„Zostałam prostytutką, gdy miałam 17 lat. Wstydzę się tego, od kiedy mam syna. On kiedyś dowie się kim jestem”

Matka, która wstydzi się swojej pracy fot. Adobe Stock
Wstydzę się tego, co robię – odkąd mam dziecko.
/ 10.11.2020 12:09
Matka, która wstydzi się swojej pracy fot. Adobe Stock

Michałek właśnie poszedł do szkoły, a ja zaczęłam się szykować do pracy. Włożyłam gładkie czarne pończochy zakończone koronkowym ściągaczem, umalowałam się dość mocno, wyjęłam z szafy świeżą czarną koszulkę i czerwony kostium. Spojrzałam krytycznie w lustro. No tak, nikt nie powinien mieć wątpliwości, jaką profesję uprawiam...

Westchnęłam ciężko. Najchętniej przestałabym już zarabiać ciałem. Odkąd mam dziecko – a to już ponad 7 lat – wstydzę się tego, co robię. Tyle że nic innego robić nie umiem, a z czegoś muszę utrzymać syna. Na jego ojca nie mam co liczyć. Zresztą, nie chcę, by mały go poznał. Wystarczy, że ja popełniłam błąd, zadając się z takim sukinsynem.

Zostałam prostytutką w wieku 17 lat

Nikt mnie do tego nie zmuszał, nie przycisnęła mnie bieda. Po prostu spodobało mi się szybkie zarabianie dużych pieniędzy. I takie życie. Wtedy, gdy byłam młoda, śliczna i niezbyt mądra, faceci za mną szaleli. Najczęściej poznawałam ich tam, gdzie sama lubiłam się bawić – w przeróżnych knajpach, klubach, na dyskotekach.

Dobrze pamiętam swój pierwszy raz za pieniądze. Przysiadł się wtedy do mnie starszy facet. Starszy ode mnie, bo tak naprawdę ile on mógł mieć lat? Niewiele ponad 30. Postawił mi drinka, zaprosił do tańca. Wcześniej wszyscy tak robili, a ja się z nimi bawiłam za ich pieniądze. Ale ten mężczyzna chciał czegoś więcej.

Zaproponował, byśmy poszli do hotelu. Owszem, byłam trochę wstawiona, jednak nie na tyle, żeby nie wiedzieć, czego ten facet ode mnie może chcieć. Mimo wszystko z nim poszłam. Trochę z ciekawości, trochę na przekór światu. Ja, dziewczyna wychowana w domu z zasadami, chciałam z tym wszystkim zerwać, zrobić coś innego, coś, co w moim środowisku nie było uznawane. Taki młodzieńczy bunt.
Może gdyby ten pierwszy raz był okropny, więcej bym tego nie zrobiła. Ale ten facet był delikatny. Po prostu chciał się kochać. Bez żadnych ekscesów i przemocy, bez wyzwisk. W hotelowym pokoju wypiliśmy szampana, a potem poszliśmy do łóżka. Rano się ubraliśmy, a on dał mi pieniądze. Dużo, 200 złotych. Zapytał, czy jak znowu będzie w mieście, to znajdzie mnie w tym samym klubie. Uśmiechnęłam się tylko zalotnie i powiedziałam, że może, jeśli dopisze mu szczęście...

A potem to już zrobiła się norma. Chodziłam do klubów nie tylko w weekendy. Zawsze miałam wzięcie, więc zarabiałam coraz więcej i więcej. Rodzice (bo wtedy jeszcze z nimi mieszkałam) martwili się, że tak często imprezuję. Ale ja miałam kartę przetargową: świetne oceny.
– Przecież chodzę do szkoły i dobrze się uczę – mówiłam, gdy mama zabraniała mi wychodzić wieczorem. – Jestem już praktycznie dorosła. A należy mi się odpoczynek. Wiem, że nie lubisz dyskotek i klubów, ale ja tam właśnie najlepiej się relaksuję. Więc ja będę dalej się uczyć, a wy traktujcie mnie jak dorosłą. To uczciwy układ, prawda?

