„Żona walczyła z rakiem, a ja w tym czasie romansowałem z inną. To Lidka kazała mi się wyprowadzić”

Umierająca kobieta w szpitalu fot. Adobe Stock
„Gdy przyjaciele dowiedzieli się, że spotykam się z Agatą, Lidka znowu była w szpitalu. Czekała ją kolejna operacja. Nowotwór przerzucił się na wątrobę. Przekaz był prosty: żona znowu zachorowała, więc dał sobie spokój i znalazł młodszą i zdrową. Nie dostałem szansy na obronę”.
/ 28.01.2022 12:02
Umierająca kobieta w szpitalu fot. Adobe Stock

Lidka to moja szkolna miłość. Poznaliśmy się na kółku historycznym. Razem byliśmy prawie 20 lat. Nie najgorszy wynik, prawda?

Lidka była nie tylko moją dziewczyną, narzeczoną, żoną, ale też najlepszym przyjacielem i kumplem. Na piłce nożnej znała się lepiej niż ja. Znała statystyki, przepisy. Tak miała ze wszystkim – jak coś robiła albo coś ją zaciekawiło – musiała temat zgłębić do dna. Ale nie myślcie, że Lidka to był typ zimnego analityka. Jak ona przeżywała mecze swojej ulubionej Barcelony. Z piwem w ręku przed telewizorem potrafiła wyzywać sędziów od najgorszych. Słów, których wtedy używała, nie słyszałem z jej ust przy żadnej innej okazji.

To jej pomysłem był ślub w polskim konsulacie w stolicy Katalonii. Nasz wieczór miodowy spędziliśmy na meczu na Camp Nou. Dopiero jej mamie udało się ją przekonać, żeby nie ubierała Jasia, naszego pierworodnego, do chrztu w koszulkę Barcelony.

Coś zaczęło się psuć, gdy nasza córeczka, Ada, miała 2 lata. Coraz rzadziej rozmawialiśmy i śmialiśmy się razem. Lidka była często jakby nieobecna. Zastanawiam się czasem, czy to nie były już pierwsze objawy choroby. Przecież ten guz w jej mózgu nie pojawił się z dnia na dzień.

Potem Lidka zaczęła mieć bóle głowy. Lekarka przepisała jej leki na migrenę. Czy gdybym od razu przekonał ją do tomografii, Lidka by żyła? Na to pytanie nie ma odpowiedzi. Ale nie miałem pojęcia, że leki nie pomagają, że moja żona ma zawroty głowy, zaniki pamięci, mdłości. Bo wtedy już ze sobą rozmawialiśmy tylko o dzieciach, zakupach i porządkach w domu.
Michał, chyba powinieneś się wyprowadzić. Przecież my się męczymy. Zróbmy to, zanim się znienawidzimy – żona jako pierwsza powiedziała głośno o tym, o czym oboje myśleliśmy od jakiegoś czasu.

Następnego dnia rano straciła przytomność. Tomografia, rezonans i diagnoza – guz mózgu. Wielkości piłki do ping-ponga.

Dzięki przyjaciołom trafiliśmy do wybitnego specjalisty

– Nie będzie łatwo, ale spróbujemy wyciąć tego guza. Musimy działać szybko – oświadczył. – Dalsze leczenie będzie zależeć od wyników tej operacji.

Niestety, nie wszystko przebiegło zgodnie z planem.

– Nie mogłem wyciąć całego guza. Mogłaby pani zostać rośliną. Teraz musimy to, co zostało, potraktować chemią. Żeby wybić cholerstwu z głowy pomysł na rozrastanie – lekarz próbował być dowcipny, ale widziałem w jego oczach, że to poważna sprawa.

Lidka fatalnie znosiła chemię. Po każdej wymiotowała. Siedziałem z nią nieraz całe noce na podłodze w łazience i trzymałem w ramionach. Dzieci zostawały wtedy u dziadków. Lidka nie chciała, żeby widziały ją w takim stanie.

Po dwóch seriach chemii okazało się, że resztki guza się zmniejszyły. Po pół roku usłyszeliśmy słowo: remisja. Lidce zaczęły odrastać włosy, przybrała na wadze.

