniem pokoi!
– No, wiesz! Teraz to już przesadziłeś…
Urwałam w pół zdania, słysząc skrzypnięcie drzwi
Do garażu wsunęła się Zuza, ubrana w jedwabny czarny szlafroczek.
– Nie chcę ci przeszkadzać, ale… – i tu pretekst, z jakim przylazła, ulotnił się, bo znalazła nowy, dużo lepszy: – Jaki piękny motor! Cudo! Wspaniały! – zachwycała się tak szczerze, że Kazik zerknął na nią ciut życzliwiej.
I wtedy uznałam, że nadużyła praw gościa. Ufałam swojemu mężowi, ale co za dużo to niezdrowo. Nie mogłam pozwolić, by przystojna, zgrabna kobieta, uwodząca mężczyzn dla sportu, snuła mi się półnago po domu, przy mężu i… i dzieciach!
Wyprowadziłam ją za łokieć z garażu i oznajmiłam, że cofam moje zaproszenie i wynajmę jej pokój w hotelu. Spojrzała na mnie wyzywająco, chciała coś powiedzieć. Jednak musiała dostrzec stal w moim wzroku i w końcu tylko pokiwała smętnie głową… Gdy opuszczała mój dom, smutna i cicha, naraz zobaczyłam w niej samotną, nieszczęśliwa kobietę, rozpaczliwie goniącą za młodością, miłością… Zrobiło mi się jej żal, ale nie na tyle, bym zmieniła zdanie.
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”