To wszystko nie trwało długo. Zrobiłam maturę – rok wcześniej niż moi rówieśnicy, bo wcześniej poszłam do szkoły – i oznajmiłam rodzicom, że się wyprowadzam. Mama była bardzo nieszczęśliwa, że nawet nie rozważam pójścia na studia.
– Z twoimi ocenami, z twoim rozumem... Powinnaś to wykorzystać. A tak, tylko zmarnujesz sobie życie, dziecko – rozpaczała.
– Chcę spróbować żyć po swojemu – tłumaczyłam jej, pakując ciuchy. – Wynajmę mieszkanie z koleżanką, będę pracować. Na studia zawsze zdążę iść.

Skłamałam wtedy. Nie wynajmowałam mieszkania z koleżanką, tylko sama – kawalerkę. Musiałam mieć gdzie pracować.

Podobało mi się nowe życie. Zabawa, szaleństwo, szampan, drogie knajpy, drogie ciuchy, na które mogłam sobie teraz pozwolić. W ogóle nie myślałam o przyszłości. Nie przestraszyłam się nawet wówczas, gdy pewnego dnia zgłosili się do mnie „opiekunowie”. No cóż, wiedziałam już wtedy, że gdy jakaś kobieta pracuje sama dla siebie, a ma dużo klientów, to prędzej czy później ktoś się nią zainteresuje. I złoży jej ofertę nie do odrzucenia.

Stałam się zatem już pełnoprawną prostytutką. Miałam swoich alfonsów, swój rewir, niektórych stałych klientów. I niektórych takich, którzy nie płacili za moje usługi, ale nie byłam w stanie w żaden sposób się ich pozbyć. A wśród nich Łysego. Bandziora, dealera narkotyków. Ojca mojego syna.
Gdy okazało się, że jestem w ciąży, przestraszyłam się. Chciałam usunąć, lecz coś mi nie pozwoliło. Łysemu nic nie powiedziałam. Odcięłam się od wszystkich. Przestałam pracować. Moi opiekunowie wiedzieli, o co chodzi, i zażądali, żebym rozwiązała ten problem. A ja chciałam urodzić to dziecko.
Wyjechałam z miasta, zamieszkałam na kilka miesięcy w pewnym domu samotnej matki. Nikt tam nie znał mojej przeszłości, a ja chciałam tylko bezpiecznie urodzić dziecko. I gdy na świat przyszedł Michałek, byłam szczęśliwa jak nigdy przedtem.

Jednak nie mogłam tam siedzieć wiecznie, musiałam wrócić do miasta. Rodzicom powiedziałam, że chcę sama wychować małego, że on ma tylko mnie, ojciec jest nieważny. Matka płakała, a tata zwyczajnie się wściekł. Właściwie to wtedy podjęłam decyzję, że nie chcę od nich żadnej pomocy – poradzę sobie sama.

Wychodziłam na ulicę co noc, żeby zarobić na życie i opiekunkę do dziecka. Potem pracowałam w ciągu dnia. Michałek był w przedszkolu, nie musiałam płacić opiekunce za nocki. I zaczęłam się zastanawiać, co dalej zrobić ze swoim życiem. Przecież byłam coraz starsza. W moim zawodzie doświadczenie to niestety wada, a nie poszukiwany atut. A poza tym...