Michał, bardzo dziękuję, że przy mnie byłeś. Nie dałabym rady bez ciebie. Ale to, że zachorowałam nie znaczy, że coś się zmieniło. Pamiętasz, że już podjęliśmy decyzję o rozstaniu. Nie musisz teraz zostawać ze mną z litości. Nie chcę tego – któregoś wieczora moja żona wróciła do przerwanej prawie rok temu rozmowy.

Nie chciałem o tym słyszeć. Uważałem, że moje miejsce jest przy niej, w domu. Przecież ciągle jest słaba.

Wtedy znałem już Agatę

Ale jeszcze do niczego między nami nie doszło. Poznaliśmy się w szpitalu. Agata przywoziła na chemioterapię babcię. Zaczęliśmy rozmawiać. Z początku oczywiście o chorobie naszych bliskich. Ale z czasem okazało się, że mamy mnóstwo innych tematów. Wstyd powiedzieć, ale jadąc z Lidką na chemię, po cichu zawsze liczyłem, że spotkam Agatę.

Któregoś razu okazało się, że Agata bardzo się spieszy. Kręciła się nerwowo na krześle i patrzyła na zegarek.
– Widzę, że się pani niecierpliwi. Jeśli to pomoże, odwiozę panią Zofię do domu. Nie ma problemu – zaproponowałem.
– Naprawdę? Bardzo by mi pan pomógł. Muszę zdążyć do banku przed zamknięciem. Na pewno będę w domu zaraz po was, babcia nie będzie sama – Agata z ulgą przyjęła moją ofertę. Wymieniliśmy się telefonami. Obiecałem, że zadzwonię, jak tylko dostarczę panią Zofię na miejsce.

Wieczorem dostałem esemesa: „Dziękuję za pomoc”. Gdy Lidka zasnęła, odpisałem: „Moja żona w końcu śpi. Jak babcia?”. „Słabo. Wymiotuje już piątą godzinę”. Korespondowaliśmy tak prawie do 4 rano, nawzajem podtrzymując się na duchu.

Od tamtej pory często do siebie dzwoniliśmy. Byłem na pogrzebie pani Zofii. Trzymałem się z daleka, ale Agata mnie zauważyła. „Dziękuję, że byłeś” – napisała wieczorem.

Lidka postawiła na swoim, w końcu się wyprowadziłem

Zaprosiłem wtedy Agatę na kawę. Po raz pierwszy rozmawialiśmy poza szpitalem. Z początku oboje czuliśmy się niezręcznie.
– Michał. Mogę tak na ty, prawda? Trochę się nam rozmowa nie klei. Poopowiadaj mi może o swoich dzieciach – zaproponowała.

O Adzie i Jasiu mogę mówić godzinami. Są wspaniali. Więc to był strzał w dziesiątkę. Po godzinie Agata mi przerwała.
– No, chyba na razie starczy. Bo zaraz zamkną knajpę i się nie dowiem, dlaczego się spotkaliśmy.
Powiedziałem jej prawdę. Że moje małżeństwo z Lidką jest skończone. Zareagowała nerwowo.
– Nie możesz jej zostawić, przecież jest chora. Tak się nie robi.

Przez następne pół godziny tłumaczyłem jej, że między nami dawno było źle, że to w dużej mierze decyzja Lidki. Podjęta jeszcze przed chorobą. Agata zrozumiała. Żałuję, że moi przyjaciele nigdy nie dali mi takiej szansy. Nie wysłuchali mnie.

Z moimi i Lidki rodzicami porozmawialiśmy od razu. Widziałem, że nie mogą się pogodzić z tym, że nasze małżeństwo się sypie. Ale przynajmniej starali się zrozumieć. Może gdybym od razu przyznał się też do tego przyjaciołom, byłoby łatwiej?

Nie wiem czemu, ale oboje z Lidką przed znajomy udawaliśmy, że wszystko jest okej. Od towarzyskich spotkań wymigiwaliśmy się kruchym stanem zdrowia Lidki. Gdy nie udało się uniknąć gości w jej urodziny, udawałem, że wszystko gra.

To był błąd. W rezultacie, gdy bomba wybuchła i przyjaciele dowiedzieli się, że spotykam się z Agatą – Lidka znowu była w szpitalu. Czekała ją kolejna operacja. Nowotwór przerzucił się na wątrobę. Przekaz, jaki odebrali przyjaciele był prosty: żona znowu zachorowała, więc dał sobie spokój i znalazł młodszą i zdrową.

