„Żona przyprawiła mi rogi z jakimś fagasem z pracy. Nie mogłem jej odpuścić. Zemsta jednak czasem bywa słodka”

Załamany meżczyzna fot. Adobe Stock, Paolese
„Od początku wiedziałem jednak, że tak tego nie zostawię. Swoim zachowaniem Justyna zraniła moją męską dumę. Musiałem się jej zrewanżować. Potraktować ją tak, jak ona mnie. Skoro władowała mu się do łóżka, to niech teraz zapłaci za swoje. Dosłownie”.
/ 20.03.2022 21:56
Załamany meżczyzna fot. Adobe Stock, Paolese

Poznaliśmy się, kiedy kończyłem studia. Na jakiejś imprezie u wspólnych znajomych. Justyna od razu wpadła mi w oko – wysoka, szczupła, ciągle uśmiechnięta. Pół roku później wciąż byliśmy razem. Oboje już pracowaliśmy. „Wynajmiemy coś i zamieszkamy razem. Tak na próbę…” – pomyślałem.

– Synek, nie kombinuj za długo, bo ci ją ktoś zabierze! Kupuj pierścionek! – żartował tata, kiedy wyprowadzałem się z domu.

Rodzice byli zachwyceni moją dziewczyną. Żadna z moich byłych aż tak nie przypadła im do gustu. Z zaręczynami poczekałem jednak kolejne pół roku. Zabrałem Justynę na weekend do Karpacza. Oboje uwielbialiśmy góry. Wymyśliłem, że oświadczę się na szczycie Śnieżki.

– Justynko, czy zostaniesz moją żoną? – zapytałem, padając przed nią na kolana, kiedy znaleźliśmy się już na górze.

– Tak! – krzyknęła od razu, a obecni tam turyści nagrodzili nas oklaskami.

Po ślubie wzięliśmy kredyt na mieszkanie. Wszystko nam się układało. Justyna doskonale sprawdzała się jako żona. Poza tym była kobietą z temperamentem, której w łóżku nigdy nie bolała głowa… Tak minęło kolejnych kilka lat.

– A dziecko? – dopytywali moi rodzice.

– Zdążymy. Teraz nikt się z tym nie spieszy – zbywałem ich, ale sam się martwiłem.

Chciałem zostać ojcem, lecz dla Justyny macierzyństwo najwyraźniej nie było ważne.

– Do trzydziestki się wyrobimy, obiecuję. Cieszmy się życiem! Chcesz, żebym zamieniła się w wieloryba? – żartowała.

Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jak intensywnie ona sama „cieszy się życiem”…

„Żona zdradza pana z kolegą z pracy. Spotykają się od pół roku. Jeśli chce pan poznać szczegóły, proszę do mnie zadzwonić…” – tak zaczynał się list, który rano, przed pójściem do pracy, wyciągnąłem ze skrzynki. Adresowany do mnie, podpisany żeńskim imieniem. Był też numer telefonu.

„To możliwe? Moja Justynka… – myślałem. – Weekendy spędzamy razem. A po pracy? Czasami gdzieś wychodzi, jak każdy. Koleżanka, kosmetyczka… Może ktoś z pracy jej nie lubi i próbuje zaszkodzić?”.

Musiałem się zrewanżować

Zastanawiałem się, czy powinienem dzwonić pod podany numer. Ciekawość zwyciężyła, chociaż byłem przekonany, że to wszystko jakieś nieporozumienie.

– Dostałem list… od pani? Był podany ten numer telefonu. O co chodzi? To jakieś żarty? – zacząłem rozmowę.

– Proszę pana, najlepiej jeśli się spotkamy. To nie są żarty. Wszystko opowiem…

Umówiliśmy się następnego dnia, tuż po mojej pracy. W kawiarni czekała na mnie miło wyglądająca pani w średnim wieku.

– Nie jestem wariatką ani donosicielką – zaczęła. – Po prostu mi pana szkoda. Widziałam was kiedyś razem z Justyną. Wydawał mi się pan sympatyczny…

– Ale ja nie wiem, o co chodzi!