Poza tym ciągle tkwiła mi w głowie opowieść mojej koleżanki, też prostytutki i matki. Mamy wspólnego opiekuna i ten sam rejon. Lubię ją. Chociaż w naszym świecie rzadko zdarzają się prawdziwe przyjaźnie, to mam wrażenie, że z Kariną właśnie coś takiego mnie łączy. W każdym razie wiem, że mogę na nią liczyć, obydwie mamy podobne problemy i podobny lęk przed przyszłością.
Tamtego dnia przyszła „do pracy” strasznie zdenerwowana. Poprosiła mnie o papierosa, co mocno mnie zaniepokoiło, bo ona właściwie nie pali.
– Muszę rzucić to cholerstwo – oznajmiła mi, zaciągając się mocno.
– Palenie? – spytałam zdziwiona.
– Nie, tę robotę – nerwowo odgarnęła grzywkę z czoła. – Nie mogę dłużej pracować na ulicy. Po prostu nie mogę...
– A co się stało? I co właściwie masz zamiar robić? – chciałam wiedzieć.
– Nie mam pojęcia, nie zastanawiałam się jeszcze – zgasiła papierosa i odetchnęła. – Ale muszę. Konrad mnie widział.

Zamarłam. Konrad to jej syn. Ma 8 lat. I oczywiście – podobnie jak mój – nie wie, co robi jego mama, kiedy chodzi do pracy.
– Jak to cię widział? Gdzie?!
– Tu. Wczoraj – westchnęła. – Konrad był na wycieczce z klasą. Wiedziałam, że wybierają się do teatru, ale nie zarejestrowałam, do którego. A oni szli do tego, przy placu – machnęła ręką w kierunku skwerku, na którym najczęściej siedziałyśmy latem. – No i zobaczył, jak idę ulicą. Zawołał: „Mamo!”. Na szczęście szedł w ostatniej parze, więc dzieci mnie nie zauważyły. Ale pani – i owszem. Spojrzała na mnie tak... Dziwnie, wiesz. Powiedziała coś do Konrada i poszli. Wieczorem spytał mnie, czemu nie byłam w pracy...

Nerwowo zaciągnęła się papierosem.
– Wiesz – podjęła – on jest mały, ale już niedługo zorientuje się, co robię. Dobrze, że dzieci nie zwróciły na mnie uwagi. Różnie się rozwijają, niektóre mogą już coś kojarzyć. Chociażby z internetu. Konrad nie widzi świata poza piłką, ale jego koledzy są bardziej dojrzali i interesują się nie tym, czym powinni. Musiałabym mu zmienić szkołę. Może nawet musielibyśmy się przeprowadzić. Całe szczęście, że ta nauczycielka nie komentowała. Powiedziała do Konrada, że z mamą zobaczy się w domu, a oni się spieszą do teatru...

Niewiele tego dnia zarobiłyśmy, bo musiałyśmy pogadać. Przejęłam się tym, co mi powiedziała. Dotarło do mnie, że i Michał może mnie kiedyś zobaczyć „w pracy”. Co mu wtedy powiem? Jak to wytłumaczę? Zastanawiałyśmy się, co zrobić. Łatwo zostać prostytutką, ale wycofać się z tego świata jest bardzo trudno. Opiekunowie nie byliby zachwyceni naszą rezygnacją. A my
– co miałybyśmy robić? Chodzi nie tylko o to, że trzeba by było zdobyć konkretny zawód. To także przestawienie się na inne myślenie, inny tryb życia...

Wiem, że prędzej czy później muszę podjąć tę decyzję. Jednak na razie jeszcze popracuję, żeby odłożyć pieniądze na jakiś sensowny kurs. Powinnam mieć oszczędności, bo pewnie minie trochę czasu, zanim uda mi się podjąć jakąkolwiek normalną pracę. Normalną, czyli za minimalną krajową. Będzie ciężko. Michałkowi też, bo na wiele rzeczy, do których jest przyzwyczajony, nie będzie mnie już stać. Ale zrobię to. Kiedyś...

Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Czekaliśmy na dziecko 12 lat. Syn urodził się 10 tygodni wcześniej z poważną wadą serca. Dlaczego los tak mnie pokarał?”„Moja żona zmarła przy porodzie. Ja nie byłem gotowy zostać samotnym ojcem i po prostu oddałem córkę do adopcji”„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat i bardzo długo to ukrywałam. Bałam się reakcji rodziców”

Redakcja poleca

REKLAMA