Zacznę od tego, że moja Julka zaprosiła do nas na obiad przyjaciółkę ze szkolnych lat, Agatę. W liceum były nierozłączne, ale potem ich drogi się rozeszły i straciły ze sobą kontakt. Niedawno jednak wpadły na siebie na ulicy, poszły na ploteczki i zaprzyjaźniły się na nowo. Od tamtego czasu Agata stała się jednym z głównych tematów naszych rozmów.
– To najwspanialsza kobieta pod słońcem. Tylko w miłości nie ma szczęścia. Mężczyźni chętnie zapraszają ją na randki, ale po dwóch, trzech spotkaniach nagle kończą znajomość. Zupełnie nie rozumiem dlaczego – westchnęła któregoś dnia Julka.
– A chciałabyś zrozumieć? – uśmiechnąłem się, bo wpadł mi do głowy pomysł.
– No pewnie. Może wtedy mogłabym pomóc, coś doradzić… Chcę, żeby była szczęśliwa…
– To zaproś ją do nas na obiad. Przyjrzę się jej, pogadam. I rozwiążę zagadkę.
– Naprawdę? Myślisz, że ci się uda? – ucieszyła się żona.
– No pewnie. Przecież jestem prawdziwym facetem. Z krwi i kości – wypiąłem dumnie pierś.
O co człowiek nie zapyta, ona jest górą
Agata przyszła do nas tydzień później. Gdy stanęła w progu, to aż mnie zapowietrzyło. Wyglądała wręcz zjawiskowo! Patrzyłem na nią, patrzyłem i nie mogłem uwierzyć, że można zakończyć znajomość z taką kobietą. „Ci faceci musieli być ślepi albo niespełna rozumu” – pomyślałem. Ale im dłużej rozmawialiśmy, im więcej się o niej dowiadywałem, tym coraz lepiej rozumiałem tych facetów. A kiedy się żegnaliśmy po skończonym obiedzie, byłem już pewien, że gdybym znalazł się na ich miejscu, też bym wziął nogi za pas.
– I co, rozwiązałeś zagadkę? – zapytała żona, gdy zostaliśmy sami.
– Wydaje mi się, że tak. I wiesz, co myślę? Że twoja przyjaciółka raczej nie znajdzie sobie porządnego męża. Szansa jest, ale naprawdę niewielka – rozłożyłem ręce.
– Dlaczego? – patrzyła na mnie zdziwiona.
– Tak w skrócie? Bo jest przerażająca i, że tak powiem, odstraszająca. Pierwsze wrażenie – piorunujące. Ale w miarę upływu czasu jest tylko gorzej…
– Zwariowałeś? Co ty za głupoty opowiadasz? Mówimy chyba o zupełnie innej osobie. Przecież Agata jest piękna, inteligentna, wykształcona, oczytana, samodzielna niezależna… – Julka zaczęła wyliczać jednym tchem.
– No i właśnie to jest takie przerażające i odstraszające – wpadłem jej w słowo.
– Słucham? Nie rozumiem…
– O matko… Gdybym na początku naszej znajomości usłyszał, że mówisz płynnie czterema językami, zarabiasz dwa razy więcej ode mnie, a wkrótce będzie to nawet trzy razy tyle, bo jesteś dopiero u progu kariery, a do tego świetnie znasz się na polityce i ekonomii, umiesz też naprawić kran, to nie bylibyśmy małżeństwem.
– Mówisz poważnie?
– Jak najpoważniej. My faceci lubimy imponować kobietom. Siłą, intelektem, sprytem, pieniędzmi… A przy takiej Agacie to się tylko kompleksów można nabawić. O co człowiek jej nie zapyta, jest górą. To naprawdę dołujące – tłumaczyłem cierpliwie żonie.
– Zaraz, zaraz… Czyli chcesz powiedzieć, że Agata nie znajdzie męża, bo faceci boją się mądrych, silnych, niezależnych kobiet? I wolą cichutkie, uległe, potulne dziunie, które potrafią trzepotać rzęsami, pięknie się uśmiechać, ale rzadko używają mózgu? – dopytywała się żona.
– No, może to zbytnie uproszczenie, ale najogólniej rzecz biorąc: tak – przytaknąłem.
– I tylko z takimi się żenią? – Julka świdrowała mnie wzrokiem.
– Oczywiście! Jeśli twoja przyjaciółka chce kogoś złapać na dłużej, musi zdecydowanie spuścić z tonu. Niech nie rozpowiada na lewo i prawo, co potrafi i co osiągnęła. Inaczej będzie sama do końca życia lub trafi na jakiegoś nieudacznika i ciamajdę, który będzie dla niej tylko kulą u nogi. A tego raczej chyba by nie chciała – uśmiechnąłem się zadowolony.
Byłem pewien, że Julka rzuci mi się z wdzięczności na szyję i podziękuje za dobrą radę. Bardzo się jednak pomyliłem…
Jest na mnie śmiertelnie obrażona
Gdy skończyłem, w salonie zapanowała na chwilę złowieszcza cisza. Julka przypatrywała mi się spod wpół przymkniętych powiek. A potem? Potem nabrała powietrza w płuca, poczerwieniała na twarzy i…rozpętało się piekło. Usłyszałem, że jestem obrzydliwym męskim szowinistą, że nie wiedziała, iż uważam ją za intelektualne zero, słodką, ale zagubioną i nieporadną idiotkę, która bez faceta będzie się poruszała w świecie jak dziecko we mgle. A skoro tak, to od dzisiaj śpię na kanapie i sam sobie gotuję. A ona się zastanowi nad przyszłością naszego małżeństwa. Bo nie jest pewna, czy chce być z facetem, który ma o niej tak niskie mniemanie.
Słuchałem tych ryków osłupiały, bo nie wiedziałem, o co chodzi, a jak już doszedłem do siebie i chciałem zapytać, to tylko zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem i zamknęła się w sypialni. No i od tamtej pory żona jest na mnie śmiertelnie obrażona. Jak wspomniałem na początku, prawie ze mną nie rozmawia, nie wpuszcza do sypialni, nie gotuje. Bardzo mi się to nie podoba, bo kanapa w salonie jest piekielnie niewygodna i już mnie kręgosłup boli, a jedzenie na mieście drogie i mi nie służy. A do tego jeszcze ta cisza w mieszkaniu i pełne wyrzutu spojrzenia.
Zwariować można. Chcę, żeby między nami było jak dawniej. Chociaż więc nie czuję się winny, chyba pobiegnę po kwiaty, padnę przed nią na kolana i ze skruszoną miną wyznam, że faceci nie lubią mądrych, silnych, niezależnych kobiet, ale ja jestem szlachetnym wyjątkiem, który, jak wiadomo, potwierdza regułę. Podkreślę ten wyjątek trzy razy, bo jeszcze sobie przypomni tamtą rozmowę i pomyśli, że skoro tak, to znaczy, że jestem nieudacznikiem i ciamajdą. A to przecież nieprawda, bo w naszym małżeństwie to ja jestem górą. Zarabiam troszkę lepiej, no i kran umiem naprawić. A Julka nie…
Czytaj także:
„Traktowałem żonę jak służącą. Nie interesowało mnie, że jest zmęczona. Miała zajmować się dzieckiem, sprzątać i gotować”
„Ślub syna był moją życiową porażką. Wziął sobie za żonę rozkapryszoną księżniczkę, która nawet mnie rozstawia po kątach”
„Gdy wyjechałem, żona zamieniła się w heterę. Liczyłem, że będzie na mnie czekać wylaszczona w szpilkach. Niemiło się zaskoczyłem”