– Mnie zdradzał mąż. I to latami. Wszyscy nasi znajomi wiedzieli. Ja dowiedziałam się ostatnia. Czułam się jak idiotka! Idę niedługo na emeryturę… Jest mi wszystko jedno, czy Justyna i jej kochaś dowiedzą się, że panu o nich powiedziałam. Chociaż z drugiej strony… wolałabym się nie kłócić.

– Co to za kochaś? O czym pani mówi? – spytałem coraz bardziej zdenerwowany.

– To Rafał, nasz księgowy. Żonaty, dwoje małych dzieci. W ogóle się nie krępują. Obściskują po kątach. Słyszałam plotki, że raz w tygodniu mają schadzkę w hotelu.

– Nie wierzę…

– To niech pan idzie do tego Rafała! Dam panu adres – podała mi kartkę.

Następnego ranka powiedziałem żonie, że wrócę później. Po pracy poszedłem na długi spacer, żeby poukładać myśli, a wieczorem – pod wskazany adres. Trafiłem na osiedle domków jednorodzinnych. Zadzwoniłem do drzwi. Otworzył mi mężczyzna. Na oko około czterdziestki.

„Przystojny” – pomyślałem i poczułem jeszcze większe zdenerwowanie.

– Tato, chodź na chwilę! – usłyszałem dziecięcy głosik dobiegający z głębi domu.

– Już, kochanie, idę! – krzyknął mężczyzna. – O co chodzi? – zapytał mnie.

– O Justynę – spojrzałem mu w oczy.

Pobladł, a w jego oczach dostrzegłem popłoch

 „A więc to prawda!” – pomyślałem.

– O jaką Justynę? – zapytał, ale było widać, że doskonale wie o jaką…

– O moją żonę, Justynę. Tę, z którą biega pan po hotelach! – warknąłem.

Mężczyzna obejrzał się przez ramię z wyrazem paniki na twarzy, pośpiesznie wyszedł z domu i zatrzasnął za sobą drzwi.

– Ciszej! – błagalnie spojrzał mi w oczy. – Tam jest moja żona i dzieci. A ja… Ja nie wiem, o czym pan mówi…

– Dobrze pan wie! To co, albo wchodzę do środka i mówię o wszystkim pana żonie, albo umawiamy się na jutro. Chcę pogadać.

– Dobrze, w porządku. Niech będzie jutro – zgodził się, widząc, że nie ma wyjścia.

Spotkaliśmy się w pubie. Już nie byłem zdenerwowany. Przeciwnie. Tych kilka dni wszystko zmieniło. „Już jej nie chcę! Brzydzi mnie jako kobieta!” – myślałem o żonie. Cieszyłem się nawet, że prawdy dowiedziałem się teraz, a nie, dajmy na to, za 10 lat, kiedy może mielibyśmy już dzieci.

„Ciekawe, kto byłby tatusiem!” – myślałem gorzko. Z natury jestem optymistą, więc potrafiłem się pocieszyć „Poznam inną. A ona niech sobie robi, co chce” – myślałem.

Od początku wiedziałem jednak, że tak tego nie zostawię. Swoim zachowaniem Justyna zraniła moją męską dumę. Musiałem się jej zrewanżować. Potraktować ją tak jak ona mnie. Dlatego spotkałem się z Rafałem.

– Justynka niedługo będzie wolna. Rozumiem, że też się rozwodzisz? – zapytałem kpiąco, kiedy spotkaliśmy się w pubie.

Od razu zaproponowałem mu przejście na „ty”, żeby lepiej nam się rozmawiało.

– Żonę mam… I troje małych dzieci. Najmłodsze ma 4 lata, jak ja mam się rozwodzić? – odparł, spuszczając wzrok.

– Czyli moja żona świadczy ci usługi seksualne, tak? Bierzesz ją do hotelu jak panią z agencji towarzyskiej. To dlaczego za darmo?! Od dziś będziesz mi za to płacił! Jako prawowitemu mężowi! – powiedziałem, coraz bardziej rozbawiony.

– Co ty wygadujesz? – przeraził się.

– To, co słyszysz – odparłem. – Ponoć robicie to raz w tygodniu. Biorę stówę za każdy numerek. Jak ci się uda dwa razy w tygodniu, to drugi raz masz gratis!