Nie dostałem szansy na obronę. Przyjaciele ostentacyjnie wyrzucali mnie ze znajomych na Facebooku, wcześniej wylewając na mnie wiadra pomyj. „Łajza, zwyrodnialec, niewdzięcznik” – to najłagodniejsze określenia. Koledzy nie odbierali ode mnie telefonów. Zresztą, nie bardzo miałem czas i siłę, żeby szukać z nimi kontaktu. Całe dnie siedziałem w szpitalu. Dzieci z przedszkola i szkoły do dziadków odprowadzała Agata.

– Ada i Jaś bardzo ją lubią. Podziękuj jej ode mnie – poprosiła kiedyś Lidka.

Agatę pamiętała ze szpitala. Gdy jej powiedziałem, że się spotykamy, uśmiechnęła się.
– To w sumie dość zabawne, że w czasie chemii wytworzyła się między wami chemia.
Próbowałem też się uśmiechnąć, ale jakoś nie mogłem.

Po wyjściu ze szpitala Lidka była zbyt słaba, żeby samodzielnie mieszkać. Dyżurowałem przy niej na zmianę z mamą i teściową. Dzieci tułały się między mieszkaniami dziadków a moim. Do mamy wpadali z wizytą tylko w niedziele.

Potem była kolejna seria chemioterapii. O dziwo, tę Lidka znosiła dużo lepiej.

Przez chwilę wierzyliśmy, że tym razem walka jest wygrana. Ada i Jaś znowu zamieszkali z mamą. Wtedy okazało się, że Agata jest w ciąży. Nie planowaliśmy tego.

Uznałem jednak, że to nie jest dobry moment na rozwód. Ale to Lidka nalegała, żebyśmy uregulowali nasze sprawy. Na rozprawach nie było mowy o jej chorobie, ale mam wrażenie, że sędzia o niej wiedziała. Może byłem przewrażliwiony, ale jestem pewien, że patrzyła na mnie z pogardą.

Ślub wzięliśmy dwa tygodnie przed narodzinami Zosi. Ada i Jaś zaakceptowali siostrę od razu. Prawie się pobili o to, kto pierwszy weźmie ją na ręce.

Przez moment byłem pewien, że wszystko już będzie dobrze. Że się ułoży. Że Lidka wyzdrowieje. Że będziemy „normalną” rozwiedzioną parą – jakich w końcu dużo. I że przyjaciele mi odpuszczą, przestaną uważać za potwora.

Niestety, nic z tego. Gdy Zosia miała pół roku, Lidka znowu zachorowała. Tym razem przerzuty miała już wszędzie.
– Więcej chemii nie będzie – zdecydowała. – Nie mam już siły. Nie mogę.

Błagałem ją ja i rodzice. Nawet dzieci, przed którymi nie dało się długo ukryć, że mama znowu jest chora. Bezskutecznie.

– Kochani. Chcę jak najdłużej być w domu, z Adą i Jasiem. Chcę, żeby mnie zapamiętali jak się z nimi bawię, a nie leżącą w szpitalu i podłączoną pod jakieś przerażające maszyny. Nie chcę, żeby mnie odwiedzali w szpitalu, gdy już przyjdzie koniec. Michał, musisz mi to obiecać.

Nie miałem wyjścia. Obiecałem. Potem przez pół godziny płakałem w łazience. Naurągałem wtedy Bogu. Że to nie fair, że niesprawiedliwe, że jeżeli istnieje, to musi być okrutnikiem bez serca.

Po kilku tygodniach Lidka była już tak słaba, że musiała usiąść na wózek. Chyba czuła, że koniec się zbliża.
– Chciałabym poznać twoją córkę. W końcu jest siostrą moich dzieci. I porozmawiać z Agatą. Poproś ją, żeby mnie odwiedziła. Może się zgodzi – poprosiła Lidka na dwa tygodnie przed śmiercią.

Wiedziałem, że to będzie bardzo trudna rozmowa dla nich obu. I że obie się jej boją, ale muszą ja odbyć.
Przyjechałem do Lidki z Zosią i Agatą. Lidka trochę pobawiła się z małą. Widziałem, że sprawia jej to przyjemność.

Po 40 minutach zabrałem córkę na spacer. Matki moich dzieci musiały porozmawiać w cztery oczy.
Wiem o czym rozmawiały z relacji Agaty. I tylko to, co chciała mi powiedzieć.