– Przestań już… – pokręcił głową zrezygnowany. – Nie będę się z nią spotykał…

– Ależ spotykaj się! Mnie już to nie obchodzi, naprawdę. I tak się z nią rozwiodę. Tylko pamiętaj, stówa za każdy numerek dla mnie. A to mój numer konta – podałem mu przygotowaną wcześniej kartkę.

– Nie chcę… – bąknął.

– Weź! I pamiętaj, że za ten tydzień też mi się coś należy! Jeśli do piątku nie będę mieć kasy, idę do twojej żony. Stówa to i tak bardzo korzystna oferta – zakończyłem, podałem mu rękę i wyszedłem.

Nie wiem nawet, czy po tej rozmowie Rafał i moja żona jeszcze się spotykali. Ja sam, od kiedy dowiedziałem się o zdradzie, nie dotknąłem Justyny nawet palcem.

– Głowa mnie boli – używałem tej babskiej wymówki, kiedy próbowała przymilać się w sypialni.

– Co się z tobą dzieje? – wypytywała obrażona. – Zachowujesz się dziwnie!

– Nie wiem, kochanie, to pewnie chwilowe… – odpowiadałem, udając, że też się tym przejmuję. – Tylko proszę cię, nie szukaj sobie innego. Na pewno mi przejdzie.

– Co ty wygadujesz? Nikogo nie szukam… – odpowiadała.

Zgodnie z umową w każdy piątek na moje konto wpływało 100 złotych. Trwało to trzy miesiące. Dłużej nie wytrzymałem. „Pora zakończyć tę farsę” – stwierdziłem któregoś dnia. Postanowiłem zrobić to uroczyście. Zaprosiłem żonę na dobrą kolację.

– Nareszcie gdzieś razem wychodzimy! – cieszyła się, paradując przed lustrem.

Zasiedliśmy przy zamówionym wcześniej stoliku. Wszystko było idealnie.

– Kochanie, wiesz, że to nasza ostatnia wspólna kolacja – oznajmiłem jej, kiedy sprzątnąłem już wszystko z talerza.

Justyna pobladła.

– Masz kogoś? – zapytała.

– Nie, ale ty masz. Rafała. Poznałem go. Całkiem sympatyczny facet. Nie wiem tylko, czy będzie miał dla ciebie jeszcze czas. Wiesz, jak to jest przy trójce małych dzieci… Chociaż nie! Nie wiesz, bo nie chciałaś swoich. Miałabyś przez to mniej czasu na romansowanie… – ciągnąłem spokojnie.
Justyna była przerażona.

– Ja… Nie wiem, o czym mówisz…

– Wiesz doskonale. I wiesz, co ci jeszcze powiem? To ty stawiasz dzisiejszą kolację! Uczciwie na nią zapracowałaś.

– Nie rozumiem…

– Kazałem Rafałowi płacić za każdy seks z tobą. Stówa za tydzień. Niby mało, ale na więcej cię nie wyceniam. Powiedz mu, że już nie musi płacić. Przecież właśnie się rozstajemy – dodałem z uśmiechem.

Moja żona coraz bardziej bladła.

– Nie wierzysz, co? Później pokażę ci wyciąg z banku, sama zobaczysz – zakończyłem radośnie i poprosiłem o rachunek.

Przez całą drogę do domu Justyna milczała. Następnego dnia wyprowadziła się do rodziców. „Zarobione” przez moją żonę pieniądze starczyły nie tylko na pożegnalną kolację z nią, ale i na weekendowy pobyt nad morzem, już tylko dla mnie. Musiałem odpocząć i przemyśleć kilka spraw…

Czytaj także:
„Córka oskarżyła męża o zdradę, choć sama żyła w trójkącie. Sabotowała małżeństwo, by odejść do swojej pierwszej miłości”
„Nie miałam zamiaru być wredną teściową, ale z moją synową inaczej się nie da. To krnąbrna, leniwa i pusta dziewucha”
„Zrezygnowałam z macierzyństwa, bo mąż nie chciał dzieci. Na starość zostałam sama, bo on zrobił sobie bobasa z inną”

Redakcja poleca

REKLAMA