– Lidka już wie, że odchodzi. Powiedziała mi na koniec, że ciężko jej się z tym pogodzić. Tak bardzo nie chce zostawiać dzieci, ale po naszej rozmowie będzie jej ciut łatwiej. Że mi ufa i wie, że będę dla jej dzieci dobrą matką. A potem już tylko mnie przytuliła i obie płakałyśmy.

Dzień później Lidka poprosiła mnie, żebym zabrał ją i dzieci do zoo. Wiedziałem, że to pożegnanie. Lidka bardzo starała się być dzielna, ale widziałem, że z trudem powstrzymuje łzy. Była na bardzo silnych lekach przeciwbólowych, ale już słabo działały. Odwiozłem ich do domu. Spędzili razem ostatnią noc. Rano Lidka poprosiła mnie, żebym ją zawiózł do szpitala. Zdążyła się pożegnać z rodzicami. Odeszła w nocy.

Mama jest już w niebie. Wiemy – wyszeptał Jaś, gdy tylko powiedziałem, że musimy porozmawiać. Cały czas trzymał za rękę Adę. – Ja wiedziałem, że z mamą jest źle, już wczoraj. Ale była taka dzielna. Tak bardzo starała się udawać, że jest świetnie, że nic nie mówiłem.

Nie wiem, skąd w tym dziewięciolatku taka mądrość. Nie miałem już nic do dodania. Przytuliłem ich i razem płakaliśmy.

Trzy miesiące później Ada zapytała mnie, czy mama w niebie się obrazi, jak zacznie do Agaty mówić mamo. Jaś do dziś zwraca się do niej po imieniu, ale „mama” czasem też mu się wymknie.

Agata jest mądrą kobietą. Wie, że Lidka była przez ponad połowę mojego życia jego bardzo ważną częścią. I że na swój sposób kochałem ją do końca i kocham cały czas. I to nie wyklucza mojej miłości do niej.

Wiem, że damy radę i będziemy kiedyś szczęśliwi.

Post scriptum:

Mam na imię Agata i jestem tą złą – nową żoną Michała. Pewnie gdybym sama usłyszała historię o facecie, który porzucił dla innej umierającą żonę, też zapałałabym świętym oburzeniem. Ale teraz wiem, że świat nie jest czarno-biały. Żałuję, że przyjaciele Michała nigdy nie dali mu szansy i nie wysłuchali całej historii. Takie mamy czasy. Dziś zamiast rozmowy mamy wyroki ferowane w internecie. A wieloletnie przyjaźnie zrywa się jednym kliknięciem myszy na facebooku.

Wiem, że Michałowi często brakuje jego starych kumpli. Czasem, gdy ogląda mecz, zdarza mu się, że łapie za komórkę, żeby zadzwonić do któregoś z nich.

Mamy sporo znajomych. To albo moi kumple, albo ludzie nowo poznani. Nie żyjemy w izolacji. Ale bardzo bym chciała, żeby przyjaciele Michała pewnego dnia zmienili zdanie. To dla mojego męża ważne.

Wspaniali są rodzice Lidki. Jasne, nie było im łatwo zaakceptować mnie i naszą córkę. Ale zrobili to. Dziś nasze dzieci mają trzy komplety dziadków. Rodzice Lidki traktują Zosię jak swoją wnuczkę, mój tata gra z Jaśkiem w piłkę. To nie jest tak, że nasze życie to idylla. Jak każda rodzina mamy problemy. Ale wszyscy się kochamy. Staramy się z Michałem wychować dzieci jak najlepiej. Bardzo je wszystkie kocham i mam z nimi dobry kontakt. I wiem, że jeszcze nie teraz, ale za kilka lat będziemy musieli z nimi porozmawiać o tym wszystkim. Wierzę, ze zrozumieją.

Więcej prawdziwych historii:„Moja bratanica kupuje sobie miłość za pieniądze ojca. Nie widzi, że jej ukochanemu zależy tylko na nich…”„Przyjaciółka odbiła mi męża, ale gdy stracił władzę w nogach, porzuciła go. Ja za to pozwoliłam mu wrócić…”„Rodzina męża mówi, że umarł z miłości do mnie. A on po prostu zapił się na śmierć po tym, jak od niego odeszłam”

Redakcja poleca

REKLAMA